24 lipca 2004

Dość szarpania

Mam dość brania dodatkowych dyżurów i szarpania się, by móc utrzymać rodzinę – te pojawiające się coraz częściej argumenty lekarzy, deklarujących wyjazd za granicę po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, ochoczo podchwytują media. Wytworzył się nawet pewien stan psychozy: uciekają specjaliści, chcemy na Zachód, kto nas będzie leczył?
Jak to: kto? Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie, Wietnamczycy (akurat ci ostatni będą mieli pełne ręce roboty, bo zainteresowanie medycyną dalekowschodnią ponoć w narodzie wzrasta). Dla nich warunki pracy w Polsce są wciąż zbliżone do Eldorado, tak jak rajem dla Polaków jawi się praca za północną lub zachodnią granicą. Migracja lekarzy nie jest na świecie niczym niezwykłym. Brytyjscy medycy wyjeżdżają do USA, niemieccy – na południe Europy, w naturalny sposób zwalniając miejsca Polakom. Zresztą exodus kadry medycznej trwa u nas – ze zmiennym nasileniem – od dawna, a nie znam nikogo, kto by po kilku latach od zagnieżdżenia się w nowym miejscu żałował swojej decyzji. Inne pieniądze (większe), inny czas pracy (dłuższy), inne relacje z szefami (lepsze). Poczucie osamotnienia daje czasem w kość, ale i temu można zaradzić.
W doniesieniach prasowych wyczytałem liczbę 17 tys. lekarzy gotowych w tej chwili na wyjazd z kraju, co wydaje się chyba szacunkiem przesadzonym, gdyż do izb okręgowych zgłosiło się po zaświadczenia jak na razie około tysiąca osób. Nawet ci nie chcą wyjechać natychmiast. Wielu odbiera papiery „w razie czego”, kierując się zapewne przykrym doświadczeniem, że załatwianie jakichkolwiek formalności może u nas oznaczać biurokratyczną mitręgę i stratę kilku godzin. A wielu wciąż nie wie, kiedy spakuje walizki.
Taka decyzja do łatwych nie należy. Ale jeśli ktoś po studiach lub zdobyciu specjalizacji marzy o skandynawskich lub francuskich warunkach pracy, to wiadomo, że w Polsce sobie takich nie stworzy. Nikt na razie w Ministerstwie Zdrowia podczas planowania kolejnej reformy nie zastanawia się nad tym, czym zatrzymać spodziewaną falę emigracji, choć podsycana w mediach panika ma sprowokować prostą reakcję – dajcie więcej pieniędzy, bo wyjadą wszyscy. Urzędnicy wychodzą pewnie z założenia, że odpływ kadr nie będzie masowy i uda się go uzupełnić młodym narybkiem, a interes polityczny i tak musi być na wierzchu. Szkoda, że w żenującej szarpaninie o przyszły kształt ochrony zdrowia – warunki pracy lekarza nadal dla polityków są najmniej istotne, jakby swoimi kłótniami mieli zachęcać i prowokować do poszukiwania zatrudnienia za granicą. Duża część bohaterów pamiętnych strajków anestezjologów sprzed kilku lat od dawna nie pracuje w Polsce, więc może teraz przyszła pora na podnoszących głowę działaczy Porozumienia Zielonogórskiego? Niejednemu ministrowi i dyrektorowi NFZ zrobiłoby się lżej na duszy. Ü

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum