23 października 2008

Nasz uniwersytet – Wiekowa tradycja, nowe perspektywy

Z prof. dr. hab. n. med. Markiem KRAWCZYKIEM, rektorem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w nowej kadencji (2008-2012), rozmawia Małgorzata Skarbek

Uczelnia – po wielu staraniach – stała się uniwersytetem. W jakim stopniu ten fakt zmienia jej sytuację?
Przypomnijmy losy naszej uczelni. Ma ona historię starszą niż Uniwersytet Warszawski. Nauczanie medycyny w Warszawie rozpoczęto w 1809 r. (w przyszłym roku będziemy obchodzili jubileusz 200-lecia); natomiast Uniwersytet powstał 8 lat później. W jego początkach Wydział Lekarski i Wydział Farmaceutyczny były jednymi z jego podstawowych jednostek.
Losy uczelni były zmienne – związane z losami stolicy.
Do 1949 r. byliśmy częścią Uniwersytetu. Potem, decyzją władz państwowych, zmieniono zasady kształcenia lekarzy, lekarzy dentystów i farmaceutów. Przez kilka miesięcy w Warszawie istniała Akademia Lekarska, a w 1950 r. przemianowano ją na Akademię Medyczną. I tak było
do 22 marca 2008 r.
Nasza społeczność akademicka od dawna utożsamiała się z uczelnią uniwersytecką, choć nie było to uwidocznione w nazwie. Tak to czuliśmy i dążyliśmy do statusu uniwersyteckiego.
W ostatnich latach organizowaliśmy inauguracje roku akademickiego wspólnie z UW.
Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym dopuszcza tworzenie (lub zmianę nazwy) – obok klasycznych uniwersytetów, takich jak UW czy UJ – uniwersytetów przymiotnikowych, zawodowych. Oczywiście, aby otrzymać taki status, uczelnia musi spełniać określone kryteria. W hierarchii szkół wyższych placówka taka znajduje się wyżej niż akademia, a niżej niż uniwersytet klasyczny. Zatem zmiana nazwy podniosła w tej hierarchii naszą pozycję.
Trzeba dodać, że spełniamy wszystkie kryteria uniwersyteckie, np. więcej niż 6 jednostek ma możliwość nadawania stopnia doktora.
Senaty innych akademii zdecydowały się na różne nazwy, jest np. Uniwersytet Medyczny w Łodzi, który powstał z połączenia dwóch akademii. Od dość dawna istnieje Uniwersytet Medyczny w Poznaniu. My zaś chcieliśmy połączyć nazwę Uniwersytet z miastem stołecznym Warszawą – dlatego przyjęliśmy nazwę Warszawski Uniwersytet Medyczny.
Jak wspomniałem, nasza uczelnia zawsze kultywowała tradycję uniwersytecką i nadal będziemy ją podtrzymywać. Zmiana nazwy to nie tylko tradycja, ale również ukierunkowanie edukacyjne. Od lat staraliśmy się, aby w działaniach edukacyjnych, obok nauczania poszczególnych zawodów – lekarza, lekarza dentysty, farmaceuty, analityka, a teraz także pielęgniarki, położnej, dietetyka – i wykładania przedmiotów zawodowych, znalazło się więcej przedmiotów humanistycznych. To jest cecha kształcenia uniwersyteckiego. Zawsze dążyliśmy do tego, aby nasze szpitale miały kadry kliniczne i badawcze oraz wyposażenie lepsze od innych placówek o podobnym poziomie referencyjności. Również prace naukowo-badawcze, publikacje, wykłady są prowadzone na poziomie uniwersyteckim.
Tak więc 22 marca 2008 r. pojawiła się nie tylko nowa nazwa; chcemy również, żeby nasza uczelnia miała nową jakość. Ona była wysoka, ale będziemy dalej pracować w kierunku poprawy tej jakości.

Z pewnością są już plany konkretnych działań?
Podniesieniu poziomu naszych prac naukowo-badawczych ma służyć tworzone właśnie Centrum Badań Przedklinicznych i Technologii (CePT). Wykonywane w nim badania przedkliniczne będą później kontynuowane w naszych szpitalach. W laboratoriach CePT-u będziemy współpracować z jednostkami Uniwersytetu Warszawskiego, Politechniki Warszawskiej, instytutów Polskiej Akademii Nauk, dążąc także do tworzenia nowych technologii medycznych służących do diagnostyki, ochrony środowiska etc.
Jedną z planowanych od dawna inwestycji, która zaczęła już przybierać realne kształty, jest budowa biblioteki.
Powstanie nie tyle biblioteka w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ile raczej kompleks informatyczno-biblioteczny zapewniający dostęp do literatury światowej (nie do wolumenów, ale do zbiorów internetowych i przekazów elektronicznych on line).

A inne plany inwestycyjne?
Z budżetu państwa, choć za pośrednictwem MZ, będzie budowany nowy szpital pediatryczny w obrębie naszego kompleksu w kwadracie ulic: Banacha, Żwirki i Wigury, Trojdena i Pawińskiego. Obecnie trwa praca nad projektem. Budowa szpitala i centrum informacyjno-bibliotecznego rozpocznie się nieco później, niż początkowo przewidywano. W planach jest również rozbudowa centrum dydaktycznego przy ul. Trojdena.
W ostatnich latach uczelnia bardzo szybko się rozwijała. Powstały nowe jednostki i znacznie wzrosła liczba studentów. W tej chwili przekracza już 10 tys. Konieczne są sale wykładowe, seminaryjne i siedziby administracyjne dla nowych kierunków.
Życie uczelni toczy się w wielu punktach miasta, bo część placówek jest porozrzucana po różnych dzielnicach Warszawy. Nie ograniczamy się do Pola Mokotowskiego
i okolicznych terenów. Dzięki pomocy Ministerstwa Zdrowia i ze środków własnych wykupiliśmy budynki przy ul. Ciołka. Po remoncie w pomieszczeniach tych będzie możliwe prowadzenie zajęć dydaktycznych dla studentów Wydziału Nauki o Zdrowiu.

Stan finansowy szpitali klinicznych nie jest dobry. Czy ma pan koncepcję poprawy ich sytuacji?
Z problemami finansowymi szpitali borykamy się od lat. Kłopoty są związane nie tyle z bieżącą działalnością, ile
z zaległymi długami. Istotne jest, że nigdy jej nie ograniczano z powodu braku środków finansowych w żadnym szpitalu: ani w PSK przy Banacha, ani w PSK przy Lindleya, ani w Szpitalu Pediatrycznym. Dwie inne placówki: Szpital Ginekologiczno-Położniczy im. ks. Anny Mazowieckiej przy Karowej i Kliniczny Szpital Okulistyczny prof. Jerzego Szaflika mają dobrą sytuację finansową. Ostatnio dyrektor PSK przy Banacha przekazała radzie ordynatorów ważną informację, że nasze zobowiązania się zmniejszają.
Dobrze układa się współpraca dyrekcji i kierowników jednostek. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, to zobowiązania wymagalne będą malały.
Nie ma jednak wątpliwości, że długów tych nie będziemy w stanie spłacić w całości. A ich powstanie ma kilka przyczyn. Po pierwsze – przejęliśmy od Ministerstwa szpitale zadłużone. Po drugie – w dalszym ciągu w finansowaniu świadczeń medycznych nie jest brany pod uwagę fakt, że do placówek klinicznych trafiają pacjenci najtrudniejsi pod względem diagnostycznym i leczniczym, zatem szczególnie kosztochłonni. Na skomplikowane zabiegi operacyjne są do nas kierowani pacjenci nie tylko z innych szpitali miasta i województwa, ale z całego kraju. I to nie są jednostkowe sytuacje (np. do transplantacji narządów).
W naszych szpitalach pracuje wielu konsultantów krajowych i wojewódzkich; ich zadaniem jest niesienie pomocy lekarzom i pacjentom w ciężkich przypadkach medycznych. Powinniśmy otrzymywać dodatkowe dofinansowanie na te cele.
Inny element, niezwykle ważny dla klinik wewnętrznych – szpital jest dostępny dla wszystkich chorych.
W efekcie każdego dnia do klinik uniwersyteckich trafia bardzo dużo pacjentów, z których części potrzebna jest jedynie opieka na poziomie podstawowym, a nie specjalistycznym.
Musimy wspólnie z władzami miasta i marszałkowskimi wypracować system zapewniający właściwe rozlokowanie pacjentów. Szpitale kliniczne są po to, aby leczyć chorych z trudnymi, skomplikowanymi przypadkami, a ponadto zajmować się dydaktyką i nauką. Te sprawy znajdą swoje miejsce w działaniach władz WUM w rozpoczętej kadencji.

Poza własnymi szpitalami klinicznymi zajęcia dla
studentów odbywają się też w innych placówkach. Zapewne uczelnia chce utrzymać ten stan?
II Wydział Lekarski ma bazę kliniczną przede wszystkim
w Szpitalu Bródnowskim. Będziemy tę współpracę utrzymywać. Mamy też Klinikę Psychiatryczną w Szpitalu przy ul. Nowowiejskiej. Pozostaniemy tam, choć w dalszych planach widnieje budowa takiej placówki w kompleksie na Polach Mokotowskich. W Szpitalu przy Stępińskiej są nasze Kliniki: Chirurgiczna – prof. Polańskiego i Otolaryngologiczna – Instytutu Stomatologii.
Nigdy nie zamykaliśmy się wyłącznie we własnych placówkach. Chcemy rozszerzać współpracę ze szpitalami podległymi prezydent miasta Hannie Gronkiewicz-Walz i marszałkowi województwa Adamowi Struzikowi. Gdy tylko pojawił się projekt budowy Szpitala Południowego na Ursynowie, zgłosiliśmy gotowość partycypowania w przygotowaniu tam naszej bazy dydaktycznej. Byłaby to obopólna korzyść.

Czy uczelnia planuje nowe lokalizacje dla innych jednostek?
Zapadła decyzja Senatu WUM o stworzeniu bazy dla Instytutu Stomatologii. Obecnie jego jednostki są rozrzucone po mieście. Część znajduje się w Szpitalu przy ul. Lindleya, część przy Miodowej. Niektóre, np. Zakład Propedeutyki i Zakład Ortodoncji, mają dość dobre warunki. Klinika Chirurgii Szczękowo-Twarzowej, kierowana przez prof. Janusza Piekarczyka, wkrótce otrzyma nowe, lepsze pomieszczenia. Ale niektóre jednostki, np. mieszczące się przy ul. Miodowej, pracują w bardzo trudnych warunkach, w strasznej ciasnocie.
Już w poprzedniej kadencji władz uczelni toczyła się dyskusja na temat konieczności stworzenia centrum rehabilitacyjno-sportowego. Dotkliwie odczuwamy jego brak. Nie tylko nie mamy miejsca do prowadzenia zajęć sportowych dla studentów, brakuje nam również bazy dydaktycznej dla kierunku: rehabilitacja.

Jakie jeszcze kierunki medyczne, których w tej chwili nie ma na uczelni, powinny być rozwijane?
Mamy wiele klinik zajmujących się leczeniem chorych na nowotwory. Nie chcemy być konkurencyjni w stosunku do Centrum Onkologii. My po prostu leczymy nowotwory, bo taka jest potrzeba. Robią to kliniki chirurgiczne, otolaryngologiczna, neurochirurgiczna czy ginekologiczno-położnicze. Niektóre operacje są wykonywane tylko u nas.
Brakuje nam radioterapii. Kiedyś w Szpitalu Dzieciątka Jezus istniała Klinika Radioterapii. Gdy rozwijał się Instytut Onkologii, wydawało się, że zgromadzona w nim aparatura będzie wystarczająca na potrzeby wszystkich chorych. Teraz wiemy, że tak nie jest. Leczenie pacjentów z nowotworami jest dziś wielospecjalistyczne. Do tych potrzeb musimy dostosować naszą strukturę: musimy mieć akademickie centrum onkologii, które będzie realizowało zadania dydaktyczne i terapeutyczne – wysokospecjalistyczne we wszystkich rodzajach leczenia. Myślę, że jest niezbędne, aby w obrębie WUM powstało kompleksowe leczenie onkologiczne.

A nowe kierunki dydaktyczne?
Plany dydaktyczne to rozszerzanie nauczania w języku angielskim. English Division jest administracyjnie związane z II Wydziałem Lekarskim, ale nauczanie studentów prowadzi bardzo wiele jednostek I Wydziału. Myślę, że w bliskim czasie uda się rozpocząć kształcenie studentów obcojęzycznych na kierunku lekarsko-dentystycznym.
Do tego potrzebna jest poprawa stanu bazy kształcenia. Kadra jest przygotowana, ale do pomieszczeń stomatologii przy ul. Miodowej nie da się już wprowadzić większej liczby studentów.
Planujemy też wspólne zadania dydaktyczne z innymi szkołami wyższymi, takie jak prowadzone już z Politechniką Warszawską w zakresie elektroradiologii. Przygotowujemy program wspólnego nauczania audiofonologii, audiologii z Uniwersytetem Warszawskim.
Także część prac naukowych będziemy prowadzić wspólnie z instytutami PAN, UW. Powstający CePT ułatwi te przedsięwzięcia. Realizujemy też prace z instytucjami europejskimi. UE daje w tym zakresie olbrzymie możliwości, nie tylko finansowe. Mamy wspólne programy badawcze z wieloma uczelniami w Europie i uniwersytetami amerykańskimi.

Uczelnia ma też kontakty z innymi instytucjami życia publicznego.
Warszawski Uniwersytet Medyczny będzie kontynuował współpracę z Okręgową Izbą Lekarską w Warszawie, podobnie jak z innymi korporacjami w środowisku medycznym. Czujemy się częścią tej Izby, nie tylko dlatego, że jesteśmy jej członkami. Mamy powiązania wynikające również z zadań merytorycznych uczelni i samorządu.
Chcielibyśmy, aby Narodowy Fundusz Zdrowia doceniał wartość uczelni, która ma duże możliwości diagnostyczne i terapeutyczne. Liczę, że w trakcie dyskusji przekonamy NFZ do podjęcia decyzji korzystnych dla nas i niezbędnych dla naszego funkcjonowania. Postaram się także o dobrą współpracę z resortem zdrowia. Podlegamy dwóm ministerstwom, ale najbliższe jest nam MZ.

Pan profesor jest związany z tą uczelnią od czasów studiów. Tu także rozwijała się pana kariera zawodowa. Jest to więź nie tylko fizyczna, ale i emocjonalna. Wybór na rektora był z pewnością spełnieniem marzeń. Jak będzie pan godził funkcję rektora z pracą kliniczną i naukową?
Moje losy są związane z tą uczelnią od dawna. Ukończyłem ją w 1969 r. Wcześniej, jeszcze jako student, pracowałem w studenckim kole naukowym w II Klinice Chirurgicznej. Pracuję w niej do tej pory, co najmniej od 1965 r. Przeszedłem w niej wszystkie szczeble kariery, od stażu podyplomowego do kierowania nią. Tutaj zrobiłem doktorat i habilitację. Od 12 lat pracuję we władzach uczelni, przez 6 lat byłem prodziekanem I Wydziału Lekarskiego, wtedy współpracowałem z dziekanem, prof. Glińskim, a obecnie skończyłem drugą kadencję dziekańską. Ubieganie się o najwyższe stanowisko na uczelni było dla mnie nobilitacją. Każdy z nas ma takie marzenia i myśli o kolejnych szczeblach w karierze akademickiej. Uznanie społeczności akademickiej wyrażone przez ten wybór sprawiło mi wielką satysfakcję. Myślę, że jest to też satysfakcja dla mojego wydziału, tym większa, że kończący kadencję rektor, prof. Leszek Pączek, jest także pracownikiem
I Wydziału Lekarskiego.
Moja Katedra i Klinika Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Chorób Wątroby zajmuje się transplantacjami wątroby, które wykonujemy zarówno od dawców zmarłych, jak i części wątroby od dawców żywych. W Klinice wykonuje się także liczne inne zabiegi, również u pacjentów z nowotworami. Przez 12 lat pracy we władzach uczelni poświęcałem bardzo dużo czasu temu zadaniu. Byłem aktywnym kierownikiem Kliniki, wykonywałem zabiegi operacyjne, w tym także przeszczepienia. Dało mi to przygotowanie do pracy w rektoracie i umiejętność organizowania sobie czasu.
Mój zespół jest doskonale wyszkolony. W tej jednostce wykształciło się kilku profesorów – świetnych fachowców, samodzielnie operujących, prowadzących badania i dydaktykę. Nie obawiam się, że czas, który poświęcę uczelni, spowoduje uszczerbek w pracy Kliniki.

Prof. Marek Krawczyk ukończył AM w Warszawie w 1969 r. Tytuł dr. n. medycznych uzyskał
w 1975 r., a dr. habilitowanego w 1987 r. II stopień specjalizacji z chirurgii ogólnej zdobył w 1977 r., z transplantologii klinicznej w 2003 r., z chirurgii onkologicznej w 2007 r. W 1995 r. otrzymał tytuł naukowy profesora (belwederskiego). W 1998 r. wygrał konkurs na stanowisko kierownika Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Chorób Wątroby. W latach 1996-2002 był prodziekanem, a następnie przez dwie kadencje dziekanem I Wydziału Lekarskiego AM w Warszawie. Z jego inicjatywy powstała monografia „Dzieje I Wydziału Lekarskiego”. Dorobek naukowy prof. Krawczyka jest ceniony w Polsce i na świecie. Jest jednym z dwóch polskich, żyjących członków Francuskiej Akademii Chirurgii. Jako pierwszy z polskich lekarzy otrzymał członkostwo honorowe Francuskiego Towarzystwa Chirurgicznego. Jest też członkiem wielu narodowych towarzystw lekarskich. W 2007 r. wybrano go członkiem korespondentem PAN.
W latach 2001-2003 był prezesem Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, pełnił i obecnie pełni funkcję sekretarza generalnego Towarzystwa Chirurgów Polskich.

Archiwum