3 lipca 2020

Szczepionka odmrożenia

Paweł Walewski

Medycyna i ochrona zdrowia z dala od polityki? Wolne żarty! Epidemia i walka z koronawirusem udowodniły coś dokładnie przeciwnego.

Premier i minister zdrowia mieli w połowie czerwca dla Polaków same dobre wieści: epidemia jest pod kontrolą, której zazdroszczą nam znacznie bogatsze kraje; gdyby nie pojedyncze ogniska koronawirusa w kopalniach na Śląsku, liczba zakażeń byłaby na niewielkim i stałym poziomie; pod względem wykonywanych testów dobiliśmy do czołówki; a jeśli gdzieś jeszcze zdarzają się zachorowania, to wyłącznie z winy ludzi, którzy nie przestrzegają zaleceń. Ale zaraz, po co krępujące ograniczenia, skoro u progu lata odnieśliśmy tak spektakularne zwycięstwo nad pandemią?

To niejedyny przykład nieporadności rządu w polityce komunikacyjnej ze społeczeństwem. Skutki w końcu będą fatalne, bo ludzie tracą zaufanie do przywódców, kiedy widzą, że nie kierują się oni logiką, lecz politycznym wyrachowaniem. A u nas nie dość, że nigdy nie poznaliśmy doradców opowiadających się za wyborem takiej lub innej strategii (co już samo w sobie jest skandalem), to z perspektywy czasu coraz wyraźniej widzimy, że rząd wydawał decyzje na podstawie kalendarza wyborczego, niekoniecznie faktów epidemiologicznych.

Minister zdrowia wielokrotnie zmieniał zdanie na temat zasadności wprowadzanych na czas epidemii restrykcji, wywołując mętlik w głowach ludziom, którzy początkowo uznawali go za wyrocznię. Później, gdy media zaczęły nagłaśniać skandaliczne nadużycia w resorcie zdrowia związane z zakupami respiratorów i środków ochrony osobistej (od instruktora narciarskiego, wytwórcy oscypków, handlarza bronią), a on sam poświęcił swój naukowy autorytet w imię lojalności wobec partii, której jest funkcjonariuszem (gdy trzeba było legitymizować decyzje prezesa w sprawie terminu wyborów), kapitał zaufania szybko wyparował. Nie ma się co dziwić, że maseczki poszły w kąt, a w miastach zapomniano  o utrzymywaniu dystansu społecznego.

Każde państwo w ograniczonym zakresie ponosi odpowiedzialność za zdrowie swoich obywateli, więc chcąc zadbać o własne bezpieczeństwo, powinniśmy bardziej kierować się zdrowym rozsądkiem, niż liczyć na wspaniałomyślność władzy. Ale trudno podejmować zdroworozsądkowe decyzje, kiedy ona stawia na pierwszym miejscu swój polityczny interes, wprowadza chaos i zaprzecza samej sobie. W innych krajach zastosowano tylko te restrykcje, które miały podstawy naukowe, to znaczy istniały dowody, że przynoszą skutek. Były to jednak kroki konsekwentne, a komunikujący się z opinią publiczną politycy mieli u boku ekspertów, którym od początku ludzie ufali. Można za przykład stawiać Nową Zelandię, Australię, Niemcy, a nawet Szwecję, której strategia jest dla wielu kontrowersyjna, ale dopiero czas pokaże, czy nie najwłaściwsza (zamiast zamrażać gospodarkę i zamykać wszystkich ludzi w domach, postawiono na naturalny proces budowania odporności zbiorowej).

Na drugim biegunie znalazły się takie kraje jak USA i Brazylia, których przywódcy chcieli bagatelizować zagrożenie wbrew naukowym ekspertom, no i Wielka Brytania, gdzie doradcy premiera Johnsona, cieszący się początkowo autorytetem, złamali wprowadzone przez siebie nakazy i musieli pod naciskiem opinii publicznej solidnie się z tego tłumaczyć. Zły przykład z góry katastrofalnie odbija się bowiem na zachowaniu społeczeństwa, dlatego na świecie skompromitowani politycy o wiele częściej niż w Polsce podają się do dymisji.
U nas pojęcie odpowiedzialności wśród przedstawicieli klasy politycznej nie obowiązuje, więc premier po wizycie w restauracji mógł sobie drwić z prawa, a minister zdrowia nie poniósł konsekwencji za trefne geszefty. Coraz więcej osób zadaje sobie pytania o sensowność decyzji (takich jak nakaz chodzenia po lesie w maskach) i luzowanie obostrzeń akurat wtedy, gdy pojawiło się więcej zakażeń. To pytania o stan państwa i jakość zarządzania kryzysowego, z którego również trzeba będzie tę władzę kiedyś rozliczyć.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum