26 stycznia 2024

Wyścig z czasem

Zaprzysiężenie rządu Donalda Tuska 13 grudnia 2023 miało przynieść przełom i przyspieszenie naprawy spraw publicznych. I w pewnych obszarach przyniosło. Niestety, nie w ochronie zdrowia. Dotknął jej bodaj jeden z najdłuższych – na pewno w ostatnich dwóch dekadach – okresów marazmu i klątwa ograniczenia działań kierownictwa do administrowania.

 

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

Dobre (lepiej) lub złe (gorzej), ale decyzje muszą być podejmowane, by system nie grzązł coraz głębiej na mieliźnie. Tymczasem w ochronie zdrowia praktycznie już od sześciu, siedmiu miesięcy decyzji brak. Najpierw Adam Niedzielski skupił się na planach startu w wyborach i walce z lekarzami (pretekstem – receptomaty). Potem nastąpiła dymisja ministra, a jego miejsce zajęła niedoświadczona Katarzyna Sójka. Co prawda potrafiła podpisać się pod decyzjami w sprawie nagród dla urzędników, ale wiele więcej po sobie nie zostawiła. Później powstał rząd dwutygodniowy, a gdy już można było mieć nadzieję na przełom i przyspieszenie – kolejna poczekalnia. Tym razem na skompletowanie kierownictwa resortu zdrowia. Do 8 stycznia premier Donald Tusk podpisał cztery z przesłanych pięciu wniosków personalnych. Niby skuteczność niezła, ale warto pamiętać, że dwa z czterech zaakceptował dopiero na początku stycznia. Co prawda ludowa mądrość mówi, że „gdzie się człowiek spieszy, tam się diabeł cieszy”, lecz tu pośpiech byłby wskazany. Wręcz pożądany. Tymczasem w pierwszej połowie stycznia nad koalicją rządzącą zawisła realna groźba rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów – przez możliwe opóźnienie prac nad budżetem państwa, związane z kryzysem wywołanym sprawą wygaśnięcia mandatów dwóch prawomocnie skazanych posłów PiS. Ewentualne zawirowania polityczne, skutkujące rozwiązaniem parlamentu, przedłużyłyby stan zawieszenia do granic bezpieczeństwa (a w zasadzie – poza te granice). Ograniczenie działań do administrowania nie szkodzi dziedzinom, w których sytuacja jest względnie stabilna. W ochronie zdrowia – zdecydowanie nie jest.

 

Problemów do natychmiastowego rozwiązania istnieje mnóstwo. Dobrze, że przynajmniej za kwestię weryfikacji jakości edukacji na kierunkach lekarskich uruchomionych w ostatnich kilkunastu miesiącach odpowiada Ministerstwo Nauki i padła zapowiedź, że kontrole rozpoczną się w pierwszym półroczu. I choć wśród polityków obecnej koalicji rządowej nie widać gotowości do prostego podejmowania decyzji o zamykaniu kierunków działających na podstawie decyzji z lat 2022–2023, są wyraźne sygnały, że uczelnie niedające rękojmi jakości będą musiały kierunki lekarskie zlikwidować. Kwestią otwartą jest natomiast, czy część szkół otrzyma warunkową zgodę na dostosowanie się do wymagań i na jakim poziomie te minimalne wymagania zostaną ustalone. Ministerstwo Zdrowia również będzie partycypować w audycie i swego rodzaju reakredytacji szkół kształcących przyszłych lekarzy (można się spodziewać, że za ten obszar będzie odpowiadać Urszula Demkow, wiceminister rekomendowana przez TR-Polska 2050), ale pierwsze skrzypce gra resort nauki.

 

Najważniejsze wyzwania stojące przed Ministerstwem Zdrowia? Trudno priorytetyzować listę składającą się z samych priorytetów. Wiadomo z całą pewnością, na co liczyć nie można. Poza nawias wypadł skokowy wzrost nakładów na ochronę zdrowia. To nie zaskakuje, bo toczące się od października rozmowy koalicyjne wskazywały dobitnie, że Koalicja Obywatelska nie zamierza negocjować z mniejszymi koalicjantami nawet tempa ich zwiększania. Nominacja Izabeli Leszczyny, którą Donald Tusk skomplementował jako kandydatkę dorównującą kompetencjami i zadaniami ministrowi finansów, była zaś swoistą kropką nad i. Leszczyna przyszła do resortu zdrowia, by oglądać zasadność wydawania każdej złotówki, w czym akurat nie ma nic złego. Problem polega na tym, że racjonalizacja wydatków nie jest argumentem przeciw ich podnoszeniu. Te procesy, co podkreślają już od (zbyt) długiego czasu eksperci, powinny toczyć się równocześnie. Podczas grudniowego posiedzenia Komisji Zdrowia, poświęconego zaopiniowaniu projektu ustawy budżetowej w części zdrowotnej, Józefa Szczurek–Żelazko (PiS, była wiceminister zdrowia) pytała Izabelę Leszczynę, czy rząd planuje zmiany w ustawie „7 proc. PKB na zdrowie”. Chwilę wcześniej Leszczyna tę ustawę skrytykowała, nazywając metodę N-2, odnoszącą wydatki na zdrowie do PKB sprzed dwóch lat, „mąceniem ludziom w głowie”. Zmian jednak, jak odpowiedziała Leszczyna, nie będzie. – Później, jak znam życie, a polityczne znam od kilkunastu lat, okazałoby się, że przeznaczaliście na ochronę zdrowia 6 proc. PKB, a my np. 4, i bardzo trudno byłoby wytłumaczyć opinii publicznej, że to nie tak. Powiedziałam wyraźnie, że będę podkreślała za każdym razem: jak mówimy, że przeznaczamy 6,24 proc. PKB na ochronę zdrowia, to mówimy o PKB sprzed dwóch lat.

 

Będziemy więc utrzymywać mącenie, tylko opatrzone informacją, że mącimy. Na to, by – choćby na nowo – rozrysować ścieżkę dojścia do realnych 7 proc. PKB na ochronę zdrowie szans, przynajmniej na razie, nie ma. Według „mącącej w głowach” metody będziemy wydawać 6,24 proc. PKB (nominalnie wydatki planowane mają przekroczyć 195 mld zł), realnie zaś cały punkt procentowy mniej. Eksperci wskazują, że wydrenowanie rezerw NFZ w 2023 r. może wpłynąć na realny spadek finansowania w ujęciu rok do roku, a w konsekwencji na ograniczenie dostępności świadczeń. Jak to pogodzić z zapowiadanym (obiecanym) zniesieniem limitów świadczeń? Nie wiadomo. To jedna z zagadek, której rozwiązanie być może ułatwi zapowiadane na pierwsze tygodnie roku spotkanie kierownictwa Ministerstwa Zdrowia z Sejmową Komisją Zdrowia.

 

Na owo spotkanie jednak trzeba będzie poczekać, a komisja ma plan głównie aktywności śledczej. Posłowie opracowali zestaw tematów, którymi chcą się zająć w I półroczu przede wszystkim. Na liście m.in. sprawa Agencji Badań Medycznych (już w styczniu) oraz dokonywanych podczas pandemii kontrowersyjnych zakupów (maseczek, respiratorów) i inwestycji (szpitale tymczasowe). Posłowie mają również pochylić się nad wydatkami resortu zdrowia na promocję profilaktyki zdrowotnej (czyli przepływami finansowymi do spółek medialnych oraz prawdopodobnie innych instytucji i organizacji pozarządowych).

 

Poza tym na stole leżą tematy bieżące. To przede wszystkim szczepienia – przeciw COVID-19, ale również przeciw HPV. W obu przypadkach, z różnych powodów, trudno mówić o sukcesie, co jest wręcz Himalajami niedopowiedzenia. Rozpoczęcie szczepień przeciw COVID-19 6 grudnia, z wielomiesięcznym wobec innych krajów UE opóźnieniem, i tak okazało się falstartem z powodu mikrej liczby dostępnych dawek oraz zbyt małej liczby punktów szczepień. Zaszczepionych w ciągu miesiąca około 350 tys. osób tylko potwierdza rozmiary porażki. Z kolei ze szczepień przeciw HPV skorzystał mniej niż co piąty uprawniony nastolatek. Ministerstwo Zdrowia zapowiada edukacyjną ofensywę, kampanię informacyjną w szkołach (jest w tej sprawie porozumienie z Ministerstwem Edukacji Narodowej) i być może również poszerzenie grupy docelowej. Można byłoby powiedzieć – nareszcie, ale może lepiej się wstrzymać do momentu przekucia obiecujących zapowiedzi w decyzje.

 

Rząd nie może sobie też pozwolić na dłuższą zwłokę w sprawie obywatelskiego projektu nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach złożonego przez pielęgniarki. Projekt budzi olbrzymie kontrowersje, a posłowie Prawa i Sprawiedliwości domagają się przyspieszenia prac nad nim, licząc najprawdopodobniej na „gniew ludu” związany z odrzuceniem pielęgniarskich propozycji. Zanim jednak jakiekolwiek decyzje w tej sprawie podejmą politycy, głos zabiorą inne grupy zawodowe, z którymi projekt nie był konsultowany. Niezależnie od tego, co się stanie z projektem obywatelskim, muszą zostać podjęte decyzje dotyczące realizacji ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w jej obecnym kształcie. Czy będzie nowelizacja? Jeśli tak, jakie będą jej koszty? A przede wszystkim – w jaki sposób zapewnić finansowanie, by kolejny raz nie narażać szpitali na wstrząsy?

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum