13 maja 2020

Zachęcić pacjenta do współodpowiedzialności

Polityka informacyjna w czasie epidemii powinna być oparta na wykształcaniu w społeczeństwie poczucia współodpowiedzialności. Skutecznym narzędziem do komunikowania się lekarza z pacjentem jest empatia – przekonuje psycholog Jacek Santorski w rozmowie z Michałem Niepytalskim.

Rozmawiamy wprawdzie na odległość, ale za oknem widzimy to samo bezchmurne niebo. Wiosna w pełni i z każdym ciepłym dniem coraz trudniej wymagać od obywateli izolowania się w czterech ścianach. Jak przekonać ludzi, żeby nie wychodzili z domu bez potrzeby?

Najlepiej założyć ich podmiotowość i odpowiedzialność oraz przypominać o celach i kryteriach. Jeśli będziemy tłumaczyć, że celem działań w warunkach epidemii jest przede wszystkim spłaszczenie krzywej zachorowań, a kryterium osiągnięcia celu – zachowanie społecznego dystansowania się i przestrzeganie zasad higieny, przyniesie to oczekiwany skutek. Gdyby ciągle przypominać o tym, że to w naszych rękach, a nie władzy, jest zarządzanie tą sytuacją, ludzie mogliby wychodzić na zewnątrz odpowiedzialnie. Tym bardziej że znamy w psychologii zjawisko reaktancji i podobne, polegające na tym, że im silniejszy nacisk i ograniczenie, tym mocniejszy odruch dążenia do zachowania w tej sferze poczucia wolności albo przynajmniej złudzenia wolności i skłonność do reakcji przekornych, rebelianckich.

Odpowiedź na to pytanie jest więc związana z jak najgłębszym empowermentem. Z osiągnięć psychiatrii wiemy, że nawet osoby chore psychotycznie można w taki sposób angażować i delegować na nie odpowiedzialność za ich życie i pracę, aby u osób bezwolnych, reaktywnych wyzwolić obszary podmiotowości czy samokontroli.

Czy są dowody, że jako społeczeństwo jesteśmy rzeczywiście podatni na takie bodźce?

Ostatnio Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej Uniwersytet Humanistycznospołeczny przeprowadziła badania dotyczące obaw, jakie generuje epidemia. Pod uwagę branych było kilka ich kategorii, m.in. obawa przed długotrwałą izolacją, przed skutkami ekonomicznymi epidemii, ale także lęk przed zakażeniem siebie oraz innych. Z analizy wynika, że istnieje statystycznie istotna różnica między obawą o zarażenie się (około 70 proc.) a lękiem o zarażenie kogoś ze swoich bliskich, który występuje o kilka punktów procentowych częściej. Choć przecież można by się spodziewać, że w obliczu zagrożenia i niepewności będzie objawiała się egocentryzacja i każdy bać się będzie przede wszystkim o siebie. Dlatego wydaje się, że to odwoływanie się do troski i odpowiedzialności za siebie i innych powinno być skuteczne. Nawiasem mówiąc, być może kształtowanie narracji warto zróżnicować ze względu na płeć. Z badań SWPS wynika bowiem, że lęk o siebie i innych statystycznie częściej pojawia się u pań niż u panów. Dodatkowo na potencjalną skuteczność odwoływania się do współodpowiedzialności wskazuje istnienie w społeczeństwie, także zaobserwowanego przez naukowców, lęku związanego z nieodpowiedzialnym zachowaniem innych osób, zauważalnego na wysokim, kilkudziesięcioprocentowym poziomie. Warto podkreślić, że wszystkie rodzaje lęku są słabsze w środowiskach wiejskich, choć nie wiadomo dokładnie, z czego to wynika, czy np. z poziomu edukacji, czy jednak z obiektywnych czynników zagrożenia związanych z mniejszą gęstością zaludnienia.

Jak lekarze powinni postępować z pacjentami, u których widzą skłonność do zachowań nieodpowiedzialnych?

Żeby móc odwołać się do poczucia odpowiedzialności i uczuć wyższych, by uruchomić bardziej zaawansowane struktury poznawcze, trzeba zacząć od aktu empatii. W przeszłości prowadziłem szkolenia dla lekarzy, którzy borykali się z ofiarami kampanii antyszczepionkowych. Skuteczna komunikacja z matką, która odmawiała szczepienia swojego dziecka, polega np. na tym, by lekarz powiedział: – Sam jestem rodzicem i wyobrażam sobie, jak bardzo się pani boi o życie swojego dziecka. Wyobrażam sobie też, jak w świetle informacji z wybranych źródeł te szczepienia wydają się niebezpieczne. Ale pani ma za sobą kilkadziesiąt godzin lektury tekstów z Internetu, a ja mam za sobą pięć lat studiów, specjalizację oraz lata praktyki klinicznej i sam dziecko szczepię. Proszę to rozważyć, bo nie chcę wobec pani stosować narzędzi administracyjnego przymusu. Mechanizm jest więc taki – najpierw empatia, potem dostrojenie, a następnie kontrakt.

