28 sierpnia 2015

A może pielęgniarki utworzą swoją partię…

Z Lucyną Dargiewicz, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, rozmawia Wojciech Kuta, redaktor naczelny „Rynku Zdrowia”.

Czy wierzy pani jeszcze w postulowaną przez OZZPiP podwyżkę pielęgniarskich płac o 1500 zł, w trzech miesięcznych transzach po 500 zł?
Przede wszystkim taki wariant podniesienia wynagrodzeń jest konieczny, jeśli rząd poważnie myśli o rozwiązaniu problemu braku pielęgniarek i położnych w polskim systemie ochrony zdrowia. Nasza grupa zawodowa jest już tak zdeterminowana, a dzisiejsze zarobki są na tak niskim poziomie, że musimy wreszcie wprowadzić niezbędne i radykalne zmiany uposażeń.
W Polsce pielęgniarka zarabia przeciętnie 2 tys. zł, podczas gdy np. w Niemczech – równowartość 9 tys. zł, a w Skandynawii 14-16 tys. zł. Europa jest obecnie otwarta, można swobodnie wybierać miejsce zatrudnienia. Trudno się więc dziwić, że nasze młode pielęgniarki po studiach wyjeżdżają do innych krajów, gdzie zarabiają znacznie lepiej przy mniejszych obciążeniach. Przypomnę też, że w Polsce na 1000 mieszkańców przypada statystycznie 5,2 pielęgniarki. Ale są regiony kraju, w których ten wskaźnik wynosi tylko 3,6, podczas gdy np. we wspomnianej Skandynawii – średnio 16.

Jednak w kolejnych turach negocjacji Ministerstwo Zdrowia konsekwentnie proponuje znacznie mniejsze podwyżki. W tej materii porozumienie wydaje się więc na razie niemożliwe.
Propozycja ministerstwa nie stanowi żadnego rozwiązania problemu drastycznie już zmniejszającej się liczby pielęgniarek. Poza tym resort mówi o kwocie, która nie byłaby włączana do podstawy wynagrodzenia. Proponowane przez stronę rządową 174 zł netto w 2016 r. plus 174 zł w 2017 to podwyżka uwłaczająca naszej godności, bo rzędu 1 zł na godzinę, i nie ma żadnego przełożenia na nasze płace w latach następnych. To typowy przedwyborczy ruch ministerstwa. Zdajemy sobie sprawę, że nie żyjemy w Niemczech czy Norwegii, nie oczekujemy więc wynagrodzeń na poziomie obowiązującym w tych krajach. Jednak podniesienie zarobków o 1500 zł jest niezbędne, bo nasz system opieki zdrowotnej może się zawalić nie z powodu zadłużonych szpitali, ale wskutek braku pielęgniarek. Poza tym dotychczasowe rozmowy płacowe w Ministerstwie Zdrowia trudno nazwać negocjacjami, gdyż resort nawet nie próbuje dążyć do jakiegokolwiek kompromisowego rozwiązania.

W ostatnich latach nie brakowało spektakularnych protestów płacowych środowiska pielęgniarskiego. „Białe miasteczko”, manifestacje przed parlamentem oraz na galerii sejmowej. Efekty były mizerne. Może pielęgniarki i położne potrzebują swojego silnego politycznego lobby? W Sejmie i Senacie jest obecnie 26 lekarzy, pielęgniarek – kilka.
W mojej subiektywnej ocenie nasze środowisko zawodowe nie jest dla polityków, liderów poszczególnych ugrupowań, elektoratem, o który warto szczególnie zabiegać. Dlatego, jeśli nawet proponuje się nam miejsca na listach wyborczych, to są zbyt odległe, abyśmy większą grupą mogły wejść do Sejmu czy Senatu. Nie mamy zatem wystarczająco mocnego lobby parlamentarnego. Nieliczne pielęgniarki, które zasiadają w ławach przy Wiejskiej, reprezentują różne ugrupowania, nie działają więc wspólnie. Chcemy z tego wyciągnąć wnioski. OZZPiP zrzesza około 80 tys. osób, jest organizacją liczniejszą niż wiele partii politycznych. Jeśli nasze związkowe działania nie przyniosą efektu, może trzeba będzie pomyśleć o założeniu przez pielęgniarki i położne własnego ugrupowania politycznego.

4 sierpnia 2015 r. OZZPiP zaprosił na konferencję przed Sejmem wszystkie najważniejsze partie, ale zjawili się przedstawiciele zaledwie dwóch.
Zaproszenie zostało wystosowane także do resortu zdrowia. Była to z naszej strony próba powiedzenia politykom, którzy być może niebawem przejmą rządowe stery, że nie zrezygnujemy z naszych postulatów, bez względu na to, która opcja dojdzie do władzy po październikowych wyborach. Powtarzam, że nam nie chodzi wyłącznie o pielęgniarki i położne, ale o cały system ochrony zdrowia, który bez naszej grupy zawodowej nie może funkcjonować. Już teraz wśród pielęgniarek młode osoby, w wieku 21-25 lat, stanowią zaledwie 2 proc., jest ich około 5 tys. Średnia wieku pielęgniarki w Polsce wynosi 48 lat i szybko rośnie.
Pielęgniarek w wieku 65 lat, które nadal pracują, jest ponad 8 tys. Takie dane potwierdzają, że mamy już do czynienia z bardzo poważnym problemem społecznym. Pogłębia się m.in. dlatego, że wśród wyjeżdżających do pracy w innych krajach najwięcej jest właśnie młodych pielęgniarek.
Ministerstwo Zdrowia wskazywało w rozmowach, że częściowo mogą je zastąpić pielęgniarki z Ukrainy. Trudno uwierzyć w ten scenariusz. Uchodźcy, np. z Ukrainy, traktują Polskę jak kraj tranzytowy. Ukrainki dobrze znają angielski, celem ich emigracji są kraje Europy Zachodniej. My tylko pomożemy im zdobyć na naszych uczelniach wymagane w Unii kwalifikacje. W ten sposób zrobimy prezent innym państwom, szczególnie tym, w których brakuje pielęgniarek po wyższych studiach, np. Niemcom. Mamy więc – co trzeba przyznać – bardzo dobry system kształcenia pielęgniarek, z którego coraz częściej korzystają inne kraje.

Pojawiły się opinie, że żądania płacowe pielęgniarek mogą skłócić środowisko pracowników medycznych. Coraz głośniej upominają się o swoje przedstawiciele związków reprezentujących inne zawody medyczne niż lekarze i pielęgniarki. Zapowiadają na 28 września manifestację w Warszawie.
Oczywiście nie kwestionujemy prawa innych grup zawodowych w ochronie zdrowia do walki o godziwe zarobki, warunki pracy itd. Co więcej, solidaryzujemy się z tymi organizacjami. Jednak nasz związek jest zawodowo jednorodny, siłą rzeczy reprezentujemy wyłącznie interesy środowiska pielęgniarskiego. Zawsze tak było, m.in. w „białym miasteczku”. Dlatego bardzo dziwią mnie wypowiedzi niektórych związkowców z innych organizacji, że pielęgniarki tworzą konfliktową sytuację. Jeśli uważają, że ich grupa zawodowa jest pokrzywdzona, powinni w jej imieniu występować, podobnie jak czyni to nasz związek. Dotychczas jednak zwykle było tak, że pielęgniarki walczyły, a inne grupy zawodowe „szły” po swoje po naszych plecach jak po moście. Trzeba też pamiętać, że system ochrony zdrowia oparty jest na dwóch głównych filarach – lekarzach oraz pielęgniarkach.

Wróćmy do rozmów z resortem zdrowia. Część płacowa utknęła w martwym punkcie. Obecnie Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych oraz OZZPiP negocjują już wyłącznie zasady wzrostu finansowania świadczeń udzielanych przez pielęgniarki i położne w ramach umów z NFZ. W tej kwestii jest jeszcze możliwe zawarcie porozumienia?
Są dwa zespoły – ds. płacowych oraz koszykowych. Wśród naszych najważniejszych postulatów nadal pozostaje bowiem wpisanie pielęgniarek do systemu świadczeń kontraktowanych przez NFZ. W tej sprawie, w ramach prac zespołu koszykowego, rozmowy trwają. Obecnie dotyczą pielęgniarek w podstawowej opiece zdrowotnej, omawiane są poszczególne zakresy ich działań, np. okresów przejściowych koniecznych dla zdobywania przez te osoby odpowiednich kwalifikacji. Natomiast propozycje płacowe ministerstwa są dla naszego środowiska nie do przyjęcia.

Jeśli nie dojdzie do porozumienia dotyczącego wynagrodzeń, związek zapowiada ostry protest we wrześniu. Jaki będzie jego scenariusz?
Ustawa dotycząca sporów zbiorowych daje nam określone możliwości. Obecnie mogę potwierdzić, że w połowie września zorganizujemy naprawdę duże protesty w całym kraju. Później będziemy przygotowywać się do strajku generalnego. Nie możemy w nieskończoność chodzić do Ministerstwa Zdrowia na rozmowy, które z dialogiem nie mają nic wspólnego. Resort powtarza swoje propozycje, nie ustępując nawet o grosz. To nie są negocjacje. Ministerstwo prowadzi jedynie przedwyborczą grę na zwłokę. Zapewniam, że nasze działania nie mają charakteru politycznego. Kiedyś pielęgniarka wykonywała czynności u czterech pacjentów, a teraz np. u 14. Pielęgniarki od dawna pracują ponad siły za wyjątkowo marne pieniądze. Jeżeli nie my – jako związek zawodowy – będziemy o tym głośno mówić, to kto?

Wywiad ukazał się 18 sierpnia 2015 r. na portalu http://www.rynekzdrowia.pl; przedruk za zgodą redakcji

Archiwum