28 maja 2024

Co właściwie robią psychiatrzy, czyli kiedy wysłać pacjenta do „takiego” lekarza

Nie jestem wcale pewien, czy mój poprzedni tekst został dobrze zrozumiany. Nie chciałem w żadnym wypadku przekonywać, że psychiatrzy są biedni i niezrozumiani, że psychiatrom jest gorzej, a już na pewno nie chciałem sugerować, że inni lekarze się z psychiatrów naśmiewają. Nie chciałem też powiedzieć, że tak naprawdę to ci „inni” lekarze są gorsi.

 

Tekst Łukasz Święcicki

Być może to ważne tematy i tak w ogóle jest, ale ja się tym nie zajmowałem wcale! Jedynym moim celem była próba odpowiedzi na pytanie, do czego są potrzebni psychiatrzy. I, ważna uwaga, wcale nie zakładam, że psychiatrzy w ogóle są do czegoś potrzebni!

 

Odpowiemy sobie na pytanie, a będziemy wiedzieli! Nie ma co jojczyć, że niedobrzy chirurdzy nie wysyłają do psychiatry. Trzeba się zastanowić, czy mają po co wysłać i czy wiedzą, kiedy to robić.

 

Nie dokuczajmy zatem sobie, nie ścigajmy się ze sobą, szanujmy się (my, lekarze).

 

W tej sytuacji mam potrzebę podjęcia próby wyjaśnienia, w jakich sytuacjach wysłałbym pacjenta do psychiatry. (Oczywiście, sam nie będąc psychiatrą! Nie chodzi mi w żadnym wypadku o leniwych psychiatrów, którzy odsyłają do kolegi.)

 

Z pozycji lekarza dowolnej specjalności, poza psychiatrią, do którego przychodzi pacjent, omówię trzy przypadki – dziś pierwszy (następne w kolejnych numerach „Pulsu”):

  1. Pacjent mówi coś, czego lekarz nie rozumie.
  2. Pacjent mówi coś, co lekarz rozumie, ale co budzi nietypowe emocje u lekarza.
  3. Pacjent nic nie mówi.

 

Nie rozumiem, co do mnie mówisz, czyli skierowanie do psychiatry

Rzecz jasna, nie chodzi mi o to, że pacjent mówi w języku, którego nie znam, albo niewyraźnie. Zasadniczo nie chodzi, ale czasem i tak może się zdarzyć. Mieliśmy kiedyś pacjentkę Afgankę, którą wysłano do psychiatry, ponieważ lekarz nie rozumiał jej języka. Leżała na oddziale ze dwa tygodnie, zanim okazało się, że ona też nie rozumie, co do niej mówimy.

 

Mam na myśli sytuacje, kiedy osoba przytomna i z jasną świadomością mówi rzeczy na tyle dziwne, że lekarz nie jest w stanie pojąć, czego właściwie od niego chce. A czasem w ogóle nie rozumie pacjenta, mimo że mówi on poprawnie w języku polskim!

 

Podczas terapii mogą to być np. skargi, które nie znajdują żadnego uzasadnienia w wynikach badań. Nawet wręcz przeciwnie – wyniki badań wyraźnie wskazują, że np. narząd, który pacjent uważa za bardzo chory, jest w rzeczywistości w idealnym stanie.

 

Nie chodzi ma się rozumieć o pomylenie przez chorego przykładowo wątroby ze śledzioną. Pacjent nie daje sobie wytłumaczyć, że problem, o którym mówi, nie istnieje. Pewna pacjentka (z zawodu lekarka) przekonywała mnie, że przyczyną wszystkich dolegliwości jest wszczepienie jej moczowodów do jelita grubego. W rzeczywistości jej moczowody były tam, gdzie powinny się znajdować, ale…

 

Rację ma naturalnie pacjent, ponieważ problem istnieje wtedy, kiedy go odczuwamy, a nie wtedy, kiedy można go wykryć urządzeniem badawczym. Ale najwidoczniej trzeba być psychiatrą, żeby w takiej sytuacji przyznać rację pacjentowi i zrozumieć, o co mu chodzi, więc wzywamy psychiatrę.

 

Inna niezrozumiała sytuacja: pacjent opisuje objawy, które były przyczyną zgłoszenia się na wizytę, ale jego rodzina stanowczo zaprzecza, aby miały miejsce. Oczywiście, że miały, skoro pacjent tak sądzi, ale taki punkt widzenia podziela jedynie psychiatra – wezwijmy go.

 

Jeszcze inny typ sytuacji niezrozumiałej: pacjent mówi coś, czego w ogóle nie można pojąć. Struktura zdań w wypowiedzi jest prawidłowa (lub niemal prawidłowa), ale pojedyncze zdania nie mają sensu lub nie wiążą się ze sobą. Chory wcale nie musi być zdezorganizowany, mamy do czynienia z osobą, która zachowuje się zupełnie spokojnie, wykonuje różne codzienne czynności, ale mówi w sposób niekomunikatywny. Zdarza się, że najbliższe otoczenie zupełnie dobrze taką osobę rozumie i potrafi tłumaczyć jej komunikaty. Jednak tu potrzebny będzie profesjonalny tłumacz – psychiatra, bo członkowie rodziny mogą być uznani za niewiarygodnych (może tylko im się wydaje, że rozumieją?).

 

A dlaczego nie psycholog? Mógłby być także psycholog, ale wówczas zachodzi ryzyko, że psycholog zrozumie pacjenta, ale lekarz (niepsychiatra) nie zrozumie psychologa (nie jego bezpośredniego komunikatu, ale zawartości medycznej tego komunikatu, ponieważ będzie to komunikat psychologiczny, a nie medyczny).

Poniżej przykład takiego komunikatu zaczerpnięty z podręcznika Maurycego Bornsztajna:

 

„Lekceważąco napiętnuję wszystkie szkalowane szubrawstwa, które pan w ciągu całego roku nadużywał. Tylko potępić takie bez moralnego hamulca warcholcze gaudium skolportowane przez permamentnego kauzyperdę – »persona grata«, formującego intrygancką maską na kastrowaną śmierć.

 

Wytrzebię z kretesem takową domorosłą rozpasłą profesję, nie licującą się z żadną etyczną maksymą, by przechernie bez panewce wybatożyć samowładne atrybucje. Definitywnie unieważniam ów szkorbut, szmirażujący majestat autorytatywnych privilegii, przez inkwizytorski asumpt demolujące formalny pakt samorządnej egzekucji. Bez gwarantujących szans ciemiężył mnie pan li tylko z dwulicową maską obrachowaną, by wstrząsnąć umysłem, zdruzgotać wycieńczony kuglarstwem organizm i co główna par force zgładzić ze świata. Spekulował pan, aby szykanerskim rajfurstwem zamydlić mi oczy i haniebnie brutalizować moją samowładzę.

 

A więc cóż więcej zdziałał pasożytny szlifibruk, boksujący się z Bogu ducha winną jasnowidzącą osobą, jeśli rozzuchwalił się zniesławić cześć, godność, honor majorytetu sankcji hieroglifów obligacyjnych, jak śmiał zdeprawować abstrakcyjną kobietę wszechbytu?”.

 

Poszczególne słowa są zrozumiałe. Całość też była zrozumiała dla dr. Bornsztajna, bo to do niego pacjentka napisała list, ale dla lekarza innej specjalności? Nie wydaje mi się…

 

Wariant szczególny

Rozumiem wprawdzie, co mówi pacjent, ale nie rozumiem, co mówi rodzina. Przykładowo, pacjent opisuje dolegliwości, które układają się w sensowną medyczną całość i są co najmniej niesprzeczne z wynikami badań, ale zdaniem osób z rodziny w domu mówi lub robi dziwne rzeczy, których bliscy nie są w stanie wytłumaczyć tak, żebyśmy mogli to zrozumieć. Nie robi jednak tych rzeczy w obecności innych, nieznanych sobie osób.

 

W tej sytuacji członkom rodziny należy zadać dobre pytania naprowadzające, a powinien je znać psychiatra. Jeśli się wie, o co pytać, znacznie wzrasta prawdopodobieństwo otrzymania sensownej odpowiedzi.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum