11 maja 2013

Pilska – moje zmartwienie, moja radość

Janina Jankowska

Polska jest wolnym, demokratycznym krajem, członkiem UE – to źródło mojej radości. Żyje tu społeczeństwo o dużym potencjale, przywykłe do trudów, złego losu, które w najbardziej beznadziejnych, niekorzystnych warunkach wykazuje energię i zaradność.
Ta sama zaradność rodzi także zachowania wątpliwe moralnie. Mamy genetyczną zdolność do obchodzenia prawa, zawsze traktowanego jako coś z góry nam narzucone. Spadek po przodkach, którzy mieli Polskę w sercach, a nie na mapie Europy. Nie oni decydowali o ustroju. Obcy administrator ustalał im porządek prawny przez 160 lat z przerwami, przeciwko czemu buntowali się duchowo, a nawet zbrojnym czynem. Nie uczyło to szacunku społecznego do prawa i nie dawało doświadczenia w jego stanowieniu. Prawo historycznie narzucane przez zaborcę było ciemiężcą, a dziś doskwiera już nasze rodzime, demokratyczne, ale przeregulowane i niespójne.
Łatwiej więc zrozumieć zbiorową nieufność, trudniej tę taryfę stosować do elit. Miały czas dojrzeć przez ponad 20 lat wolnej Polski, co stanowi czas trwania II Rzeczypospolitej.
I nowe warunki. Wykształceni, często z dyplomami światowych uczelni, urodzeni, a przynajmniej ukształtowani, już w wolnej Polsce, podróżujący po UE – to już elity XXI w. To one od wielu lat produkują mrowie niespójnych ustaw i wciąż zmieniających się (nowelizowanych) przepisów w każdej branży, co dotkliwe jest szczególnie dla małego i średniego biznesu. Także zwykły człowiek w tym się gubi.
Moje główne zmartwienie to niechlujnie stanowione prawo, w dużej mierze będące wynikiem ścierania się różnych grup interesu. Sprzyja ich aktywności obecny system partyjny czyniący z partii nastawione na zysk przedsiębiorstwa. „Zysk” to miejsce w aktualnym rankingu preferencji politycznych, w wyścigu do przejęcia lub utrzymania władzy. Miejsce wyznaczone wysokością słupków – tylko to się liczy. O tym dywagują media w czasie największej słuchalności i oglądalności. Kto traci, kto zyskuje, kto będzie konkurował z Donaldem Tuskiem, kto zostanie zdymisjonowany, a kto awansowany? Na plan dalszy schodzi interes publiczny, jako dobro łączące wszystkich mieszkańców Polski. To nie jest temat dla mediów, które w ostatnich latach stały się graczem na rynku i całkowicie zatraciły poczucie misji polegającej na pomocy ludziom w zrozumieniu świata. Świata jeszcze ciągle trawionego globalnym kryzysem według nieprzewidywalnego scenariusza. Rządzący podejmują decyzję przystąpienia do paktu fiskalnego, której konsekwencji wprowadzenia jeszcze nikt nie zna. Nie ma miejsca na zadawanie pytań, bo można znaleźć się po stronie ciemnogrodu. A tu chodzi o interes publiczny widziany nie wycinkowo, ale globalnie, w perspektywie 5 – 10 – 20 lat. Co w tej perspektywie służy Polsce? Kiedyś nazywano to racją stanu, głównie odnoszącą się do polityki zagranicznej. Najwyższy czas, by zadać podstawowe pytania o sprawy wewnętrzne kraju. One dotyczą wszystkich, rządzących i społeczeństwa. Jakie rozwiązania są potrzebne, jakie reformy trzeba przeprowadzić? Co służy nam wszystkim? Aby odpowiedzieć na te pytania, potrzebna jest spójna wizja naprawy państwa. Choćby propozycja, projekt, nad którym można dyskutować. Obojętne mi, jaka partia go przedstawi. Z aktualnych najbardziej spójny był program prof. Piotra Glińskiego, którego, mam wrażenie, nikt nie przeczytał, nawet aktywiści PiS. Sejm odrzucił, wraz z wnioskiem o wotum nieufności wobec rządu, wielomiesięczną pracę wielu ekspertów. Próba rozmowy o kompleksowej naprawie Rzeczypospolitej została ośmieszona. Nie ma debaty o Polsce, temat zniknął z mediów.
Czekamy na rządowy plan antykryzysowy i wizję reformy państwa. O tym powinna rozmawiać władza ze społeczeństwem. Uczciwie przedstawić konflikt interesów, koszty reformy i tłumaczyć, dlaczego dla dobra wspólnego trzeba je ponosić. Wysłuchać zastrzeżeń, argumentów krytycznych, lęków, bo za nimi kryje się codzienne życie milionów ludzi, poczucie otwarcia lub zamknięcia drogi indywidualnego rozwoju, wypuszczenie lub stłamszenie energii społecznej.
Niestety, rządzący nie słyszą ludzi. Politycy zamknęli się w partyjnych utarczkach. Media dla wygody i słupków oglądalności wychwytują atrakcyjne, ale banalne kąski tej walki. Niektóre stacje i tytuły angażują się po jednej lub drugiej stronie w poszczególnych bitwach. Tymczasem społeczeństwo sygnalizuje oddalonym od rzeczywistości rządzącym i mediom swoje niezadowolenie. Powstaje Platforma Oburzonych. Związek Zawodowy „Solidarność” i ponad 100 organizacji pozarządowych żądają dialogu. Łatwo zepchnąć to zjawisko do narożnika nieodpowiedzialnego radykalizmu i osobistych ambicji przywódców, wyśmiać ich jako nowych kandydatów do wejścia na polityczne salony. Z kim są powiązani? Co ich łączy? Wiadomo. Oburzeni krytykują premiera, a więc chcą obalić rząd, system. Referendum? Kto to słyszał? Jednomandatowe okręgi wyborcze – skompromitowane. Palikot proponuje Kukizowi lekturę i wykłady na ten temat. Klasa polityczna okazuje protekcjonalność i z trudem skrywane lekceważenie. Media idą w tych komentarzach łeb w łeb. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to ważny sygnał, że rodzi się jakiś społeczny ferment, że można przegapić ten czas…
Gdzieś poszły w kąt mądre doświadczenia prowadzonych w stoczni rozmów. Porozumienia Sierpniowe, a cóż to takiego? Aha! ordery i uroczystości ku czci.

Archiwum