28 maja 2024

Wszystkiego najlepszego, Parlamencie!

Wybory (ponownie) decydujące

 

Europejskie instytucje oraz państwa członkowskie zachodzą w głowę, jak przekonać Europejczyków, by tłumnie ruszyli do wyborów. Kampanie profrekwencyjne trwają w najlepsze. Ten tekst także w jakiejś mierze wpisuje się w ów trend. Oto mija 50 lat, odkąd w Paryżu politycy zdecydowali o tym, że posłów do Parlamentu Europejskiego wybierać będziemy (wtedy jeszcze nie my) bezpośrednio. Plan ten udało się zrealizować 45 lat temu. Polacy po raz pierwszy wysłali swoich przedstawicieli do Brukseli i Strasburga w 2004 r., nieco ponad miesiąc po akcesji (właśnie minęło 20 lat od tego wydarzenia) do UE. Warto zauważyć, że to już trzecia okrągła rocznica przywołana tylko w pierwszych kilku zdaniach (będzie jeszcze jedna).

 

tekst Dominik hÉjj, politolog, autor książki „Węgry na nowo”

Politycy zazwyczaj mówią, że każde głosowanie jest decydujące. Najczęściej zdecydowanie przesadzają. Oto najlepiej znany mi przykład – Węgry. Termin „sorsdöntő” – dosłownie: „decydujące o losie”, przewija się przy każdych możliwych wyborach. Tym razem jednak jego użycie wydaje się nader uzasadnione. Kampania wyborcza w 2019 r. koncentrowała się wokół nielegalnej migracji. Kryzys migracyjny, jaki przetoczył się przez Europę w 2015 r., zatrząsł nią w posadach. Opracowany mechanizm relokacji migrantów został potępiony przez państwa naszego regionu, a tym samym wprowadził rysę, wzdłuż której pękać zaczęła proeuropejskość. Pojawiły się hasła o konieczności zachowania suwerenności, o zagrożeniu dla stylu życia lub wręcz – co miało miejsce na Węgrzech – o zagrożeniu egzystencjalnym (przybysze wyprzeć mieli mieszkańców i stworzyć równoległe społeczeństwo). Część Europejczyków zawiodła się na Brukseli przegrywającej walkę z migracją. Były słowa, słowa, słowa. Natomiast jeśli chodzi o działania, aż nadto widoczna była niemoc.

 

Nikt nie mógł przewidzieć, że na okres kadencji 2019–2024 przypadnie dramatyczny zwrot wydarzeń. Pandemia COVID-19, a następnie wybuch wojny na Ukrainie 24 lutego 2022 r., postawiły przed Unią Europejską, a zatem i Parlamentem Europejskim problemy, z którymi dotychczas nie musiały się mierzyć. Powstał, uchwalony przez Parlament Europejski, Fundusz Next Generation EU, z którego w ramach krajowych planów odbudowy do państw członkowskich płyną miliardy euro z bezzwrotnych grantów i pożyczek (nie mogą korzystać z tego instrumentu tylko Węgry, otrzymały jedynie niespełna miliard euro na uniezależnienie się od dostaw rosyjskich surowców. To w tej kadencji powstały fundamenty nowej polityki klimatycznej UE – Europejski Zielony Ład, o którym – z uwagi na protesty rolników – słychać ostatnio bardzo wiele. To wreszcie w tej kadencji powstał Europejski Instrument na Rzecz Pokoju, dzisiaj jedno z głównych rozwiązań służących udzielaniu pomocy walczącej Ukrainie. Unia wyszła z marazmu i rzuciła na pomoc Ukrainie wszelkie możliwe środki, nawet (ujmując rzecz żartobliwie) jeśli wymagało to zapewnienia Viktorowi Orbánowi kawy, by na szczycie Rady Europejskiej w grudniu 2023 nie zawetował miliardów dla Kijowa. Orbán w kulminacyjnym momencie „wyszedł na kawę”.

 

Jest dużo do zrobienia

Wyzwań stojących przed UE w kolejnych latach jest mnóstwo. Ustalenie Wieloletnich Ram Finansowych na kolejną kadencję, w których należy przewidzieć ewentualne rozszerzenie UE o kolejne 30, a nawet większą liczbę państw. W jakiś sposób zapewne prowadzone będą prace nad nowelizacją Europejskiego Zielonego Ładu, nie tyle celów klimatycznych, ile sposobu osiągnięcia tychże. Kontynuacja pomocy Ukrainie i ułożenie relacji z Chinami. Obecny trend związany jest z ograniczeniem roli chińskiej gospodarki w Europie, z uwagi na zalew chińskimi autami elektrycznymi, a także rozwiązaniami technologicznymi potrzebnymi do produkowania zielonej energii. Być może Unia Europejska będzie musiała też ułożyć sobie relacje z USA pod rządami Donalda Trumpa.

 

Przed nami również dyskusja na temat zmian w traktatach europejskich. W listopadzie 2023 Parlament Europejski przyjął niewielką większością rezolucję, w której poparł zmiany w traktatach (Traktacie o Unii Europejskiej oraz Traktacie o funkcjonowaniu Unii Europejskiej), dotyczące m.in. odejścia od głosowania większością kwalifikowaną oraz powrotu do wizji „Europy wielu prędkości”. Rezolucja nie przesądza o tym, czy reforma zostanie przeprowadzona, ale wyraża wolę kontynuowania nad nią debaty, która powinna odbyć się na możliwie szerokim forum. Oczywiście, część państw już wyraziła niechęć. W poprzednim numerze „Pulsu” pisałem o Grupie Wyszehradzkiej. Paradoksalnie nowego ducha w to zrzeszenie może tchnąć właśnie reforma traktatowa. Stanowiska poszczególnych państw są dość zbieżne, a europosłowie (bez względu na barwy polityczne) w większości głosowali przeciwko postulowanym zmianom. Wśród propozycji reform znalazły się inicjatywy związane głównie z rozszerzeniem mechanizmu głosowania większością kwalifikowaną w Radzie UE na wszystkie obszary polityk wspólnotowych, a także na trzeci filar UE, tj. politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Oznacza to zmniejszenie liczby przypadków, w których stosuje się jednomyślność.

 

Propozycja zmian przywraca idee dotyczące prowadzenia dalszej polityki europejskiej wśród państw silnie zintegrowanych („jądra”) oraz „obwarzanka”, w którym znajdują się państwa mniej do takiej integracji skłonne. Jedną z wariacji utworzonej w połowie lat 90. koncepcji (jej pierwotnym autorem był szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer) byłoby zastosowanie kryterium przynależności do unii walutowej. Przewidywane są cztery kręgi integracyjne. Krąg wewnętrzny stanowiliby członkowie strefy euro i Schengen (realizujący również dodatkowe projekty na zasadzie koalicji chętnych), którzy mogliby dysponować nawet własnym budżetem, następnie obecne państwa członkowskie UE (a także przyszłe kraje członkowskie), państwa stowarzyszone i, jako całość – Europejska Wspólnota Polityczna. O tym, do którego kręgu integracyjnego należałoby państwo, decydowałoby (poza walutą euro) kryterium praworządności, którego znaczenie istotnie wzrasta, stając się warunkiem sine qua non funkcjonowania w UE, a także dostępu do jednolitego rynku. Na zmiany w traktatach naciskają Niemcy, które od tego uzależniają zgodę na rozszerzenie UE o Mołdawię i Ukrainę. Uzasadniają swoje stanowisko tym, że w UE procedowanie fundamentalnych zmian w oparciu o jednomyślność doprowadzi do niewydolności decyzyjnej.

 

Z punktu widzenia czytelników „Pulsu” bardzo istotna będzie kwestia zmian w polityce zdrowotnej. Pandemia COVID-19 doprowadziła w październiku 2020 do zapowiedzi utworzenia Europejskiej Unii Zdrowotnej. Jej głównym celem ma być podniesienie gotowości państw, a także europejskich systemów opieki zdrowotnej do ewentualnych pandemii. Państwo, jako czytelnicy, najlepiej wiecie, czego potrzebowałby nowy europejski wymiar integracji w ochronie zdrowia. Jak przekuć w praktykę art. 168 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który mówi: „przy określaniu i urzeczywistnianiu wszystkich polityk i działań Unii zapewnia się wysoki poziom ochrony zdrowia ludzkiego”. Pewien pozytywny ogląd niesie ze sobą podsumowanie dotyczące Europejskiej Unii Zdrowotnej pióra Martina McKee i Anniek de Ruijter, zawarte w periodyku naukowym „The Lancet” (vol. 36/January 2024). Napisano w nim, że jeśli Europejska Unia Zdrowotna ma być nie tylko sumą swoich części, musi opierać się na jasnej wizji korzyści, jakie UE może przynieść zdrowiu mieszkańców Europy: „Jeśli mamy stawić czoła wyzwaniom stojącym przed ochroną zdrowia w Europie i na świecie, musimy zastosować metody, które zapewnią, że nasza polityka zdrowotna i procesy kształtowania polityki wykraczać będą poza sektor zdrowia i granice krajowe”.

 

Problem w tym, że wybory europejskie w większości państw wciąż postrzegane są przez pryzmat polityki krajowej. Dlatego w programach partii przed eurowyborami próżno szukać stanowisk dotyczących pilnych kwestii europejskich. Czynnikiem warunkującym późniejsze głosowanie jest przynależność do którejś z rodzin politycznych (frakcji) w Parlamencie Europejskim. Co jakiś czas pojawia się pomysł reformy ordynacji wyborczej w wyborach do PE w taki sposób, by Europejczycy głosowali bezpośrednio na europartie, które wystawiają w poszczególnych państwach swoich kandydatów. Bez wątpienia zaletą takiego rozwiązania jest większa przejrzystość programowa.

 

A jakie będą wyniki wyborów? To pokaże przyszłość, jednak partie głównego nurtu prawdopodobnie utrzymają większość, chociaż stracą na rzecz partii eurosceptycznych i skrajnych (często antyunijnych). Według opracowań sondaży realizowanych przez portal „Politico” – Poll of Polls (z 10 maja 2024) wygra Europejska Partia Ludowa, uzyskując 173 mandaty. 27 mniej (146) zanotuje Frakcja Socjalistów i Demokratów. Na podium ma szanse znaleźć się skrajna prawica z frakcji Tożsamość i Demokracja, która może liczyć na 84 mandaty. O trzy mniej zdobędą prawdopodobnie liberałowie z frakcji Odnowić Europę (Renew Europe), którzy dotychczas byli trzecią siłą w Parlamencie Europejskim. Miejsce piąte zajmie Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów – 74 mandaty, a kolejne: Zieloni – 43 mandaty i Lewica – 31. Część mandatów (około 46) uzyskają europosłowie, którzy pozostaną poza głównymi rodzinami politycznymi.

 

W której grupie znajdą się Państwa kandydaci? O rozwiązanie jakich spraw będą w Państwa imieniu zabiegać? Zdecydujcie sami. Parafrazując hasło, które także w tym roku obchodzi urodziny, ale 35.: „Nie śpijcie, bo Was przegłosują!”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum