24 czerwca 2024

Węgierski przewrót?

W poprzednim felietonie pisałem o istocie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Frekwencja wyborcza na poziomie europejskim (około 51 proc.) i krajowym (40,65 proc.) jasno wskazuje, że wybory europejskie nie są dla Europejczyków priorytetem. Ciekawe, że na Węgrzech jest jedną z najwyższych (około 59 proc.). I właśnie nad Dunaj chciałbym Państwa zabrać.

 

tekst Dominik Héjj, politolog, autor książki „Węgry na nowo”

Wyborcza inżynieria

Jeszcze ad vocem eurowyborów warto wskazać, że nie spełnił się czarny scenariusz, według którego miało wzrosnąć znaczenie sił antyeuropejskich na arenie parlamentarnej. Tak, bez wątpienia istotnie zwiększyły swój stan posiadania, np. w Niemczech, Austrii, a ich rezultat osiągnięty we Francji doprowadził do politycznego trzęsienia ziemi, w wyniku którego prezydent Macron rozwiązał parlament. Jednak większość w Parlamencie Europejskim wciąż stanowić będą środowiska polityczne, które podzielają polskie postrzeganie rzeczywistości i bezpieczeństwa. To kluczowe także w momencie, gdy ważyć się będą losy nowej Komisji Europejskiej, w której i Polska będzie miała swojego przedstawiciela. Bardzo prawdopodobne, że nie będzie konieczne negocjowanie poparcia dla przewodniczącej bądź przewodniczącego nowej Komisji Europejskiej z siłami antyeuropejskimi.

 

Na tle unijnych państw, przede wszystkim przyjętych po 2004 r., pod względem notowanej frekwencji wyróżniają się Węgry. Prawie 59 proc., to o 15 punktów procentowych więcej niż przed pięciu laty. Nie można jednak zakładać, że Węgrzy nagle poczuli takie przywiązanie do unijnej polityki. Wyższy rezultat osiągnięto dzięki połączeniu wyborów europejskich z samorządowymi. Działanie to było w pełni przemyślane. W ten sposób rządząca na Węgrzech nieprzerwanie od 2010 r. koalicja Fidesz-KDNP (Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa) uniknęła sytuacji, w której mobilizacja opozycji mogłaby istotnie uszczuplić liczbę mandatów, jaką Fidesz-KDNP zdobyłaby w europejskiej rywalizacji.

 

Węgrom przypadało 21 mandatów. W latach 2019–2024 największą ich liczbę – 13 – zgarnęła właśnie Fidesz-KDNP. W kadencji 2024–2029 zmaleje ona o dwa. Podejmując decyzję o przełożeniu wyborów, premier Orbán nie zdawał sobie jeszcze sprawy, w jak innej rzeczywistości politycznej przyjdzie mu funkcjonować w czerwcu 2024 r. Zimą na scenę polityczną przebojem wdarł się jego dawny stronnik – Péter Magyar, którego ugrupowanie TISZA zanotowało drugi wynik wyborczy – 29,60 proc. Przełożyło się to na siedem mandatów. Kolejne dwa uzyskała lewicowo-liberalna koalicja (Węgierskiej Partii Socjalistycznej, Koalicji Demokratycznej oraz Dialogu-Zieloni) – 8,08 proc. Stawkę zamyka skrajna prawica z Mi Hazánk (Nasza Ojczyzna) – 6,74 proc., co dało temu stronnictwu jeden mandat.

 

Obserwatorzy wyborów na Węgrzech mogą odnieść wrażenie, że opozycja zanotowała świetny wynik. To jednak nieprawda, co więcej spróbuję pokazać, że głosujący Węgrzy pozostają w blisko trzech czwartych zwolennikami albo Orbána, albo jego młodszej wersji.

 

Kto to ten Magyar?

Bynajmniej nie chodzi tu o „Węgra”, jak wprost przetłumaczyć można nazwisko tego polityka. Péter Magyar to człowiek, który przez lata pozostawał beneficjentem systemu stworzonego przez Viktora Orbána. Dorobił się na nim.

Magyar wypłynął w lutym 2024 r., w tym samym dniu, w którym do dymisji podała się prezydent Węgier Katalin Novák, a z życia politycznego wycofała się Judit Varga, niegdyś minister sprawiedliwości. Miejsce Vargi w tej opowieści nie jest przypadkowe. To była małżonka Pétera Magyara. Osoba, dzięki której pozostawał częścią wielkiego systemu.

 

Zimowe przesilenie polityczne przyniosło ujawnienie przez opozycyjne media, że w kwietniu 2023 r. prezydent ułaskawiła byłego wicedyrektora domu dziecka w miejscowości Bicske. Został on skazany w związku z tuszowaniem afery pedofilskiej, do jakiej doszło w owym domu dziecka. Niezadowolenie społeczne, narastające w związku z ujawnieniem informacji o ułaskawieniu, doprowadziło do ustąpienia jednej z najważniejszych osób w otoczeniu Fideszu. Jednak od początku najciekawszy był przypadek Magyara. W chwili, w której rezygnował z różnych zajmowanych stanowisk, nie był powszechnie znany. Zmianę tego stanu rzeczy zawdzięcza rewelacjom, które zaczął ujawniać na temat rządów Fidesz-KDNP. Udzielił m.in. opozycyjnemu blogerowi wywiadu, w którym stwierdził, że w rękach kilku rodzinnych firm powiązanych z władzą jest połowa kraju. Późniejszy lider TISZA wprost zasugerował nadużycia związane z wykorzystywaniem informacji pozyskiwanych w drodze podsłuchów do walki politycznej. Od początku kreował się na kogoś, kto ma istotne dane o systemie Orbána, a zatem wie, jak go pokonać. Miał być „ostatnim sprawiedliwym”. We wpisach w mediach społecznościowych używał zwrotu „nie bójcie się”, który miał być wstępem do politycznej rewolucji, jaką zaproponował.

 

Na jego wiec, który zorganizował 15 marca, w dniu święta narodowego Węgier, przyszły tłumy. Podobnie dobry rezultat frekwencyjny osiągnął w kwietniu i maju na kolejnych zgromadzeniach. W połowie marca ogłosił 12-punktowy manifest, w którym domagał się zmian. Nieprzypadkowo pierwszy punkt dotyczył ochrony zdrowia. Magyar zaoferował „odbudowę systemu opieki zdrowotnej oraz zapewnienie na nią dodatkowych środków”. Od lat kondycja ochrony zdrowia spędzała sen z powiek Węgrów. W każdym kolejnym badaniu sondażowym podawana była jako najważniejszy problem. Chroniczne niedofinansowanie, próba rozprawienia się z samorządem lekarskim (problem opisywałem w „Pulsie” w maju 2023) nie służyły poprawie sytuacji. I chociaż państwo deklarowało, że zmianę przyniosą systemowe podwyżki wynagrodzeń, w żadnej mierze nie przełożyły się one na poziom usług.

 

Magyar zapowiedział start w wyborach, ale okazało się, że nie zdąży od podstaw zbudować nowej partii politycznej. Przejął więc istniejące już struktury nikomu nieznanej partii, a na nich oparł swój projekt polityczny.

 

Młodszy Orbán

Péter Magyar został przez mainstreamowe media europejskie okrzyknięty liderem nowej opozycji. Bez wątpienia pomogło mu to w kreowaniu politycznego PR, jednak nie miało i wciąż nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Poglądy Magyara pozostają bardzo bliskie Fideszowi. To prawda, że zamierza walczyć z korupcją, o której szerzenie oskarża Orbána, ale sam w wielu wywiadach wskazywał, iż chciałby się odwołać do dawnej tradycji lidera Fideszu. Pragnie przystąpienia do Prokuratury Europejskiej, ale jest za utrzymaniem narzuconej przez Fidesz polityki wobec Ukrainy, tzn. „nie” dla pomocy innej niż humanitarna. W kwestiach integracji europejskiej także pozostaje bliski Orbánowi. To samo tyczy się kwestii obyczajowych. Jednakże przyjęło się uważać, że jeżeli ktoś wprost premiera nie popiera, to znaczy, że stanowi wobec niego opozycję. Tymczasem środowisko progresywne, jednoznacznie proeuropejskie, osiągnęło wynik 8 proc., co przełożyło się na dwa mandaty. O pięć mniej niż pięć lat temu. Fidesz-KDNP i Magyar wspólnie uzyskali 18 z 21 mandatów.

 

Uznanie Magyara za klasycznego opozycjonistę otwiera mu drogę do największej polityki. Chęć przyjęcia TISZA do Europejskiej Partii Ludowej wyraził jeszcze przed wyborami Manfred Weber, szef EPL. Komentując wynik wyborów, Magyar mówił o przebudzeniu, o początku zmian. Nie będzie jednak tak łatwo ich przeprowadzić. Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego jest na Węgrzech dużo bardziej demokratyczna aniżeli system, w którym wyłaniani są posłowie Zgromadzenia Krajowego. W tym drugim przypadku rządząca większość wielokrotnie nowelizowała ustawę w taki sposób, by niemalże automatycznie zapewniać sobie reelekcję. I to skutecznie. Spróbuję to krótko zobrazować.

 

Mamy na Węgrzech 199 mandatów do rozdysponowania. 106 posłów wybiera się w jednomandatowych okręgach wyborczych, których mapa pokrywa się z poparciem Fidesz-KDNP (to tzw. gerrymandering). Pozostałe 93 mandaty pochodzą z listy krajowej (jak w Polsce do Sejmu). Przeliczane są systemem D’Hondta, który faworyzuje duże ugrupowania. Pozycję Fidesz-KDNP wzmacnia wprowadzenie głosowania korespondencyjnego, które tylko w 2022 r. zapewniło dodatkowych 250 tys. głosów, bo ponad 90 proc. głosujący tym sposobem wybiera Fidesz. Jest wreszcie system kompensacji. W wyniku skomplikowanych zabiegów matematycznych w podziale tzw. głosów resztkowych uwzględniono 3,2 mln głosów. To głosy, podkreślam, matematyczne, niebędące wynikiem poparcia konkretnych osób. 41 proc. z tej puli trafiło do Fideszu. Wszystko razem dało koalicji dowodzonej przez Viktora Orbána większość konstytucyjną czwarty raz z rzędu.

 

Czy na Węgrzech zaczął się polityczny przewrót? To zależy, jak go definiować. Jeżeli myślimy o prodemokratycznym przewrocie – to jeszcze nie ten etap. Ja sam wciąż postrzegam Magyara nie tyle jako lidera prawdziwej opozycji (bowiem nie łączą go z nią poglądy, raczej doprowadził do jej zrujnowania), ile jako człowieka, który głośno wyraził chęć przejęcia schedy po Viktorze Orbánie, gdy ten wycofa się kiedyś z polityki, a wraz z nim całego poparcia Fideszu. Wyczyszczenie opozycyjnego przedpola, którego już Magyar dokonał, zdecydowanie służy premierowi. Trudno jednoznacznie ferować wyroki, tym bardziej że TISZA była dotychczas stronnictwem jednego lidera. Tymczasem poza nim do Parlamentu Europejskiego wejdzie jeszcze sześciu nieznanych (także programowo) europarlamentarzystów. Ich aktywność medialna stanie się pierwszym z testów weryfikacji programowej TISZA. Sam Magyar wielokrotnie mówił, że program partii powstanie po ukształtowaniu struktur, a to, co prezentował podczas kampanii wyborczej, jest zbiorem osobistych poglądów na różne kwestie. Temu projektowi politycznemu zaufało do tej pory 1,3 mln wyborców. Dwuipółkrotnie więcej niż partiom opozycyjnym, które dostały się do parlamentu w 2019 r. Wybory do Zgromadzenia Krajowego na Węgrzech odbędą się na wiosnę 2026. Bez wątpienia warto będzie na bieżąco śledzić to, co dziać się będzie wokół tego polityka. =

 

Autor jest politologiem, autorem książki „Węgry na nowo”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum