10 grudnia 2007

Sagi rodzinne – Borkowscy

Zakorzenieni – cz. I

Do Francji Andrzej Borkowski trafił w 1967 roku, tuż po stażu. Dwa lata przepracował w szpitalu Purpan w Tuluzie. Proponowali, żeby został.
– Szybko zrozumiałem, że ludzie niezakorzenieni nie mają tam szans. I postanowiłem: wracam do Polski, gdzie mogę zrobić karierę.
W rodzinie Borkowskich reprezentował czwarte pokolenie lekarzy.

Tadeusz, Adam, Edward

W XIX-wiecznych Kielcach dr Tadeusz Koczanowicz, lekarz wojskowy w stopniu pułkownika, wiódł żywot nader ustabilizowany. Według anegdoty rodzinnej, do pracy stawiał się na 9.00, ale już o 11.00 zasiadał w kawiarni z gazetą. Gdy zegar wybijał dwunastą, ordynans czekał na progu domu z kieliszkiem wódki, a na stole w jadalni stawiano wazę parującej zupy. Żadnych niespodzianek. Mając odpowiednie koligacje – Eleonora z Mieroszewskich, właścicieli Będzina i Pieskowej Skały, była jego matką – i pozycję społeczną, mógł żyć tak, jak lubił. – I to wszystko, co wiem o swoim pradziadku po kądzieli – mówi prof. Andrzej Borkowski.
O dziadku Profesora, Adamie Borkowskim, wiadomo więcej. Pochodził ze Smoleńska i też był lekarzem wojskowym. Mieszkał w Dyneburgu, dawnej stolicy księstwa inflanckiego (dziś łotewski Daugavpils). Tam się ożenił, tam urodził się jego syn Edward, późniejszy lekarz, ojciec prof. Andrzeja Borkowskiego. Po dyplomie w Wojskowej Akademii Medycznej w Petersburgu dr Adam Borkowski zostaje skierowany do Aczyńska w Kraju Krasnojarskim. Kiedy wybucha I wojna światowa, idzie na front z żoną – sanitariuszką. Jego jednostkę dowództwo kieruje do Helsinek. Wybucha rewolucja. Doktor z żoną i trójką dzieci przedostaje się do Polski: najpierw do Piotrkowa Trybunalskiego, potem do Częstochowy, gdzie pracuje jako lekarz kasy chorych. – Ponoć tę przeprowadzkę do Częstochowy spowodował mój ojciec, od dziecka straszny nerwus. Rzucił kałamarzem w nauczyciela i dostał wilczy bilet; żadna okoliczna szkoła nie chciała go przyjąć. Postąpił bardziej radykalnie niż dziadek, który urzędnikowi izby skarbowej wysłał sekundantów, ponieważ tamten chciał mu zarzucić nieścisłości w rozliczeniach.
Wilczy bilet nie miał większego wpływu na przyszłe życie Edwarda. W 1928 roku rozpoczyna studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Wkrótce na stomatologię zdaje jego młodsza siostra Irena. – Cieszył się z tego – uśmiecha się Profesor – bo miała ładne koleżanki. Ale na miłość swego życia będzie musiał poczekać. Udziela się w Kole Medyków, w Bratniaku, po dyplomie w 1935 roku zostaje asystentem prof. Mariana Grzybowskiego w Klinice Dermatologicznej UW. Pod jego kierunkiem specjalizuje się w chorobach skórno-wenerycznych. Prosto z Kliniki trafia 1 września 1939 roku na front.

Powroty

15 maja 1942 roku na imieninach Zofii Borkowskiej zbiera się sporo gości. – Nawet nie przerwali bankietu, mama wyszła tylko do drugiego pokoju, a 5 minut po północy wszyscy witali mnie na świecie – opowiada prof. Andrzej Borkowski. – 16 maja przypada dzień św. Andrzeja Boboli, stąd moje imię.
Jego ojciec, dr Edward Borkowski, miał szczęście. Wzięty do niewoli we wrześniu 1939 roku, trafia do przejściowego obozu jenieckiego (Lager für Kriegsgefangenen) w Radomiu. Spędzi tam 6 tygodni. Wielu jeńcom udaje się opuścić obóz jeszcze szybciej. Dzieje się tak, jeśli jakakolwiek instytucja zgłosi zamiar ich zatrudnienia. Gdy prof. Marian Grzybowski, szef Kliniki Dermatologii UW, otrzymuje list z prośbą od swego asystenta, wysyła wymagane „zapotrzebowanie” i dr Edward Borkowski jest wolny. Niemcy bardzo się boją chorób wenerycznych, specjalistę w tej dziedzinie wypuszczają natychmiast. W Klinice dr Borkowski przepracuje tylko miesiąc. Czując się głową rodziny, postanawia wrócić do Częstochowy i zaopiekować się bliskimi. Podejmuje pracę w Miejskiej Przychodni Skórno-Wenerycznej. Otwarcie prywatnego gabinetu pozwala mu utrzymać rodzinę. Uczestniczy też w tajnym nauczaniu studentów I roku medycyny na utworzonym w Częstochowie tajnym Wydziale Lekarskim, filii Uniwersytetu Poznańskiego.
W 1941 roku żeni się z Zofią Kozerską, wnuczką dr. Tadeusza Koczanowicza, córką miejscowego aptekarza, „pierwszą partią Częstochowy”, jak pół żartem, pół serio mówi syn.

Okupant nie oszczędził obydwu rodzin. Wśród 200 zakładników wziętych w Częstochowie we wrześniu 1939 roku, znaleźli się ojciec i brat Zofii Kozerskiej Leszek.
Wygarnęli ich z domu, wywieźli za miasto i rozstrzelali – mówi Profesor. – Drugi brat matki, Tadeusz, uniknął wtedy śmierci, ponieważ nocował u kolegi. Krótko potem, jeszcze we wrześniu, udało mu się powtórnie. Szli we dwóch z bratem ojca Ludwikiem, gdy Niemcy zaczęli strzelać. Uskoczyli do rowów: Ludwik do lewego – zginął, Tadeusz do prawego – przeżył. Ciotce Irenie, siostrze ojca, też się udało. Była w partyzantce AK. Kiedy w 1943 roku Niemcy zrobili obławę, uciekła tylnym wyjściem. Aresztowali babcię i wysłali do Ravensbrück. Leokadię Borkowską, wraz z 4 tysiącami Polek więzionych w Ravensbrück, uwolnił hrabia Folke Bernadotte, bratanek króla Szwecji Gustawa V, działacz szwedzkiego Czerwonego Krzyża.

Po wyzwoleniu Zofia Borkowska przez dwa lata żyje w Częstochowie bez męża, z trójką dzieci. Dr Edward Borkowski został na kilkanaście miesięcy powołany do wojska. A ona ma jeszcze na utrzymaniu matkę, teściową, ciocie i babcie. – I całą tę wieloosobową rodzinę utrzymywała, piekąc pączki – wspomina Profesor.

Po zwolnieniu z wojska dr Edward Borkowski jest w Ministerstwie Zdrowia naczelnikiem Wydziału Zwalczania Chorób Wenerycznych, ale nie minie rok i wróci do Częstochowy na stałe. Zorganizuje od podstaw Oddział Dermatologiczny Szpitala Miejskiego im. Tytusa Chałubińskiego i przez 30 lat, do emerytury, będzie jego
ordynatorem. – Ojciec był zawsze zapracowany, w oddziale prowadził zajęcia dydaktycz- ne, pod jego kierunkiem młodzi lekarze zdobywali specjalizację I i II stopnia. Przez kilka lat kierował pogotowiem, był lekarzem PKP. I całe życie pracował społecznie. Kontynuował tradycje Częstochowskiego Towarzystwa Lekarskiego, które na początku XX wieku założył prof. Władysław Biegański. Rodzice opiekowali się wdową po Profesorze. Pamiętam, że miała w mieszkaniu piękną szumiącą muszlę i pozwalała mi ją oglądać. W tym domu jest dziś siedziba Oddziału PTL. Ojciec, będąc radnym, przeforsował nazwanie głównego placu przed ratuszem imieniem prof. Biegańskiego, napisał też o nim pracę. PTL nadało mu za te działania godność członka honorowego.

We wrześniu 1939 roku dr Edward Borkowski miał gotową pracę doktorską na temat roli witaminy C w chorobach skórnych. Wydrukował ją w Pamiętniku ze Zjazdu Dermatologów w 1948 roku, ale nigdy jej nie obronił.

Ewa DOBROWOLSKA

Archiwum