26 stycznia 2024

Dlaczego praca lekarza wymaga orientowania się w trendach technicznych

Zaciera się granica między certyfikowanymi urządzeniami medycznymi a gadżetami zdrowotnymi. Inteligentne zegarki wykonują już EKG, mierzą ciśnienie krwi, wykrywają migotanie przedsionków. Pacjenci zbierają te dane i przynoszą lekarzom. Co z nimi zrobić?

 

tekst Artur Olesch

Pacjenci chcą mieć zdrowie pod kontrolą

W styczniu 2024 r. na największych na świecie targach elektroniki CES w Las Vegas premierę miał Withings BeamO – innowacyjny sprzęt do monitorowania stanu zdrowia. W nowocześnie wyglądającym gadżecie o wielkości dłoni mieści się termometr, urządzenie do EKG, stetoskop i pulsoksymetr. Wszystkich pomiarów można dokonywać bezdotykowo, a wyniki przesłać lekarzowi. Przyrząd ma nawet wbudowany port USB-C do transferu wyników w czasie rzeczywistym podczas telekonsultacji. Bo właśnie tak ma wyglądać telemedycyna jutra – pacjent bada się sam w domu, a wyniki trafiają do lekarza.

 

BeamO nie jest jedynym tego rodzaju urządzeniem. Polski startup StethoMe wytwarza cyfrowy stetoskop, którym rodzic może osłuchać dziecko i wysłać lekarzowi nagrania podczas wizyty online. Z kolei Infermedica oferuje tzw. symptom checker, czyli narzędzie oparte na AI do wstępnej oceny stanu zdrowia. Do tego dołącza cała armia inteligentnych zegarków, opasek, innowacji smart home, aplikacji mobilnych. Badanie EKG? Już nie trzeba iść do kardiologa. Wystarczy dobry smartwatch, który wykrywa nawet migotanie przedsionków. Niektóre urządzenia ubieralne – bo tak się je nazywa w żargonie technicznym – mierzą już ciśnienie krwi. Na rynku są bezinwazyjne gleukometry, które mają zapewniać precyzyjne pomiary, choć żaden nie został na razie zatwierdzony przez organy regulacyjne. W zeszłym roku w sprzedaży pojawił się nawet umieszczany w domowej toalecie sensor do monitorowania parametrów moczu.

 

Trend diagnostyki domowej mocno przyspieszył, także dzięki postępom sztucznej inteligencji. Producenci obiecują większą kontrolę nad zdrowiem, wyższą jakość życia, wykrywanie chorób na wczesnym etapie i nowoczesną profilaktykę. W zalewie innowacji mieszają się ze sobą urządzenia ze znakiem wyrobu medycznego CE (który wskazuje, że dany produkt został zbadany i uznany za spełniający wymogi UE) z gadżetami do „poprawy samopoczucia”. Rynek przeżywa boom, bo zapewnienia kontroli nad zdrowiem sprzedaje się doskonale.

 

Problem pojawia się, gdy pacjent opiera na wskazaniach tych urządzeń swoje decyzje albo przekazuje wyniki lekarzowi. Co zrobić z tymi danymi?

 

Zignorować, dopytać czy zbadać profesjonalnie?

Według różnych badań już połowa Polaków ma inteligentne urządzenia: smartfony, smartwatche, opaski fitness. W przypadku jednej trzeciej z nich najbardziej oczekiwane są funkcje monitorowania stanu zdrowia. Pacjenci mierzą i będą mierzyć coraz więcej parametrów organizmu w domu. Z jednej strony dobrze, że dbają o zdrowie i sami wykonują badania. Z drugiej – może to rodzić problemy.

 

Weźmy za przykład wykrywanie migotania przedsionków w zegarku Apple Watch – funkcję, która została zatwierdzona do stosowania przez amerykańską Agencję Żywności i Leków FDA i posiada europejski znak urządzenia medycznego CE. Badanie „Ocena kliniczna i wydajność diagnostyczna po ocenie nieprawidłowego pulsu wykrytego za pomocą Apple Watch” („Clinical evaluation and diagnostic yield following evaluation of abnormal pulse detected using Apple Watch”), opublikowane w „Journal of the American Medical Informatics Association”, sugeruje, że na 264 pacjentów, u których smartwatch wykrył AFiB, nieprawidłowe tętno miało 15,5 proc. osób, a taką samą diagnozę – po dalszych badaniach – postawiono u 11,4 proc.

 

Naukowcy piszą, że „fałszywie pozytywne wyniki badań przesiewowych mogą prowadzić do nadmiernej eksploatacji zasobów opieki zdrowotnej”. Pacjenci z nieprawdziwie pozytywnymi wynikami doznali stresu związanego z wysłanym przez zegarek ostrzeżeniem, umówili się na wizytę, a lekarze zlecili dodatkowe badania. Ten sam zegarek może też ostrzegać o zbyt niskim tętnie, sprawiając, że zdezorientowani pacjenci idą do lekarza po poradę. Medycy, nie mając informacji o tym, na ile wiarygodne są wyniki, i chcąc wykluczyć chorobę, kierują ich dalej, do kardiologa. Jest to zresztą jedyna słuszna metoda postępowania, bo to lekarz odpowiada za zdrowie pacjenta, niezależnie od tego, na ile wiarygodne lub nie są pomiary. Trudno również lekarzowi dociekać, jakiego urządzenia używał pacjent, czy posiada ono certyfikaty, na ile jest precyzyjne. Trzeba również pamiętać, że alarmy wysyłane ze smartwatchy pozwalają często zdiagnozować chorobę, która dotychczas nie dawała żadnych objawów.

 

Można zaobserwować jeszcze jeden skutek uboczny korzystania z nowych gadżetów zdrowotnych: fałszywie negatywne wyniki usypiają czujność, nawet w przypadku występowania objawów. Jak każde rozwiązanie techniczne, urządzenia zdrowotne mają i zalety, i wady.

 

Mierzę, więc wiem

Kolejnym trendem jest stosowanie innowacji medycznych do celów niemedycznych. Sztandarowy przykład to przyjmowanie leków dla diabetyków przez osoby, które chore nie są, ale chcą schudnąć. Analogiczne zjawisko obserwujemy w przypadku urządzeń technicznych: umieszczane na skórze popularne czujniki do mierzenia w trybie ciągłym poziomu cukru we krwi są coraz częściej wykorzystywane w rozwiązaniach zaprojektowanych do optymalizacji stylu życia, diety i ćwiczeń.

 

To zjawisko ma nawet swoją nazwę: quantified self (mierzalne ja) i już dawno przestało polegać na prostym mierzeniu kroków, bo smartfony i smartwatche zaoferowały nowe możliwości. Duże firmy technologiczne, widząc ogromny potencjał rynku, oferują wraz ze swoimi rozwiązaniami całe platformy i ekosystemy pozwalające monitorować stan zdrowia, porównywać wyniki, przeprowadzać testy za pomocą algorytmów AI, a nawet interpretować zbierane dane. Budują relację z pacjentem, proponując coraz to nowsze rozwiązania albo modele opieki oparte na abonamencie.

 

Na to wszystko nakłada się jeszcze generatywna sztuczna inteligencja. ChatGPT potrafi interpretować wyniki badań laboratoryjnych i tłumaczyć zawiłe kwestie medyczne. Pojawia się coraz więcej doradców AI dla różnych grup pacjentów, np. Dave – pierwszy na świecie mentor onkologiczny stworzony przez izraelski startup.

 

ChatGPT nie zastąpi doświadczenia i wsparcia lekarza, ale…

Urządzeń do mierzenia kolejnych parametrów zdrowotnych i optymalizujących styl życia będzie coraz więcej. Widzimy też, jak wielkie koncerny technologiczne i dostawcy spoza branży medycznej wchodzą na rynek z ulepszonymi modelami opieki przeznaczonymi dla nowego pokolenia, wychowanego w erze Internetu, zakupów online i załatwiania spraw drogą elektroniczną.

 

Znajomość sprzętu wykorzystywanego przez pacjentów, jego możliwości i ograniczeń staje się nową, niezbędną kompetencją nowoczesnego lekarza. Umiejętnością, która pozwoli lepiej komunikować się z takim świadomym pacjentem, chcącym dbać o zdrowie. W tej relacji lekarz zyskuje autorytet jedynie, gdy potrafi połączyć wiedzę medyczną i doświadczenie ze swobodnym poruszaniem się na rynku nowości technicznych, znajomością trendów i innowacyjnych narzędzi. Gdy wie, czy danym ze smartwatcha można ufać, potrafi polecić pacjentowi nowe rozwiązania do zastosowania w domu, a czasami konstruktywnie skrytykować mało wiarygodne gadżety.

 

Jest dużo prawdy w często powtarzanym stwierdzeniu, że AI nie zastąpi lekarzy, lecz może zastąpić tych medyków, którzy z AI nie korzystają. Analogicznie: nowe gadżety zdrowotne nie doprowadzą do zmniejszenia zaufania do lekarzy, choć może to czekać tych lekarzy, którzy nie orientują się w postępach techniki.

 

Zawód lekarza wymaga dzisiaj szerszego spojrzenia na rozwój umiejętności.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum