4 stycznia 2008

Medycyna z empatią

Z prof. dr. hab. med. Tomaszem PASIERSKIM, ordynatorem Oddziału Kardiologii i Chorób Naczyń Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego oraz kierownikiem Zakładu Humanistycznych Podstaw Medycyny II Wydziału Lekarskiego AM w Warszawie, rozmawia Małgorzata Skarbek

Jakie zadania postawiły władze Akademii przed nowo utworzonym Zakładem Humanistycznych Podstaw Medycyny?

W dzisiejszej medycynie, zdominowanej przez procedury, lekarz jest od „gaszenia pożaru zdrowotnego”, zajmuje się tylko pewnym wycinkiem terapii, ściśle związanym ze zwalczaniem choroby. Natomiast dla pacjenta stanowi ona znacznie większe doświadczenie, bardziej egzystencjalne. Gdy pojawia się choroba, zwłaszcza przewlekła, zmienia się jego spojrzenie na świat, jego plany życiowe; chory inaczej odbiera rzeczywistość i bliskich. Często jest zagubiony, a jakość jego życia gwałtownie spada. Ktoś powinien mu wyjaśnić: jaki jest jego stan, dlaczego proponuje mu się operację. Krótko mówiąc, trzeba mu pomóc w radzeniu sobie
z chorobą. Mimo pojawiających się opinii, że obowiązek ten może przejąć pielęgniarka, psycholog czy ksiądz, wydaje się, że najbardziej predysponowany do jego wykonywania jest jednak lekarz. Co więcej, tego obowiązku, w sensie moralnym, nie można z lekarza zdjąć.
We współczesnej edukacji medycznej dominuje biologiczne podejście do choroby. Na studiach uczymy się leczyć przede wszystkim choroby różnych narządów, nie całego człowieka. Sprzyja temu rozwój wąskich specjalizacji. Absolwenci akademii medycznych są bardzo sprawni intelektualnie. Ale fakt ten jeszcze nie świadczy o tym, że są w pełni kompetentnymi lekarzami. Na ich kompetencje ma również wpływ poziom empatii, czyli umiejętności rozpoznawania emocji u innych, współodczuwania.
Uczelnie powinny edukować także w tym kierunku, rozwijać umiejętności rozmowy z chorymi, słuchania ich, prezentować modelowe rozwiązania problemów moralnych, które pacjenci ze sobą przynoszą.
Ta potrzeba istnieje nie tylko u nas. W Stanach Zjednoczonych w tej chwili dydaktycy poważnie zastanawiają się, czy nie zmienić samego systemu rekrutacji studentów, bo brak jest kandydatów zmotywowanych bardziej „współczuciowo”.
Utworzenie Zakładu, którym kieruję, wynika z dostrzeżenia wagi tych problemów; w przyszłości zaś może zaowocuje zmianą sposobu kształcenia.

Czy empatii można się nauczyć?

Nasi studenci na razie mają na to małe szanse. Co gorsza, badania wykazują, że empatia w czasie studiów maleje. Młodzi ludzie, skonfrontowani z trudnymi sytuacjami, po prostu się zamykają. Nikt im nie pomaga w rozwiązywaniu tych problemów. W obowiązującym systemie studenci „przelatują” przez różne zajęcia – za każdym razem spotykają się z innymi wykładowcami, nauczycielami. Nie ma więc prawdziwego „terminowania”. Poza tym mają minimalny kontakt z pacjentami, tak przelotny, że nie pozwala na zrozumienie ich sytuacji w chorobie.
W moim podejściu do istoty współczucia cała idea zawiera się w edukacji emocjonalnej, w zajęciach z wiedzy o sobie, a więc o uczuciach, które pojawiają się w związkach z innymi osobami, w naszym przypadku między lekarzem i pacjentem. Do niedawna studenci akademii nie mieli możliwości zgłębiania takiej wiedzy. Mam nadzieję, że zajęcia prowadzone w naszym Zakładzie im na to pozwolą.

Często pojawia się jednak opinia, że lekarz nie powinien się rozczulać nad pacjentem, bo wówczas nie może go skutecznie leczyć.

To fałszywy pogląd, chociaż prawda na ten temat jest dość skomplikowana. Należy sobie uświadomić, że nośnikiem wszelkich zachowań człowieka są emocje. Uważam, że każdy z nas, a szczególnie lekarz, musi się edukować w tej materii, żeby być świadomym swoich emocji; żeby używać tych dobrych – do dobrych motywacji, natomiast kontrolować te szkodliwe.
Trafnie ujął to prof. Jeremy Groopman z Harvard Medical School: Jeżeli odczuwamy emocje głęboko, ryzykujemy, że się rozpadniemy. Jeżeli usuniemy emocje, przestajemy się troszczyć o pacjenta. Stajemy w obliczu paradoksu: uczucie chroni nas przed byciem ślepym wobec duszy pacjenta, ale może utrudnić dostrzeżenie medycznego problemu.
Lekarz nie może się w pełni identyfikować z pacjentem, powinien to robić na tyle, żeby mu pomóc, również pod względem emocjonalnym. Jednak ta pomoc powinna być kontrolowana, bo pacjenci potrzebują jej w różnym stopniu.

Chciałbym, aby młodzi ludzie kończący naszą Akademię byli przygotowani do podejmowania wszystkich zadań wiążących się z wykonywaniem zawodu lekarza. Aby nie odgradzali się od pacjenta oziębłością, ale wiedzieli, jakie uczucia wykorzystać w jego kompleksowym leczeniu. Aby wiedzieli, na ile można wejść w świat pacjenta.

Moją ideą jest, by wykłady z tej dziedziny prowadzili lekarze z pewnym doświadczeniem zawodowym, którzy znają wewnętrzny świat emocji człowieka doświadczonego chorobą, żeby przedstawili im ten świat i uczynili go przedmiotem głębszej refleksji.

Archiwum