5 października 2017

Pochwała i krytyka symetrystki

Refleksje

Janina Jankowska

Ostatnio w debacie publicznej modne stało się słowo „symetryzm”. Niestety, ma ono już określoną barwę, bynajmniej nie pozytywną. Używają go obydwie strony polskiego podziału, z tym że w radykalnym skrzydle publicystów obozu antypisowskiego, w którym „symetryzm” został chyba po raz pierwszy użyty do etykietowania przeciwnika, „symetrysta” to pożyteczny idiota. W obozie radykalnych pisowców – to zdrajca. W czasach słusznie minionych mówiło się „zgniły inteligent”. Nietrudno zgadnąć, że znalazłam się w tym gronie.

Jako „symetrystka” widzę wiele podobieństw w zachowaniu dwóch zwalczających się plemion. Obydwa zakłamują fakty lub ich nie zauważają, jeśli to służy ich celom. Wystarczy porównać programy informacyjne. Wodzowie jednego
i drugiego obozu wypychają ze swoich wspólnot, a może lepiej szeregów, samodzielnie myślących. Tu lista po stronie PiS byłaby bogatsza, ale i z PO wypchnięci zostali wybitni ludzie: Jan Maria Rokita, Zyta Gilowska, Jarosław Gowin.

Partie wodzowskie nie potrafią przyjąć nawet życzliwych, krytycznych uwag od własnych członków. Obowiązuje zatem obrona każdej nierozważnej wypowiedzi. W najlepszym wypadku przemilczenie. Wszak potrzebna jest jedność, zwieranie szeregów, aby odsunąć przeciwnika od władzy. Obydwie partie niechętnie mówią o swoich błędach. A dziennikarskie zaplecza ich w tym wspierają. Ostatnio Janusz Majcherek wprost zachęcał „Gazetę Wyborczą”, by z większą rozwagą dopuszczała na łamy materiały krytyczne dotyczące ośmioletnich rządów PO, bo takie publikacje służą Kaczyńskiemu. Cel uświęca środki. Zatem, zdaniem rycerzy wartości europejskich, w obronie standardów demokratycznych można sięgnąć do środków, które u przeciwnika politycznego piętnuje się jako niedemokratyczne. Przeciwnicy lustracji chętnie wydobywają na światło dzienne materiały esbeckie, jeśli kompromitują one polityków wrogiej opcji.

Ktoś powie, że w dużo większym stopniu czyni to strona „dobrej zmiany”. Być może, ale mechanizm jest ten sam. Nie razi peerelowska przeszłość, jeśli były komuch jest nasz. Nie rozumiem, dlaczego obóz rządzący wraz z zapleczem zachowuje się jak oblężona twierdza? Dlaczego przed wdrażaniem reform nie szukano sojuszników do realizacji „dobrej zmiany” poza swoim środowiskiem? Dlaczego dziś każdy, kto chciałby zaproponować jakąś jej korektę, jest krytykowany i lekceważony?

Mówi się, że jesteśmy społeczeństwem głęboko spolaryzowanym. Co gorsza, nie widać możliwości podjęcia debaty. Każda strona szuka haków i złych intencji w komunikacie przeciwnika. Dwa obozy nie słyszą się wzajemnie. Nie rozumieją siebie. Lekceważą argumenty. Ktoś powiedział: jeden naród – dwie kultury. Patriotyzm jest częścią polskiego etosu inteligenckiego, także obywatelskiego. Zawsze był przyczyną napięć, ale przede wszystkim umożliwiał wymianę poglądów. Jak należy rozumieć polskie wybory, polską przeszłość. Dziś także dzieli. Pojawia się niebezpieczny mechanizm psychologiczny. Poglądy spolaryzowane, dogmatyczne, skonfrontowane z faktami, negujące dane stanowisko, jeszcze bardziej utwierdzają zainteresowanego w jego przekonaniach. Dlatego na wielu szczeblach decyzyjnych postawy zero-jedynkowe wypierają myślenie analityczne.

Jak wyjść z tego klinczu? Ciekawą odpowiedź znalazłam w wykładach programisty systemów interaktywnych na Uniwersytecie Harvarda. Właśnie Polak, prof. dr Krzysztof Gajos, na wydziale informatyki tej uczelni uczy przyszłych inżynierów informatyków empatii. To podstawowe narzędzie efektywnego komunikowania się ze światem. Jak zrozumieć ludzi innych od siebie? Zdolność empatii to bardzo praktyczna umiejętność zarówno w programowaniu systemów inter-aktywnych, jak i w polityce. Co może zrobić informatyk? W Seattle zastosowano system informatyczny, który miał pomóc wyborcom w podjęciu decyzji w jakichś sprawach lokalnych. System nazwany Consider it („Rozważ to”) w przypadku każdej sprawy proponował wyborcy stworzenie własnej listy za i przeciw. Program zawierał też argumenty anonimowych uczestników badania, bez informacji, z jakich opcji pochodzą. Okazało się, że ludzie „pożyczali” powody od swoich przeciwników politycznych, a później ich poglądy stawały się mniej dogmatyczne. Czy nie znaczy to, że wszyscy mamy podobne potrzeby, tylko ubieramy je w inne słowa? A za słowami idą emocje…

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum