12 maja 2013

Tango z Buenos

Jacek Walczak

Jednym z ostatnich dużych miast założonych w Ameryce Południowej było Buenos Aires, ale niemal trzy wieki musiało czekać na swoją świetność. Hiszpańskie prawo zakazywało transportu towarów przez ten port. Cały ruch odbywał się przez porty na wybrzeżu Pacyfiku. Dopiero po ustanowieniu w 1776 r. wicekrólestwa La Platy, Buenos Aires stało się kosmopolityczną metropolią. Zjechali tam wkrótce nie tylko urzędnicy, wojskowi, prawnicy, księża, artyści, ale całe masy awanturników z różnych stron świata. Najwięcej z Włoch, Hiszpanii, ale nie brakowało emigrantów z Niemiec, Polski, później także z Rosji. Pod koniec XIX w. dzielnice portowe San Telmo i La Boca, dzisiaj najstarsze w Buenos Aires, tętniły życiem. Kolorowa La Boca przetrwała wraz ze swym klimatem, chociaż stary port obok praktycznie już nie funkcjonuje. Przetrwały też melancholijne rytmy tanga – argentyńskiego bluesa.
Nikt już nie pamięta, gdzie i kiedy narodził się nowy taniec. Szemrane towarzystwo, w większości męskie, spędzało wolne chwile głównie w domach publicznych, których pojawiło się w Argentynie bez liku. Brak kobiet powodował, że klienci czekali w długich kolejkach do prostytutek, spędzając czas przy muzyce. Melodie z południa Włoch i Hiszpanii, zaprawione motywami wywodzącymi się z tradycji gaucho, argentyńskich kowboi, podparte afrykańskimi rytmami, stworzyły coś zupełnie nowego – tango. Gatunek wyrosły w największej biedzie stał się synonimem smutku, który się tańczy – tak określił tango w latach 30. ubiegłego wieku najsłynniejszy argentyński twórca piosenek Enrique Santos Discépolo. Muzycy grali, śpiewali sprośne piosenki, ale ze starych, anonimowych tekstów przetrwały tylko fragmenty. Dopiero pianista Rosendo Mendizábal w 1896 r. jako pierwszy podpisał się pod swym utworem „El Enterriano”. Muzycy byli tak samo biedni jak ich słuchacze. Gitary, skrzypce, flety zdominował bliski krewny akordeonu – bandoneon.
Salony Buenos Aires i Montevideo z dezaprobatą odnosiły się do bluźnierczych tańców, podczas których kobieta i mężczyzna pozostają w bliskim kontakcie cielesnym. Paradoksalnie, elegancki Paryż przejął ekstrawagancką modę i tango popłynęło przez Atlantyk po sukcesy. Co było dobre w Paryżu, zaakceptowano w Buenos Aires. Tak zaczęła się międzynarodowa kariera tanga, która trwa do dzisiaj, a ostatnio wręcz przeżywa renesans.

Tango ciągle podlega przemianom. Najwięcej zawdzięcza przemysłowi fonograficznemu. Wytwórnia Victor Records odkryła w 1917 r. głos młodego Carlosa Gardela. Jego „Mi noche triste” („Moja smutna noc”) stała się światowym szlagierem, a jej twórca międzynarodową gwiazdą. Świetną karierę Gardela przerwała tragiczna śmierć w katastrofie lotniczej w 1935 r. w Kolumbii. Tysiące wielbicieli przywdziało do ciemnych marynarek bądź smokingów fedore – ulubiony filcowy kapelusz Gardela, białą apaszkę lub kolorowy fular. Do dziś fanatycy tanga z Buenos Aires nie przyjmują do wiadomości faktu śmierci gwiazdora i twierdzą, że z każdym dniem śpiewa lepiej.
Tango w swojej ponadstuletniej historii przeżywało wzloty i upadki, ale zawsze pozostawało w duszach Argentyńczyków. W czasach peronizmu kojarzyło się z wypaczonym nacjonalizmem, więc po upadku Peróna ustąpiło przed stylami międzynarodowymi, jak jazz, rock czy pop. Ocaliła je nostalgia argentyńskich emigrantów, głównie w Europie, powróciło wraz z nimi do ojczyzny po przemianach politycznych w 1983 r. Obecnie znowu święci triumfy, chociaż nie zawsze potrafi się oprzeć wszechobecnej komercjalizacji. Jak dawniej, Argentyńczycy żarliwie bronią tradycji tanga, przy okazji prowadzą nieustanne spory o szczegółowe interpretacje. Żaden mieszkaniec Buenos Aires nie dopuszcza myśli, że tango mogło narodzić się poza San Telmo i La Boca. Ku bezgranicznej ich rozpaczy i zazdrości największy przebój tanga – „La Cumparsita” – powstał po drugiej stronie Rio de La Plata, w Montevideo, stolicy Urugwaju. Portenos, jak sami się nazywają mieszkańcy dzielnicy La Boca, utożsamiają się z tangiem, jak z ukochanym klubem piłkarskim z tej samej dzielnicy – Boca Juniors. Niechby tu ktoś źle się wyraził o Diego Maradonie, który grał w tym klubie – skończy marnie.
A do popularności tanga przyczynił się także Jerzy Petersburski, tworząc słynne szlagiery rodem z Polski: „Ta ostatnia niedziela”, „Już nigdy”, a przede wszystkim „Tango milonga”.

http://www.jacekwalczak.com

Archiwum