20 grudnia 2006

Bez znieczulenia

iedy słucham niektórych wypowiedzi prof. Religi, przecieram oczy ze zdumienia. Z jaką łatwością profesor przypisuje sobie zasługi za cudze działania, które przyniosły efekty w czasie, gdy był już ministrem. A po kilku dniach z równą swobodą potrafi bić się w cudze piersi za własne grzechy i zaniechania. Co się stało? Dotychczas mieliśmy raczej do czynienia
z dystansowaniem się profesora od bieżących gier politycznych i poważnym podejściem do kwestii odpowiedzialności w sprawach publicznych.
Pierwsza wypowiedź padła na samorządowej konwencji wyborczej partii rządzącej, transmitowanej na żywo przez telewizyjną „Trójkę”. Minister uznał za wielki sukces obecnej ekipy spadek zadłużenia publicznych placówek o 2 mld zł. Powiązał to z niedawną nowelizacją ustawy o restrukturyzacji finansowej, którą przygotował obecny rząd. Gdyby minister wcześniej zajrzał na stronę internetową własnego ministerstwa, zobaczyłby, że spadek zadłużenia zaczął się w III kwartale ub.r. i był rezultatem uchwalonej wówczas ustawy o restrukturyzacji. Przyjęta po wielu sejmowych bojach ustawa umożliwiła umorzenie części długów oraz skorzystanie z pożyczki budżetowej. Obecny Sejm ustawę znowelizował, zresztą korzystnie, ale wówczas gdy redukcja długów przekroczyła już owe 2 mld zł.
Druga sprawa jest dużo poważniejsza. To reakcja na groźną pomyłkę z Corhydronem. Błędy „Jelfy” są oczywiste. Zapłaci za to wysoką cenę. Ale dlaczego główny inspektor farmaceutyczny natychmiast po wydaniu decyzji o wycofaniu Corhydronu nie wystosował komunikatu prasowego, tylko czekał na to, co zrobi firma? Dlaczego minister nic nie wiedział o wycofaniu tak ważnego leku? Tego nie da się zrozumieć. Kiedy dwa lata temu wycofywano Vioxx, komunikat GIF został wydany od razu. Zmniejszyło to zrozumiały
w takich sprawach niepokój, a pacjenci i lekarze wiedzieli, co robić. Bo to, że obowiązują w Polsce europejskie regulacje i procedury, ważne jest głównie dla fachowców.
Gdy minister dowiedział się o wszystkim z gazety, wyglądało, że wszystko już będzie pod kontrolą, że po wnikliwej ocenie sytuacji zostanie przyjęty plan działań, a jego głównym celem będzie minimalizacja potencjalnych szkód i uspokojenie opinii publicznej. Niestety, tak się nie stało. Kolejne dni przynosiły nowe, nie zawsze zrozumiałe, coraz to dalej idące decyzje, aż po zamknięcie całej produkcji „Jelfy”. Mimo że nie dochodziły żadne nowe okoliczności. Powstało wrażenie, że władza nie wie, co robić. W efekcie mieliśmy rosnący niepokój pacjentów, a w mediach – klimat braku zaufania do instytucji publicznych.
Co na to wszystko minister? Początkowo zachowywał się tak, jakby podlegające nadzorowi resortu sprawy związane z bezpieczeństwem leku nie znajdowały się dotąd w centrum jego zainteresowań. Później nastąpiło szukanie winnych. Premier wskazał III RP, a minister rozprawił się z szefami podległych mu instytucji zajmujących się lekami. Jeśli wszyscy oni są winni, powstaje pytanie, jaka w tym wszystkim była rola ministra. A tego się nie dowiedzieliśmy. Ü

Marek BALICKI

Archiwum