27 sierpnia 2024

PO DYŻURZE #KULTURA: Babie lato, 1875

Nazwa tego zjawiska pochodzi od porównania pajęczych nici do cienkich i delikatnych włosów starszych kobiet. Babie lato potrafi zachwycić. Józefa Chełmońskiego urzekło do tego stopnia, że namalował obraz, który hipnotyzuje równie mocno jak sama nić przędna, unosząca się lekko w powietrzu. Historia potrafi jednak zaskoczyć. Słynne „Babie lato” początkowo nie porwało publiczności, o czym opowiada Ewa Micke-Broniarek, kurator przygotowywanej w Muzeum Narodowym w Warszawie wystawy prac Józefa Chełmońskiego.

rozmawia Urszula Wolińska-Kułaj

 

Józef Chełmoński „Babie lato”, 1875, olej, płótno, Muzeum Narodowe w Warszawie

„Babie lato” znamy choćby ze szkolnych podręczników, jest jednym z obrazów najczęściej reprodukowanych w Polsce. W 1875 r., gdy dzieło Chełmońskiego zostało przedstawione szerokiej publiczności, delikatnie mówiąc nie zachwyciło…

Pierwszy raz można je było oglądać na wystawie w warszawskiej Zachęcie. Nie spotkało się z pozytywnymi reakcjami, ale wzbudziło zainteresowanie, wywołało kontrowersje, a to już dużo. W 1875 r. malarstwo polskie było jeszcze bardzo idealistyczne. Realizm narodził się we Francji, do nas jeszcze wówczas nie dotarł. Kobiety na obrazach przedstawiano według dwóch kanonów. Był to wizerunek postaci uduchowionej, niemalże pozbawionej cielesności (kanon wywodzący się ze sztuki romantycznej) albo kobiety o posągowych kształtach, idealnych proporcjach, bez skaz, nieujawniającej głębszych uczuć (kanon wywodzący się ze sztuki akademickiej). A tu nagle oczom oglądających wystawę ukazała się chłopka… Przede wszystkim było to wyjście poza obowiązujące ramy. Gdy sięgano do tematyki wiejskiej, wybierano raczej sceny z życia dworku szlacheckiego, a nie z wiejskiej zagrody. Po drugie, nagle zaprzeczono przekonaniu, że chłop powinien pracować. W głowach nie mieściło się, że wiejska dziewczyna leży, marzy, chwyta babie lato. Powinna pilnować stada krów, które widać w tle. Scenę opisuje zgryźliwa wypowiedź Lucjana Siemieńskiego, konserwatywnego recenzenta krakowskiego „Czasu”: „Poetyczna pajęczyna, która może tyle marzeń obudzić w dziewczęciu, warta była trochę idealniejszej istoty, nie mówię już sylfidy, ale przynajmniej prostej śmiertelniczki z umytymi nogami. Bosa nóżka stokroć wdzięczniejsza dla malarza niż najładniejszy trzewik, ale warunek, że powinna być umytą”.* Poza tym Chełmońskiemu zarzucano pewien rodzaj nadmiernej swobody, niechlujność w sposobie nakładania farby i opracowywania szczegółów. Krytycy pisali, że chlastał farbą, co dziś brzmi paradoksalnie. Dziś historycy sztuki uznają „Babie lato” za jeden z najbardziej akademickich obrazów artysty, gdzie linie konturu są dopracowane, precyzyjnie położony światłocień. Nie podobał się również koloryt dzieła – jasny, rzekomo mdły.

 

Co zainspirowało Józefa Chełmońskiego do namalowania tej sceny?

Z pewnością wyjazdy na Ukrainę. Miał rodzinę w majątku Lechaczycha na Podolu. Tam chłonął wrażenia. Zastanawiające jest, że z pobytu na Ukrainie właściwie nie ma szkiców, rysunków. Nie wiemy, czy zaginęły, czy w ogóle nie powstały. Być może to, co widział, zachował w pamięci. A pamięć wzrokową miał fenomenalną.

 

Jakie były losy obrazu po wystawie w Zachęcie?

Wiemy, że w 1884 r. Chełmoński zabrał „Babie lato” do Paryża. Około 1885 r. dzieło kupił kolekcjoner Ignacy Korwin–Milewski. W 1924 obraz trafił do Józefa Wyganowskiego, w maju tego samego roku odkupiło go Muzeum Narodowe w Warszawie.

 

Państwo pracują nad nową wystawą dzieł Chełmońskiego.

Tak, monograficzna wystawa „Józef Chełmoński” będzie dostępna dla publiczności od 27 września. Poprzednią monografię zorganizowano 37 lat temu, w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Dawno temu. Józefowi Chełmońskiemu należy się porządna, szeroko zakrojona wystawa i przygotowanie wszechstronnie opracowanego katalogu. Ekspozycję utworzą dzieła z wielu muzeów polskich, a także z kolekcji prywatnych i kilku muzeów zagranicznych. Chełmoński był bardzo płodnym malarzem, niestety nie da się pokazać wszystkiego, bo potrzebna byłaby dwukrotnie większa przestrzeń ekspozycyjna, niż ta, którą dysponujemy. Z bólem serca zrezygnowaliśmy z niektórych obrazów. Pokażemy te, które najwięcej mówią o jego twórczości. Tą wystawą chcemy też odrobinę zmienić postrzeganie Chełmońskiego. Autorzy publikacji, nazwijmy to popularnonaukowych, stworzyli pewien mit: Chełmoński – malarz narodowy, Chełmoński – samouk, który tworzył pod wpływem intuicji. To przekłamanie wizerunku artysty. Miał za sobą wykształcenie akademickie, był świadomy najnowszych prądów rozwijających się w sztuce we Francji w latach 70., 80. XIX w. Chcemy ukazać jego prawdziwy wizerunek. Dzieła będzie można oglądać w gmachu Muzeum Narodowego w Warszawie do 26 stycznia 2025 r. Współautorem wystawy jest Wojciech Głowacki.

 

A jakim człowiekiem był malarz? Ponoć dość gwałtownym.

Owszem, miał stosunkowo trudny i gwałtowny charakter. Nie chodzi o to, że robił karczemne awantury, ale emocje w nim grały i dawał temu wyraz. Tak było w młodości, gdy mieszkał w Warszawie, potem w Paryżu. Natomiast po powrocie z Francji i osiedleniu się w Kuklówce na Mazowszu – nastąpiła dość radykalna zmiana osobowości Chełmońskiego. Wyciszył się, odsunął od ludzi, nasiliła się jego religijność i skłonność do kontemplacji. Zbliżył się do postawy franciszkańskiej. Naturę postrzegał jako dzieło Boga, do tego doszło ogromne uwrażliwienie na życie zwierząt. Potrafił domagać się od Jana Górskiego, zaprzyjaźnionego właściciela Woli Pękoszewskiej, żeby coś zrobił, bo zima, ostry mróz, ptaki wymierają. Miał na myśli – o ile dobrze pamiętam – drążenie dziupli w pniach drzew. Świadectwem takiej postawy Chełmońskiego są słynne „Kuropatwy”. Istnieją również anegdoty o remoncie zabudowań gospodarczych w Kuklówce. Podobno artysta przeprowadził wtedy konie do pomieszczeń w dworku. Stworzył im idealne warunki do życia. Zmarł 6 kwietnia 1914 r. w wieku 64 lat.

 

* L. Siemieński, Z wystawy obrazów i rzeźb, „Czas” nr 142/1875.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum