26 stycznia 2005

Za co kochać reformę?

Dymisją ze stanowiska wiceministra przypłacił Rafał Niżankowski swój nieszczęsny list do komisarza Unii Europejskiej, w którym krytycznie wyraził się na temat hasła „zdrowie dla wszystkich”, uznając ten postulat za nierealistyczny, w uszach Polaka pobrzmiewający komunizmem. Trzy dni wcześniej przełożony wiceministra, czyli odwołujący go z tej funkcji Marek Balicki, pochwalił się wynikami badań na temat dostępności świadczeń zdrowotnych w ocenie Polaków. Można z nich wysnuć wniosek, że zdrowie nie jest jednak dobrem przypisanym każdemu, skoro połowa z nas chodzi do specjalistów zdecydowanie rzadziej niż przed reformą, a jedna czwarta nie może wykupić wszystkich potrzebnych leków. Dla rządu ta połowa
– to sukces (podstawowa opieka zdrowotna odzyskała poziom ocen z 1998 roku!), ale według samych autorów badania – połowa ocen pozytywnych wcale nie oznacza dobrego wyniku.

Dziwię się władzom resortu, że do tego typu sondaży przywiązują dużą wagę, i dziwię się mediom, które ze smakiem połknęły przynętę, by ogłosić na pierwszych stronach gazet: „Połowa Polaków uważa, że służba zdrowia jest nowoczesna, działa sprawnie, a lekarze są dobrze wykształceni”. Wypada chyba żałować, że nie uważa tak większość. Podobne badania przeprowadzone niedawno w 23 krajach (ale już nie przez Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia) ujawniły, iż zdaniem ponad 65 proc. obywateli, krajowe systemy lecznictwa znajdują się w głębokim kryzysie, a Polacy najgorzej – biorąc pod uwagę wszystkie narodowości – ocenili swoją ochronę zdrowia. Więc jak to jest z tymi naszymi odczuciami: chwalimy dostępność do świadczeń medycznych czy na nią narzekamy – i jakie płyną z tego wnioski?

Jeśli wyniki badań pokazują zdecydowanie gorsze oceny dostępności w zakresie niemal wszystkich rodzajów usług w pierwszych latach działania nowego systemu, to czy należy rozumieć, że niepotrzebna nam była cała reforma? Może warto sobie przypomnieć, jaką ułudą karmieni byli lekarze, pielęgniarki i pacjenci przez
50 lat: nic nie kosztowało, wszystko w szpitalach dawano darmo, bo zdrowie obywateli było dobrem,
za które odpowiadać miało państwo, a personel medyczny nie bez powodu nazwano służbą – i proporcjonalnie do tej funkcji wynagradzano. Reforma pokazała, że przywracanie zdrowia jednak kosztuje, o wiele więcej, niż nas na to w tej chwili stać. Ale przynajmniej wiadomo, jak drogie jest wycięcie wyrostka i że każdy metr ogrzewania pustego korytarza to niepotrzebny zbytek. Więc patrząc na reformę w ten sposób, może jednak nie powinniśmy jej potępiać w czambuł,
lecz jedynie wyrazić żal, że ludzie za nią odpowiedzialni nie zawsze stali na wysokości zadania. No cóż,
to jednak zawsze byli politycy.

Paweł WALEWSKI

Archiwum