14 listopada 2011

Na marginesie

Mimo wygrania przez Platformę Obywatelską wyborów parlamentarnych (po raz pierwszy w wolnej Polsce partia, która rządziła wygrała kolejne wybory) w Ministerstwie Zdrowia po czterech latach rządów minister Ewy Kopacz dojdzie prawie na sto procent do zmiany szefa, choć zapowiedzi były inne.
Czy zadziała reguła wahadła, o której pisałam w zeszłym miesiącu?
A więc, kto zasiądzie w ministerialnym fotelu w pałacu Paca przy ulicy Miodowej 15? Czy pretendująca do drugiego miejsca w państwie, tzn. do fotela marszałka Sejmu RP, Ewa Kopacz ma na tyle wpływ na premiera Donalda Tuska, by przekonać go do wyboru takiego ministra zdrowia, który będzie kontynuował jej pomysły na reformę służby zdrowia?
Czy nowym ministrem będzie któryś z dotychczasowych wiceministrów? Wymieniane na giełdzie dziennikarskiej nazwiska kandydatów budzą szereg pytań i wątpliwości, co do tego, co będzie się działo po nominacji.
Do końca 2011 r. p.o. ministrem zdrowia ma być dotychczasowy sekretarz stanu w MZ Jakub Szulc – tak zapowiedział premier Donald Tusk. Nominacja wiceministra zdrowia daje gwarancję kontynuacji – tzn., że nie zostaną wyrzucone do kosza projekty kilku ustaw, które, jak deklarowała Ewa Kopacz w wywiadach w końcu października br. (np. w TVN 24), były gotowe tuż przed końcem poprzedniej kadencji.
Te ustawy to: ustawa o zdrowiu publicznym, ustawa o rachunku kosztów (z projektem utworzenia Agencji Taryfikacji), ustawa o jakości w ochronie zdrowia (zróżnicowanie wartości punktu w zależności od stopnia referencyjności), wreszcie ustawa o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Co będzie z nimi dalej?
A może nowy minister zdrowia zacznie wszystko od nowa i dowiemy się, że tzw. pakiet ustaw autorstwa poprzedniego ministra jest nic nie wart? Cytowane jest jakże często powiedzenie chirurgów – lepsze jest wrogiem dobrego. Ale może się okazać, że nawet nie będziemy mogli się przekonać, jak wygląda to dobre.

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum