14 października 2003

Okiem Adama Galewskiego (rewizora)

Odbył się VII Krajowy Zjazd Lekarzy w Toruniu – Nadzwyczajny. Sprawdziła się stara prawda: im mniejszy ośrodek, tym lepsza organizacja. W czasie zjazdu pracowano bardzo intensywnie i czas nie pozwolił na część rozrywkową. I to mi się podobało. Natomiast organizatorzy (izba kujawsko-pomorska) nie mieli wpływu na część proceduralną. Była fatalna. Rada Naczelna czy Komitet Organizacyjny po prostu nie były dobrze przygotowane do części organizacyjnej zjazdu. Przyjęcie regulaminu zjazdu trwało kilka godzin. Zawiedli płatni funkcjonariusze w Naczelnej Izbie i podlegli im prawnicy. Dopuszczono do ślimaczącej się dysputy o przecinkach. Próby rzekomych usprawnień poprzez kolegialne (5, 15 czy 30 delegatów) zgłaszanie wniosków nie przeszły, bo nie mogły się udać. To wbrew regułom demokracji. A na to jesteśmy wyczuleni szczególnie. Pomysł był niegłupi, ale zawiodło przygotowanie.

Przed zjazdem prasa usiłowała podzielić delegatów, szukając sensacji. Nie udało się. Zastanawiano się, czy zwolennikom przygotowywanej przez Zespół NRL wersji kodeksu etyki uda się go „przepchnąć”. Nie było takich prób. Dokonano natomiast kilku zmian, moim zdaniem, zgodnych z postępem wiedzy i znowelizowano stary kodeks. Może nie były to tylko zmiany kosmetyczne. Ale sensacji nie było.
Ponad 6 godzin głosowano poprawki. Przedtem w demokratyczny sposób (195 głosów „za”) uznano, że należy poprawić stary kodeks. Przeciwnych było 95 delegatów, w poprawkach jednak tych 95 znacznie złagodziło propozycje ostre i kontrowersyjne. A więc kompromis. Nie było wygranych i przegranych. Moim zdaniem, Kodeks Etyki Lekarskiej jest zdecydowanie za długi, zawiera wiele oczywistych prawd. Istnieje więc potrzeba napisania nowego – krótkiego, przejrzystego i zrozumiałego dla wszystkich lekarzy, aby go zapamiętali i mogli przestrzegać w codziennej praktyce. Ważny zapis to obowiązek donosu na nieprawidłowości dotyczące kolegi, niestety, potrzebny – we własnym, dobrze pojętym interesie.
Zjazd zajął stanowisko wobec katastrofalnej sytuacji w ochronie zdrowia. Próbę diagnozy podjął kolega Bukiel, znany medialnie jako przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy. Dla mnie funkcję takiego związku winna pełnić nasza korporacja, ale to odrębny temat.
Uważam, że czterostronicowe „stanowisko” to nic nowego. Jak jest – wszyscy widzą. Propozycje, niektóre nawet dość ostre, są jednak tylko próbą reformy systemu niereformowalnego. To zbiór słusznych postulatów, które jeżeli nawet zostałyby przez władze zaakceptowane, będą tylko odwlekać agonię. Wynikają zresztą z ustaleń „okrągłego stołu”. Najważniejsze jest stwierdzenie, że minimum 6% PKB (produktu krajowego brutto) musi być przeznaczone na zdrowie. Tylko musi być mądrze wydawane. W tym celu trzeba pójść dalej i oddać sprawy ochrony zdrowia Polaków w ich ręce, pacjentów. Każdy inny system prędzej czy później się załamie. Tymczasem propozycje rządu, zbieżne częściowo ze „stanowiskiem” naszej Rady Naczelnej, doprowadzą do likwidacji wielu placówek. Już widzę ten ogrom biurokracji, decydenckiej czyli korupcjogennej. Nie tędy droga.
Elegancko „załatwiono” finansowo największe izby. Otóż nie zwiększono odpisu składki z 15% na więcej. Tu zjazd był jednomyślny. Wystarczy – mówiono. Ale Izbie Naczelnej będziemy płacić 15% należnej składki. Dla Warszawy oznacza to zwiększenie wpłaty o jakieś 60%, ponieważ tzw. ściągalność nie przekracza u nas 80%. To jak z budżetem stolicy. Warszawa przekazuje do centrali najwięcej pieniędzy, a dostaje z powrotem 40%. Nie ma więc metra, nie ma obwodnic, brakuje mostów itd. Jest to filozofia urzędów skarbowych. Napisałeś, czy otrzymałeś fakturę, pieniędzy nie dostałeś, ale podatek płać. Trzeba będzie oprotestować te uchwały, łącznie z wykorzystaniem drogi sądowej.
Taki piękny prezent dali nam nasi koledzy z Izby Naczelnej, wybrani z naszej warszawskiej Izby. To daje dużo do myślenia. A wybory za 2 lata. Oczywiście zapomnieli też rozważyć i zająć się uchwałą naszego ostatniego zjazdu w sprawie zakazu łączenia funkcji, mimo że był to wniosek formalny. Nierozpatrzenie formalnego apelu – uchwały największej okręgowej izby przez zjazd jest zwykłym skandalem i wzywam do wyjaśnienia tej przykrej sprawy. Prezes dr Radziwiłł i przewodniczący zjazdu dr Savoni to członkowie Rady warszawskiej, a obok nich kol. dr Cerański łączący funkcje skarbnika Rady Naczelnej i wiceprezesa ds. finansowych Izby warszawskiej. Do zjazdu będziemy do tego wracać.
Tymczasem nasza Komisja Rewizyjna zebrała się 11 września. Postanowiliśmy, że do końca roku skontrolujemy tzw. imprezy Izby – jubileusze, wręczanie dyplomów, konferencje, spotkania koleżeńskie itd. Prześwietlimy każdy rachunek. Dokumenty już są szykowane. Znając sprawność koleżanek Wilmowskiej, Cholewińskiej i Bembenek, nie mam wątpliwości, że z pomocą biegłych szybko uporają się ze sprawą. To samo z tzw. pracami zleconymi. Niestety stwierdzamy, że nadal zawierane są u nas umowy cywilnoprawne z pracownikami Izby. Czytelnicy „Pulsu” zapoznają się dokładnie z wynikami kontroli. Ponownie trzeba przeanalizować zatrudnienie w Izbie. Jeżeli przez 14 lat nie można zidentyfikować lekarzy, członków, płatników składek – uznać to trzeba za zwykłą nieudolność. Lekarze, czytelnicy „Pulsu”, nie wiedzą, że niektórzy dyrektorzy ZOZ-ów i główni księgowi ściągają co miesiąc 30 zł z zarobków pracujących, ale nie wpłacają tego do Izby. Trzeba to załatwić za pomocą kodeksu karnego. W myśl uchwały zjazdu pracujący lekarze będą nie tylko finansowali kolegów ze swojej izby, ale i z całej Polski.
I tak spięły się problemy zjazdu z sytuacją naszej, warszawskiej Izby. Wychodząc ze zjazdu, szczerze i serdecznie pogratulowałem kol. Konstantemu Radziwiłłowi. Ten zjazd był na pewno jego osobistym sukcesem. Czynię to powtórnie teraz, publicznie. Cześć pracy.

Archiwum