Jak to przełożyć na obecną sytuację? Jak wytłumaczyć sobie zachowanie pacjentów, części społeczeństwa i jak wobec tego okazać empatię?

Mam już sporo zawodowych doświadczeń w tej kwestii, np. ze środowiska biznesowego. Pojawiają się argumenty odwołujące się do rzekomej racjonalności: – To choroba mniej śmiercionośna niż grypa sezonowa, prawdopodobieństwo śmierci z powodu zakażenia jest mniejsze, niż kiedy jadę samochodem 170 km/h autostradą. Chodzi o to, żeby wyjaśnić, że wobec stresu i niepewności mamy skłonność do tego, by czynniki stresogenne nadmiernie dramatyzować albo żeby im zaprzeczać. W tym przypadku przeżywając troski i niepokoje, umawiamy się ze sobą, że nie będziemy ich dopuszczać do głosu, przyjmujemy pozycję pseudoracjonalną, wyższościową, a nawet pogardliwą wobec tych, którzy troskom się poddają.

Pracuję nad tym, by znaleźć się pośrodku tych dwóch skrajności – powinien powiedzieć empatyczny lekarz i wytłumaczyć, że sygnały będące przedmiotem obaw docierają do niego i bierze je pod uwagę, nie zaprzecza im, ale i nie spędzają mu całkiem snu z powiek. To oczywiście wymaga opanowania sztuki rozmowy opartej na empatii. Takiego empatyczno-edukacyjnego podejścia uczę liderów podczas wielu szkoleń. Szansa na przebudzenie pacjenta może nie jest ogromna, ale to odpowiednia droga. Przy odmiennym podejściu, konfrontacyjnym, czyli jeśli mu powiemy, że myśli głupio, jest destruktywny albo źle używa swojego intelektu, osiągniemy jedynie efekt wzmożonego oporu.

Empatycznego podejścia potrzebują też lekarze, którzy podczas epidemii są szczególnie narażeni na stres. Znajdują się na pierwszej linii frontu wojny z wirusem, więc pojawia się obawa tak jak w przypadku żołnierzy o zespół stresu pourazowego. Jak sobie radzić z tą perspektywą?

Badania nad leczeniem stresu pourazowego prowadzone w ostatnich latach pokazują, że nie każdy jest w równym stopniu na niego podatny przy podobnych traumatycznych doznaniach. Dlatego wiedza, a przede wszystkim samowiedza lekarzy o naturze niepokoju, o tym, jak funkcjonuje umysł, jak człowiek działa w stresie, kiedy do głosu mogą dochodzić adaptacyjne mechanizmy regresywne, kiedy zaczyna się percepcja tunelowa i dostrzegamy tylko negatywne informacje albo rozpatrujemy wyłącznie kierunki ewakuacji, kiedy wchodzi w grę myślenie magiczne, atawistyczne dzielenie ludzi na swoich i obcych, jest im bardzo potrzebna. Wiedza okazuje się konieczna do trafnego rozpoznania klinicznego i udzielenia pomocy pacjentom, niezależnie od tego, czy chodzi o lekarza pierwszego kontaktu, czy lekarza specjalistę, ale przede wszystkim do zarządzania sobą.

Nie tylko traumatyczne doznania wpływają na pogłębienie stresu lekarzy w sytuacji kryzysowej. Amerykańskie badania wskazują, że w USA jeszcze przed epidemią połowa lekarzy wykazywała symptomy wypalenia zawodowego. Źródłem większości jest poziom frustracji związany ze zbiurokratyzowaniem pracy. To dodatkowo negatywnie wpływa na samopoczucie lekarzy w obecnej sytuacji. Z drugiej strony w takich zawodach jak zawody medyczne ważną rolę odgrywa poczucie misji. Człowiek stojący na posterunku ma skłonność zapominania o sobie, co może stanowić barierę obronną. Jacek Santorski – psycholog zdrowia i biznesu, profesor honorowy w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie prowadzi autorską Akademię Psychologii Przywództwa.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum