4 grudnia 2020

Bitwa o ustawę

Paweł Kowal

To się musiało tak skończyć. Ostatnie posiedzenie Sejmu w październiku zaczęło się, jak zwykle niestety, od ostrych utarczek. Przedmiotem obrad miała być kolejna ustawa dotycząca COVID-19.

Od początku pandemii było już ich kilka. Te ustawy są potrzebne, gdyż dostosowują prawo do koniecznych działań państwa w nietypowych warunkach. Zostawiam na boku fakt, że obóz władzy pod płaszczykiem walki z wirusem próbował parę razy przeforsować bardzo kontrowersyjne, ale korzystne dla siebie przepisy. Przykład? Brak odpowiedzialności urzędników za podejmowane w czasach pandemii decyzje. Każda „covidowa” ustawa miała chyba podobną historię. Były pisane na kolanie, na podstawie „życzeń” zgłaszanych przez poszczególne ministerstwa, i trafiały do Sejmu w ostatnim momencie przed głosowaniem. Potem zaczynał się szantaż moralny wobec opozycji („nie pomożecie nam w walce z pandemią?”). Kilkadziesiąt, a czasami 100 stron przepisów takiej ustawy odnosi się zwykle do dziesiątków innych aktów prawnych i regulacji. Poważna analiza takiego dokumentu musi trwać przynajmniej kilka dni i to z udziałem dobrego prawnika.

Wróćmy jednak do poranka 27 października. Posłowie dostali projekt kolejnej ustawy „covidowej” tuż przed posiedzeniem. Obrady prowadził wicemarszałek Ryszard Terlecki. Posłom, którzy chcieli mieć czas choćby na przeczytanie dokumentu i oczekiwali przynajmniej kilku godzin przerwy, zarzucił, że działają przeciw interesom narodu, który na tę ustawę czeka. A trzeba pamiętać, że był to czas, gdy liczba zakażonych gwałtownie się zwiększyła. Zaczęły się zatem nerwowe prace nad dokumentem. Część posłów obozu władzy optowała za dodatkami dla medyków, którzy walczą z wirusem. Rząd jednak chciał bardzo ograniczyć takie wydatki – przyznać dodatki tylko tym, którzy zostali skierowani do szpitali zakaźnych i polowych. Moim zdaniem byłoby sprawiedliwie, gdyby dodatki dostali wszyscy, którzy leczą w tym trudnym okresie i dzięki którym służba zdrowia się nie załamała. Czy lekarka podstawowej opieki zdrowotnej albo salowy w szpitalu onkologicznym nie są narażeni na zakażenie koronawirusem?

Gdy już Sejm zatwierdził dodatki dla lekarzy, zaczął się kolejny etap dramatu. Władza wymyśliła specjalną ustawę „odkręcającą” to, co sama przygotowała, zanim przepisy zdążyły wejść w życie. W nocnym głosowaniu liczni posłowie z PiS zagłosowali za dodatkami dla medyków na froncie walki z pandemią, a rano złożyli projekt ustawy, która to „odkręcała”. Rząd jakiś czas blokował ogłoszenie przyjętej ustawy o dodatkach. Obecnie ustawa wreszcie obowiązuje.

Wnioski? W Polsce za błędy zapłaci lekarz, tramwajarz i restaurator, lecz posłowie, którzy zgadzają się na głosowanie pisanych na kolanie projektów ustaw – już nie. Może więc także posłowie powinni odpowiadać za „błędy poselskie”? Bo za to, że w tak ciężkich czasach są pieniądze na telewizję publiczną, na bezsensowne wydatki Polskiej Fundacji Narodowej i na bombastyczny projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego, a nie ma środków dla pracowników medycznych, historia sama dzisiejszą władzę rozliczy.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum