29 października 2021

Całoroczne zaduszki

Mamy listopad, w którym obchodzimy Święto Zmarłych, proponuję zatem chwilę zadumy. Powrócił temat tzw. nadmiarowych zgonów definiowanych jako różnica między liczbą zgonów w danym okresie a średnią liczbą zgonów z analogicznych okresów w ostatnich kilku latach. Polska Agencja Prasowa, „Dziennik Gazeta Prawna” i inne media, które prowadziły statystykę, podają, że od marca 2020 r. nadmiarowych zgonów w Polsce było ponad 140 tys., a średnia miesięcznego wzrostu śmiertelności wynosi prawie 24 proc. i sytuuje nas na niechlubnym pierwszym miejscu w Europie. Są kraje, w których nadmiarowe zgony nie przekroczyły 5 proc., co można uznać za brak zmiany, mianowicie: Norwegia, Islandia, Dania, Finlandia i Irlandia. Coś to Państwu mówi? Oczywiście, że tak! Te kraje znane są z najlepiej zorganizowanej opieki zdrowotnej, wydolnej, z rezerwami na nieprzewidziane sytuacje. Natomiast Polska znana jest z niedofinansowanego sektora publicznego, w którego szpitalach nietrudno znaleźć grzyb na ścianach, gdzie turysta z jednego z wymienionych krajów w celu oddania krwi do badania wszedł do budynku i przestraszył się, że trafił do jakichś lochów (autentyczna historia), a posiłki szpitalne to szczyt nieudolności „polskiej myśli szkoleniowej” w medycynie.

Jarosław Biliński, członek Prezydium ORL w Warszawie

Kwestia nadmiarowych zgonów jest naprawdę bardzo ciekawa. Zgony wynikające bezpośrednio z COVID-19 stanowią około 40 proc. tych nadmiarowych. Reszta wynika po prostu z braku buforu bezpieczeństwa. Nasz system, szczególnie pracownicy ochrony zdrowia, warunki lokalowe i sprzętowe, jest wykorzystany do maksimum. Nie musi to być COVID-19, wystarczy silniejszy atak jakiejkolwiek choroby i te nadmiarowe zgony znów się pojawią. Praca lekarzy na kilku etatach, dziesiątki pacjentów przyjmowanych dziennie i inne znane nam fakty powodują, że absolutnie nic ponadstandardowego nie może się w Polsce wydarzyć, gdyż skutkiem będzie zwiększona chorobowość i śmiertelność. W opracowaniach statystycznych czytamy, że w ubiegłym roku udzielono o 2 mln porad mniej niż w poprzednich latach. To efekt zablokowania systemu pacjentami z COVID-19 i skierowania absolutnie wszystkich pracowników do walki z pandemią. Niewydolność systemu objawia się także większą liczbą trudnych chorych, z zaawansowanymi chorobami, w tym nowotworami, którzy niestety w statystykach nadmiarowych zgonów również się pojawią, ale nieco później. Czy to wszystko nie dowodzi konieczności głębokiej reformy naszego systemu? Czy to nie czas na posłuchanie ludzi, którzy się na tym znają i zbudują ten system najlepiej, jak to będzie możliwe?

Kolejna statystyka, w której też jesteśmy najgorsi. To po prostu krzywdzące – dla nas, lekarzy, dla naszych koleżanek i kolegów z innych zawodów medycznych, którzy pracują ponad siły i trzymają to, co się da, w ryzach. Nie zasługujemy na to, by być ciągle outsiderami, przecież jesteśmy świetnymi specjalistami. To jest krzywdzące dla pacjentów, dla nas i dla wszystkich Polaków. Bo żyjemy w alternatywnym świecie – kilkaset kilometrów dalej człowiek jest skutecznie leczony, zdrowieje. U nas umiera. W najważniejszej dziedzinie życia jesteśmy na ostatnim miejscu. Ile jeszcze mamy czekać?

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum