28 października 2022

Bez podwyżki inflacyjnej

Inflacji nie da się ukryć przed ludźmi. I dlatego pracownicy prywatnych firm już od roku dostają podwyżki. Przedsiębiorcy dawno zorientowali się, że nie mają wyboru – aby utrzymać pracowników, muszą co kilka miesięcy oferować „podwyżki inflacyjne”.

tekst Paweł Kowal

Piszę w cudzysłowie, bo chociaż wszyscy interesujący się gospodarką uczą się na nowo tego pojęcia, nie znajdą go w kodeksie pracy. Przedsiębiorca, menedżer, szczególnie, kiedy bezrobocie w Polsce wciąż jest niskie, dla własnego bezpieczeństwa oferuje podwyżkę inflacyjną w swojej firmie. Jednak dla pracowników instytucji publicznych: ochrony zdrowia, nauczycieli, urzędników, służb specjalnych, wojska, inflacja to tragedia.

Łatwo powiedzieć w dyskusji w telewizji – sfera budżetowa. W rzeczywistości pracują w niej ci, którzy w sensie statystycznym tradycyjnie w Polsce zarabiają najmniej, ale to na nich stoi cała organizacja państwa. To oni zostali na posterunku w czasach pandemii – pani w urzędzie miasta wydająca dowody, pielęgniarz, który także nie mógł pracować online i przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest wiele prac, które można w ten sposób wykonać, ale jego służby nie. Oni wszyscy, schowani pod tym jednym hasłem „sfera budżetowa”, podwyżki inflacyjnej łatwo nie dostaną. Ci, którzy są zależni od państwowej pensji, zwykłej podwyżki także nie. Wielu z nich to pracownicy urzędów miast czy gmin. A nie dostaną podwyżki dlatego, że właśnie samorządy najbardziej dostają teraz po kieszeni. W czasach inflacji z miesiąca na miesiąc pozycja „budżetówki” w stosunku do innych grup społecznych będzie się pogarszała.

Pracownicy budżetowi w sensie socjologicznym to klasa średnia. Ale taka nasza klasa średnia. W odróżnieniu od klasy średniej bogatych zachodnioeuropejskich państw, nasza często jest bez majątku, kamieniczki na wynajem i złota w skarbonce. Nasza klasa średnia ma mieszkanie na kredyt hipoteczny i pracuje w urzędzie, szpitalu, szkole, prawie bez możliwości dorobienia dodatkowych paru stówek, żeby sobie zrekompensować brak podwyżki inflacyjnej. Kiedy więc pielęgniarka otrzyma do zapłaty kolejną ratę kredytu, zrozumie, że zaczął się dla niej najgorszy czas od dekad. Mieszkanie na kredyt staje się obciążeniem ponad miarę, rata co miesiąc źródłem stresu, bo bywa, że jej wysokość sięga kilku tysięcy, a oszczędności (statystycznie to jest właśnie tyle) kurczą się w oczach. Za chłodnymi informacjami o ponad 17-proc. inflacji kryje się świadomość kolejnych stresów w domu pod koniec miesiąca. Każdy komunikat Adama Glapińskiego, podany w formie polityczno-gospodarczego stand-upu, dla wielu dziennikarzy oznacza szanse na następne smakowite cytaty, ale dla pracowników bez podwyżki jest czekaniem na wyrok, czy jeszcze w tym miesiącu dadzą radę. Tak zaczyna się czarna noc polskiej klasy średniej, która jeszcze nie zdążyła dobrze powstać.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum