26 stycznia 2024

Ujawnienie danych o stanie zdrowia

Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nałożył 100 tys. zł kary na byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego za ujawnienie danych o stanie zdrowia obywatela, pacjenta, lekarza. To maksymalny wymiar kary dla podmiotu z sektora publicznego. „Gdyby nie ustawowy limit kary, byłaby ona znacznie wyższa” – głosi grudniowy komunikat prezesa UODO.

 

Tłumacząc na język zrozumiały – urząd, stojący na straży ochrony danych osobowych, nie tylko dostrzegł naruszenie (złamanie) przepisów, ale ocenił wagę tego naruszenia jako poważną. Do kosza można wyrzucić tłumaczenia ministra i jego najbliższych współpracowników, że działał w ramach swoich uprawnień i nie złamał prawa.

 

W tym sensie decyzja UODO jest nie do przecenienia. Potwierdzenie, że doszło do poważnego naruszenia przepisów powinno (szeroko) otworzyć drzwi do postępowania prokuratorskiego. Prawnicy od miesięcy powtarzają, że konsekwencje wobec byłego ministra zdrowia powinny objąć również postępowanie karne. Niezależnie od tego, że złożenie pozwu w postępowaniu cywilnym potwierdził pokrzywdzony lekarz Piotr Pisula.

 

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

Oczywistą niesprawiedliwością – trudną społecznie nie tylko do zaakceptowania, ale nawet do zrozumienia – jest to, że co prawda UODO ukarał Adama Niedzielskiego, ministra zdrowia, ale karę będzie musiała zapłacić Izabela Leszczyna, minister zdrowia w rządzie Donalda Tuska, rzecz jasna z pieniędzy podatników. Kara jest nałożona „imiennie”, ale na urząd, nie na osobę. Izabela Leszczyna kary płacić nie zamierza, zapowiada odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Jeśli on nie uwzględni argumentów resortu, Leszczyna mówi o możliwym dochodzeniu (regresie) zwrotu środków od Niedzielskiego. Prawnicy będą mieć zajęcie – prawo pracy przewiduje możliwość dochodzenia kary do wysokości trzykrotności zarobków (co w sumie dałoby około 50 tys. zł). Lepszy rydz niż nic?

 

Decyzja UODO to – przynajmniej na razie – pierwszy twardy efekt wydarzeń z początku sierpnia. Swojego postępowania nie zakończył rzecznik praw obywatelskich, rzecznik praw pacjenta poinformował zaś w grudniu media, że co prawda naruszenie praw pacjenta przez ministra dostrzegł, wyjaśnienia uznał za niewystarczające i w rezultacie dołączył się do postępowania UODO w tej sprawie, ale samodzielnie, jako instytucja, nie mógł zrobić nic więcej. Ani Ministerstwo Zdrowia nie jest bowiem podmiotem leczniczym, ani minister zdrowia Adam Niedzielski nie wykonuje zawodu medycznego. Przepisy ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta nie dają więc RPP podstaw do interwencji.

 

Nie ma też wciąż wyników audytu w Ministerstwie Zdrowia (Najwyższa Izba Lekarska umieściła postulat ich upublicznienia w przedstawionej w sierpniu „siódemce NIL”). Izabela Leszczyna obiecała je przekazać samorządowi lekarskiemu podczas swojego pierwszego spotkania z Naczelną Radą Lekarską. Poznanie wszystkich okoliczności wejścia ministra zdrowia w posiadanie danych, jakich posiadać nie powinien, i ich upublicznienia dostarczyłoby zapewne bezcennych informacji dotyczących podejmowania decyzji i sposobu ich wdrażania w życie w czasie urzędowania Adama Niedzielskiego. Przynajmniej w ostatnich miesiącach, kiedy Ministerstwo Zdrowia (nie dotyczy to bynajmniej wyłącznie ministra) uwierzyło, że Zjednoczona Prawica będzie rządzić może nie wiecznie, ale wystarczająco długo, by obowiązywała jedna zasada: cel uświęca środki. Nie mówiąc o pogrzebaniu zasad państwa prawa, m.in. tej, że instytucjom i urzędnikom wolno tylko to, na co pozwala prawo. Co wprost wynika z przepisów.

 

Audyt wydarzeń z 4 sierpnia nie wyczerpuje, nie powinien wyczerpywać, tematu. Minister Adam Niedzielski kilka miesięcy wcześniej rozpętał „wojnę o receptomaty”, imputując m.in. samorządowi lekarskiemu obronę interesów lekarzy pracujących na rzecz firm parających się wystawianiem recept online (a tak naprawdę obronę interesów tych firm) wbrew faktom. To bowiem właśnie izby lekarskie zwracały uwagę na pułapki czyhające w ogólnie pożądanym trendzie cyfryzacji ochrony zdrowia. Od kwietnia do czerwca ta wojna ograniczała się do mniej lub bardziej wyrafinowanych ciosów, ale w końcu czerwca minister sięgnął po broń ostateczną, czyli limity recept. Wprowadził je w sposób absolutnie sprzeczny z prawem, bez konsultacji, w trybie „bez żadnego trybu”. Wydawało mu się (i nie tylko jemu), że może, bo trzecia kadencja, w której w dodatku był niemal pewien zdobycia mandatu poselskiego, jest tuż, tuż.

 

Polityka to wiedźma. Nie ma mandatu, nie ma trzeciej kadencji. Jest, a w każdym razie powinna być, wizja rozliczenia budzących kontrowersje decyzji. I wyciągania konsekwencji.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum