29 kwietnia 2024

Jak nas tuczy otoczenie

Środowisko, w którym żyjemy, ma decydujący wpływ na sposób, w jaki się odżywiamy. Zarazem to czynnik najbardziej niedoceniany. W indywidualistycznej kulturze Zachodu łatwiej załamywać ręce nad ignorancją jednostek, apelować o edukację i pomstować na nierozsądne ludzkie wybory, niż spojrzeć na wyniki badań i zobaczyć trudną prawdę: co jemy, zależy w ogromnej mierze od czynników, które indywidualnie trudno kontrolować.

 

autor: MARIA LIBURA, ekspertka Zespołu ds. Studiów Strategicznych OIL w Warszawie

Otyłość zyskała już status współczesnej plagi nękającej ludzkość. Rozlewając się z państw wysokorozwiniętych na kraje globalnego południa, udowadnia, że jest przeciwnikiem podstępnym. Uważana niegdyś za problem bogatych, okazuje się dziś najgroźniejsza dla ubogich, u których towarzyszyć może faktycznemu niedożywieniu z powodu śmieciowej diety, wysokokalorycznej, lecz ubogiej w składniki odżywcze. Epidemia otyłości niesiona jest falą strategii marketingowych potentatów spożywczych, dla których najtaniej i najwygodniej jest produkować dla masowego odbiorcy żywność tak przetworzoną, że niestraszne jej kiepskie warunki transportu i przechowywania, a okres trwałości najlepiej byłoby liczyć w stuleciach. Pompowanie sprzedaży następuje dzięki dostosowaniu produktów do przeciętnych gustów, ukształtowanych w czasach, gdy głód regularnie zaglądał ludzkości w oczy. Chętnie sięgamy po to, co słodkie i tłuste.  Słodki smak skłania do konsumpcji, a wokół ewolucyjnego znaczenia tej preferencji zbudowano wiele teorii. Producenci żywności nie zagłębiają się w ich szczegóły, po prostu wykorzystują stare mechanizmy poszukiwania jedzenia w naturalnym środowisku do swoich celów – byśmy więcej kupili i szybko wrócili po jeszcze.

 

Jedzenie ma też wymiar emocjonalny, więc globalne koncerny dbają o to, by konkretne produkty trafiły do nas odpowiednio wcześnie, determinując preferencje na resztę życia. Miliardy dolarów rocznie wydaje się na strategie sprzedaży ukierunkowane na najmłodszych. Niestety, skuteczne. Według obszernej analizy, przeprowadzonej przez National Academies of Sciences, Engineering and Medicine, telewizyjna reklama żywności realnie wpływa na wybory dzieci, przekłada się na kierowane do rodziców prośby o kupno określonych produktów, kształtując dietę i zdrowie. Obecnie rosnącą rolę odgrywają reklamy i lokowanie produktów w gierkach i mediach społecznościowych. Dotyczy to też dorosłych. Psychologia behawioralna pomaga reklamodawcom łączyć nasze nadzieje na miły wieczór z przyjaciółmi, romantyczną kolację, a nawet niedzielny obiad, z konkretnymi produktami. W naszych głowach piwo symbolizuje twardą, męską przyjaźń, a pudełko czekoladek staje się substytutem bliskości. W ten sposób różne produkty zaczynają w naszej wyobraźni towarzyszyć upragnionym przeżyciom, a czasem wręcz je zastępują o czym terapeuci zajmujący się ofiarami zaburzeń odżywiania mogliby opowiadać godzinami.

 

W dzielnicach z licznymi fast foodami dzieci częściej pałaszują frytki z hamburgerem. Tak dziwnie się składa, że w krajach wysokorozwiniętych fast foody działają w biedniejszych dzielnicach. Tu nie pomogą najlepsze lekcje o zdrowiu, potrzebna jest polityka publiczna ograniczająca liczbę „śmieciojadłodajni”, oferująca subsydia dla punktów z szybkimi, zdrowymi posiłkami. W czasach, gdy mało kto wytwarza własną żywność, jakość i dostępność takich miejsc wręcz decyduje o tym, czy zamiast pochłaniać hamburgera z frytkami zjemy zupę jarzynową. Uboższych nie stać na zdrową żywność, która bywa pięciokrotnie droższa od śmieciowej. Kto kupi pęczek szparagów droższy od kubełka frytek czy kartonowej mrożonki z ciastem okraszonym kiełbasą, sprzedawanym jako pizza? Świadomość zdrowotna jest ważna, ale nie można nią płacić w dyskoncie, więc bez odpowiedniej polityki fiskalnej nie zmienimy zwyczajów osób, które ledwie wiążą koniec z końcem. Przygotowanie posiłku ze świeżych produktów wymaga też czasu. To nie pomaga mniej zarabiającym, szczególnie pracującym z dala od domu, którzy większość czasu wolnego spędzają na dojazdach. Dla nich rachunek jest zaskakująco prosty: albo poświęcą czas na przygotowanie posiłku, albo złapią ten ostatni kwadrans, by porozmawiać z dzieckiem, zanim zaśnie.

 

Dojazdy zresztą przyczyniają się do innej sprzyjającej otyłości plagi – plagi bezruchu. Duża liczba parków, placów zabaw, basenów, otwartych dla wszystkich boisk wpływa na większą aktywność fizyczną mieszkańców danej okolicy. Co ważne, nie wystarcza ruch okazjonalny, od wielkiego dzwonu. Codziennego spaceru nie zastąpi trening raz w tygodniu, na który oczywiście dojedziemy samochodem. Polityka przestrzenna ma zatem ogromne znaczenie dla utrzymania zdrowia, bo bardzo silnie determinuje nasze codzienne decyzje. Może pójdę do sklepu na piechotę? Ale nie ma chodnika. Rower? Dojazdowy rękaw, przy którym stoi mój świeżo zbudowany segment à la czworak, wpada w ruchliwą ulicę. Ech, biorę samochód. Za rozrastające się przedmieścia, budowane tak, by wycisnąć maksimum zysku dla dewelopera z każdej piędzi ziemi, mieszkańcy zapłacą nie tylko niebotycznymi ratami kredytu, ale i własnym zdrowiem. Place zabaw zredukowane do jednej małej huśtawki na plastikowej trawie, ogrodzonej leśną siatką, stały się memem w Internecie. Są jednak przede wszystkim świadectwem kapitulacji władz publicznych, które walkowerem oddały ład przestrzenny nowych osiedli. A wraz nim znikają najbardziej naturalne bodźce do aktywnego spędzania czasu związane z ukształtowaniem najbliższego otoczenia. Można, owszem, pomstować na dzieci zanurzone w smartfonach, ale minizagródka nie odegra roli staromodnego podwórka, nawet jeśli rodzice ograniczą pociechom czas spędzany przed ekranem.

 

Jak długo dominować będzie przekonanie, że otyłość to wyłącznie problem zdrowotny jednostki, tak długo nie uda się odwrócić niekorzystnych trendów dotyczących populacji.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum