26 stycznia 2024

Rollercoaster doskonalenia zawodowego

Zapewne nikt nie ma wątpliwości, że lekarz musi aktualizować wiedzę, nie tylko dlatego, że tak stanowi art. 18 ustawy z 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty, uzupełniony rozporządzeniem ministra zdrowia z 21 lutego 2022 r. Ustawiczne dokształcanie się i rozwój zawodowy są po prostu wpisane w specyfikę zawodu lekarza, ponieważ wiedza medyczna rozwija się tak dynamicznie i wielowątkowo, że złote standardy diagnostyczne i terapeutyczne sprzed kilku lat stają się na naszych oczach eksponatami w muzeum historii medycyny.

 

tekst HANNA ODZIEMSKA, lekarz, menedżerka, kierowniczka medyczna w Enel Medzie

Kiedy pytam znajomych kolegów lekarzy i koleżanki lekarki, gdzie pracują, słyszę zwykle wymieniane jednym tchem dwa lub trzy miejsca. Gdy dopytuję się, co w takim razie z prywatnością, czasem dla siebie i rodziny, odpowiadają najczęściej, że jest ciężko, ale walczą o ten czas. Kiedy drążę dalej: czy znajdują czas na dokształcanie, kursy, konferencje, czytanie periodyków medycznych, na ogół słyszę: „oczywiście, staram się dokształcać w międzyczasie”. Próbowałam znaleźć definicję „międzyczasu”, niestety, nie znalazłam jej nawet u Einsteina i Hawkinga. Dlatego postanowiłam zbadać to osobliwe zjawisko fizyczne u źródła, czyli w praktyce lekarskiej. Wyniki są interesujące.

 

Wbrew pozorom najłatwiejszą sytuację mają chyba rezydenci. Dla nich praca i nauka to integralnie połączone elementy, aczkolwiek sprawa się komplikuje, kiedy trzeba (a zwykle trzeba) dorobić do skromnego rezydenckiego uposażenia. Kilka godzin dodatkowej pracy należy wmontować w napięty do granic wytrzymałości codzienny grafik, przeplatany dyżurami, stażami, kursami i zdobywaniem wiedzy na bieżące potrzeby w postaci konsultacji z bardziej doświadczonymi kolegami lub sięganiem do źródeł wiedzy merytorycznej „w międzyczasie”.

Starsi koledzy i koleżanki mają inne sposoby. Niektórzy próbują dokształcać się metodą bilokacji. Jeden z moich znajomych jest w tym szczególnie biegły.

 

Przecież muszę uzbierać te punkty edukacyjne – tłumaczy. – A kredyt sam się nie spłaci, więc nie stać mnie na dzień wolny, żeby iść na konferencję. Ale sprawdziłem, że można to spiąć czasowo: rano idę do pracy, umawiam się z koleżanką, że wyjdę pół godziny wcześniej, ona weźmie za mnie te pół godziny i przyjmie pacjentów, a ja wsiadam w samochód, z pomocą aplikacji omijam korki i maksymalnie pół godziny spóźniam się na szkolenie. Prezentację zawsze dają, więc sobie doczytam. Zostaję oczywiście do końca, a w międzyczasie jem obiad, bo zwykle jest catering, i jestem już dokształcony. Może to nie jest bilokacja na poziomie ojca Pio, ale działa.

 

Inny sposób dokształcania się „w międzyczasie” to turystyka edukacyjna. Forma popularna i lubiana przez lekarzy, bo oprócz wiedzy przynosi inne dekoracje i krajobrazy. Koleżanka, która jest pasjonatką tej formy, pracuje na etacie i ma urlopy szkoleniowe – to spory luksus.

 

Ostatnio byłam na kursie w Gdańsku, mówię ci, było super. Wykłady bardzo ciekawe, a zakwaterowanie nad samym morzem.

I co, po wykładach chodziliście nad morze? – pytam.

