28 lutego 2013

Hanna, córka Karola i Kazimiery cz. 2


Ewa Dobrowolska

Ciężko ranna w Powstaniu Warszawskim
Hanna Kumuniecka trafia w grudniu 1944 r.
do Krakowa. Jest z matką, lekarką.
Ojciec został rozstrzelany w Oświęcimiu
za utworzenie w obozie podziemnej
organizacji wojskowej. Siedem osób z ich
najbliższej rodziny zamordowali podczas
wojny Niemcy i Rosjanie.

Ziemie Zachodnie
W Krakowie Kazimiera Kumuniecka zostaje ordynatorem w szpitalu PCK przy ul. Kopernika. Hanna, po kolejnej operacji zmasakrowanej nogi, rozpoczyna naukę w pierwszej klasie licealnej. Porusza się o kulach, cierpi z bólu, ale chce jak najszybciej zdać maturę i pójść na studia.
Po kilku miesiącach szpital ulega likwidacji. Kazimiera jedzie do Warszawy, żeby przekonać się, czy jest do czego wracać. Jej córka trafia do zakonnic. W powojennej Polsce brakuje wszystkiego, przede wszystkim jedzenia. Hanna bieduje.
W Warszawie Kazimiera zastaje dom w gruzach. Nie ocalało nic, nie ma też bliskich. Matka utknęła po Powstaniu w Żabieńcu. Po zburzonej Warszawie rozchodzi się wieść o werbowaniu ochotników do osiedlania się na Ziemiach Zachodnich. Czekają tam na nich mieszkania, praca i nowe życie. Kazimiera zabiera matkę i małego synka szwagierki, którego ojciec zginął w komorze gazowej Oświęcimia, i jedzie do Karpacza. Przyjmuje pracę w sanatorium. Zapewniają mieszkanie i wyżywienie.
Hanna też już opuściła Kraków. Jest w Jeleniej Górze, u przyjaciółki matki, warszawskiej pielęgniarki. Uczy się pilnie i wraca do zdrowia. – Wciąż chodziłam o lasce – wspomina. – Miałam sztywny staw. Postanowiłam spróbować rehabilitacji na nartach. Mama była przerażona, uważała, że to szalony pomysł. A ja się uparłam. No i wyszło na moje, noga się uruchomiła.
Wiosną 1946 r. zdaje maturę. Natychmiast pakuje manatki i jedzie do Warszawy zdawać na medycynę.

Więzienie
Starzy przyjaciele pomagają jej przetrwać okres biedy i bezdomności. Pomieszkując w kolejnych domach, Hanna angażuje się w sprawy najważniejsze dla przyjaciół. Niepogodzeni z nową rzeczywistością, współpracują z organizacjami niepodległościowymi. Reakcja władzy następuje dość szybko. W jednym z mieszkań UB urządza kocioł. Wpada do niego Hanna. Przyszła się dowiedzieć o miejsce w akademiku, które ktoś jej załatwiał. I załatwił, tylko że ona nie zdążyła skorzystać. Pół roku przesiedziała w więzieniu. – Mnie się udało – opowiada. – Notes z adresami kolegów podarłam i utopiłam w toalecie, niczego przy mnie nie znaleźli, nie mieli więc dowodu, a ja się nie przyznawałam. Dlatego mnie wypuścili po pół roku, na Wielkanoc 1947 r., na mocy amnestii. Ale koleżanka dostała dziesięć lat, przesiedziała siedem. A trzy osoby z tego grona skazano na karę śmierci.
Powrót na uczelnię był trudny. – Jeden jedyny prof. Poplewski, wykładowca anatomii, partyjny, z PPR, nie bał się wystąpić w mojej obronie. Skoro władza ją wypuściła, to trzeba dać jej szansę, powiedział na zebraniu. I kazał wyjąć specjalnie dla mnie zwłoki z formaliny. Żebym mogła robić ćwiczenia z anatomii. Dzięki temu nie miałam przerwy w studiach i wszystkie zaległości nadrobiłam. Koledzy się zakładali: zaliczy czy nie zaliczy. Z moim przyszłym mężem jeszcze się nie poznaliśmy, chociaż obydwoje byliśmy w „Baszcie”, tymczasem on postawił na mnie w ciemno. I to się skończyło 60-letnim małżeństwem.

Koczowanie
Po wyjściu z więzienia znów nie ma gdzie mieszkać. Do jesieni koczuje w Kole Medyków na Oczki. Sypia na zsuniętych stołach, przykrytych kocami z UNRRA, międzynarodowej organizacji pomocy dla powojennej Europy. Rano rozsuwa stoły, koce zanosi do magazynu, a teczkę z rzeczami osobistymi do szatni. Jada w stołówce. Stypendium inwalidy wojennego wystarcza na przeżycie.
– Jesienią 1947 r. zaproponowano mi nocne stróżowanie w sklepie, w pawilonie między pl. Unii Lubelskiej i ul. Litewską. Nocowała tam córka właścicieli, po heinemedinie, chodząca o kulach. I doszłam ja, z jedną nogą krótszą. Dwie kaleki w charakterze stróżów nocnych – dobrałyśmy się świetnie. Z tyłu pawilonu były gruzy cuchnące trupami, ale na zapleczu sklepu miałyśmy kozę, popularny wówczas piecyk, i lampę naftową. Przemieszkałam tam do wiosny 1948 r., potem przeniosłam się na Żoliborz, do ciotki z dzieckiem, która dostała kawalerkę na Krasińskiego. Łazienki nie było, ale udało nam się doprowadzić wodę do przedpokoju.

Życie w PRL-u
Mąż Hanny Kumunieckiej Tomasz Chełmiński, rocznik 1926, był, jak Hanna, synem oficera Wojska Polskiego. Jego matka była nauczycielką. Maturę zdawał w 1945 r. w warszawskim Liceum Reytana. W czasie Powstania obydwoje z Hanną znaleźli się w pułku AK „Baszta”, ale ona została ranna, a on wylądował w Kabatach i nie zdążyli się poznać. Stało się to dopiero na studiach. Szybko zrozumieli, jak wiele ich łączy.
Pobierają się w lutym 1951 r. Ślub odbywa się w Kościele św. Anny. Panna młoda ma na sobie szarobłękitny kostium z popularnej po wojnie sześćdziesiątki, czyli tkaniny z zawartością 60 proc. wełny, do tego buty z Chmielnej, gdzie kupowało obuwie kilka pokoleń warszawianek. Pan młody występuje w garniturze granatowośliwkowym. Po ślubie herbatka u ciotek męża i wyjazd do jej matki, do Karpacza. Dr Kazimiera Kumuniecka wróciła z Karpacza do Warszawy dwa lata później. Pracowała w sanatoriach przeciwgruźliczych w Górze Kalwarii, potem w Otwocku.
Kariera zawodowa Tomasza Chełmińskiego rozpoczęła się błyskotliwie. Jeszcze jako student został przyjęty na wolontariat do Szpitala św. Łazarza, na Oddział Internistyczny, gdzie pracował pod kierownictwem swego mistrza, prof. Witolda Orłowskiego. W latach 1952-1956 odbywał służbę wojskową. – Poszedł do wojska na pół roku, w ramach przeszkolenia studentów, ale go zatrzymali – opowiada dr Kumuniecka-Chełmińska. – Bo ożenił się z sanacyjną panienką.
Na miesiąc przed narodzinami syna Hanny i Tomasza wojsko zdobywa się jednak na gest. Tuż przed Bożym Narodzeniem 1953 r. dr Tomasz Chełmiński zostaje przeniesiony do Warszawy. Syn ma półtora roku, kiedy dostają pierwsze samodzielne mieszkanie – pokój z kuchnią na Kole. Przedtem mieszkali w typowym warszawskim „kołchozie”, z pięcioma rodzinami.
Po zwolnieniu z wojska dr Chełmiński zostaje asystentem prof. Orłowskiego i wraz z profesorem przechodzi do Szpitala Wojewódzkiego przy Czerniakowskiej, noszącego dziś imię prof. W. Orłowskiego. Przez całe niemal życie zawodowe Tomasz Chełmiński był ordynatorem oddziałów internistycznych trzech szpitali: św. Łazarza, na Lesznie i Kasprzaka.
Dr Hanna Kumuniecka-Chełmińska poszła w innym kierunku. Zaczęła od neurochirurgii u prof. Jerzego Choróbskiego, potem zdecydowała się na specjalizację neurologiczną u dr. Włodarczyka w Szpitalu Czerniakowskim, zdobywając I i II stopień specjalizacji. Od 1958 r. aż do emerytury w 1980 r. pracowała również w Lecznicy Rządowej przy ul. Emilii Plater. Była też m.in. konsultantem neurologicznym w Szpitalu Kardiologicznym w Aninie i Szpitalu Zakaźnym. Od 1981 r. przyjmuje pacjentów w przychodni Fundacji AK.
Dr Tomasz Chełmiński zmarł w 2011 r. Wojciech Chełmiński skończył japonistykę i wyjechał do Francji, gdzie mieszka do dziś. Jego syn Jan robi doktorat z biologii.

Archiwum