 

Eee, nie… Przecież to październik, wykłady kończyły się o osiemnastej, więc już było ciemno, a rano zaczynały od ósmej, ale i tak było super. Bardzo wysoki poziom, tyle wiedzy…

 

Potem dowiaduję się jeszcze, że koleżanka w przerwach między wykładami, czyli w słynnym międzyczasie, wisiała na telefonie i zdalnie załatwiała bieżące problemy oddziału, którym kieruje. Pojemność międzyczasu zaczyna budzić we mnie coraz większy respekt.

 

Wraz z upowszechnieniem się szkoleń online i webinariów pojawiła się kolejna metoda nabywania wiedzy „w międzyczasie”. Tę formę wybierają często koledzy i koleżanki zmotoryzowani, którzy przemierzają spore odległości, co umożliwia im słuchanie wykładów. Zdarzają się też biegacze lub rowerzyści ze słuchawkami na uszach, pochłaniający niezbędną wiedzę między odrobiną dbałości o własne zdrowie a prysznicem.

 

No hej – kolega, do którego dzwonię, ma przyspieszony i pogłębiony oddech. – Oddzwonię do ciebie za pół godziny, OK? Biegam i słucham webinarium, odezwę się, jak skończę.

 

Tak naprawdę lekarz ma nie tylko obowiązek, ale przede wszystkim wewnętrzną potrzebę aktualizacji i poszerzania wiedzy. Dotyczy to nas wszystkich, prawie bez wyjątków, bez względu na etap drogi zawodowej, na którym się znajdujemy. Tak samo wszystkich nas dotyczy dotkliwy brak czasu na dokształcanie. A jednak robimy to, karkołomnymi sposobami, z użyciem nieistniejącej kategorii międzyczasu. I nic nie wskazuje na to, żeby coś mogło się zmienić w tej kwestii na korzyść racjonalnego gospodarowania swoim czasem, w myśl pięknego hasła: „work-life-education balance”. A jednak nie da się przecenić wagi doskonalenia zawodowego i systematycznego aktualizowania wiedzy medycznej. Braki w doskonaleniu i aktualizowaniu wiedzy bywają bowiem bolesne, a najbardziej cierpi na nich, jak zwykle, pacjent.

 

Jako przykład niech posłuży modyfikacja leczenia przeciwkrzepliwego przed zabiegami. W świadomości wielu lekarzy utrwalił się nieaktualny już schemat terapii pomostowej heparyną drobnocząsteczkową u wszystkich pacjentów leczonych przewlekle lekami przeciwkrzepliwymi i przeciwpłytkowymi. Tymczasem od kilku ładnych lat obowiązują już nowe standardy, zgodnie z którymi terapia pomostowa heparyną jest uzasadniona tylko u niektórych pacjentów, podczas gdy u większości wystarczy odstawienie leku na określoną liczbę dni przed zabiegiem i powrót do leczenia w określonym schematami czasie po zabiegu. Wymaga to indywidualnej oceny ryzyka krwawienia oraz ryzyka związanego z odstawieniem leczenia przeciwkrzepliwego lub przeciwpłytkowego u pacjenta, a następnie wybrania optymalnego postępowania. Niestety, do dziś są przypadki stosowania przez lekarzy terapii pomostowej tam, gdzie nie ma do niej wskazań, lub – co gorsza – odsyłania pacjentów do innego lekarza z sugestią włączenia tej terapii. A przecież wytyczne i schematy są w zasięgu każdego lekarza na stronach lekarskich portali edukacyjnych. Tyle że najpierw trzeba wiedzieć, że w ogóle coś się zmieniło w tym zakresie, żeby szukać szczegółowych informacji.

 

Nie pozostaje więc lekarzom nic innego, jak dalsze korzystanie z dobrodziejstwa międzyczasu, o którym fizykom się nie śniło, a który daje szansę na to, by nie wypaść z tej szalonej górskiej kolejki, jaką jest życie każdego lekarza. Weryfikacja i aktualizacja wiedzy stanowi nasz obowiązek, ale też źródło satysfakcji, że możemy diagnozować i leczyć lepiej, bezpieczniej, skuteczniej. Eksplorujmy tę wiedzę, żeby się nie zagubić w poszukiwaniu straconego międzyczasu.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum