27 sierpnia 2024

PO DYŻURZE #SPORT: Biodro Suprona

Jest srebrnym medalistą olimpijskim, mistrzem świata, dwukrotnym mistrzem Europy, szesnastokrotnym medalistą mistrzostw Europy i świata oraz trzynastokrotnym mistrzem Polski w zapasach. Andrzej Supron – legenda polskiego sportu – nie zwalnia tempa, wciąż jest aktywny i dzieli się z nami swoją receptą na zdrowie.

rozmawiała Urszula Wolińska-Kułaj

 

Stanowisko prezesa Polskiego Związku Zapaśniczego, a także wiceprezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego wymaga ogromnego zaangażowania, ale to niejedyna pana działalność?

Rozmawiamy w bardzo gorącym okresie, bo tuż przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Dla sportowca to najważniejsza impreza w czteroleciu, czasem w życiu. Jesteśmy zmobilizowani, z całych sił walczyliśmy o kwalifikacje. Ziściły się słowa barona Pierre’a de Coubertina, pomysłodawcy nowożytnych igrzysk, że sam w nich udział jest ogromnym sukcesem. Niegdyś praktycznie wszystkie reprezentacje brały udział w rywalizacji, dziś już jednak trzeba spełnić wyśrubowane kryteria. A w sportach walki decydują rankingi. Zawody bardzo się rozbudowały. Doszło do tego, że do programu olimpijskiego może wejść nowa dyscyplina, tylko jeśli któraś z niego wypadnie.

 

W 2013 r. zwrócił pan swój srebrny medal w ramach protestu przed wykreśleniem zapasów z programu IO.

Ja i zawodnik z Bułgarii rzeczywiście zwróciliśmy swoje olimpijskie trofea. Uznałem, że medal jest symbolem przynależności do rodziny olimpijskiej, i jeżeli ta rodzina mnie nie chce, to ja oddaję swój medal.

 

Zapasy pozostały jednak w programie IO.

Często słyszę pytanie: – Panie Andrzeju, ale czy oddali panu medal? Od razu odpowiadam, że nie, nie oddali. Nie martwię się tym, ponieważ trafiłby do naszego Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, a w rezultacie znalazł się w Muzeum Olimpijskim w Lozannie, w gablocie medali zwróconych. Mistrzów olimpijskich było wielu, zwróconych medali jest siedem, może osiem. W tym jeden nasz, polski – mój.

 

Który ze zdobytych medali jest dla pana najważniejszy albo ma szczególne znaczenie?

Mógłbym się długo zastanawiać, czy faktycznie ten srebrny olimpijski, czy może złoty medal z mistrzostw świata, czy ten pierwszy z mistrzostw Europy, który – jak się okazało – nabrał szczególnego znaczenia nie tylko ze względu na zdobyte miejsce, ale również dlatego, że to był pierwszy złoty medal i wiązał się z pierwszym odegraniem polskiego hymnu dla zapasów po wojnie. Medal igrzysk olimpijskich jest ważny również z innego powodu – posiadacze otrzymują świadczenie olimpijskie, my to nazywamy olimpijską emeryturą.

 

Sport, zapasy – to całe pana życie. Inny scenariusz wchodził w ogóle w grę?

Zadecydował przypadek. W czasach szkoły podstawowej kilku rówieśników trenowało zapasy. Kolega mówi: – Andrzej, dołączmy. A zawsze w tym gronie rywalizowaliśmy w biegach naokoło kompleksu szkoła-żłobek lub grając w siatkówkę. W szkole zresztą dużo uwagi przywiązywano do kultury fizycznej. Poszliśmy więc zobaczyć te zapasy… Chłopaki rozkładają materace. Podeszliśmy do trenera: – Proszę pana chcieliśmy się zapisać na zapasy. Zapytał, ile mamy lat. Dodaliśmy sobie po dwa lata, w obawie, że mamy za mało. Uśmiechnął się. Poszliśmy do szatni rozebrać się, patrzymy – brudne nogi, jak to na podwórku. Przezabawna to była historia, ale tak rozpoczęła się moja przygoda z zapasami.

Grałem jeszcze w koszykówkę. Wybrałem zajęcia w Pałacu Młodzieży (w PKiN), bo tam raz w tygodniu chodziło się na basen. Teraz – z pozycji trenera – wiem, że to było świetne połączenie, trochę przypadkowe, ale bardzo rozsądne. Źle jest, gdy dzieci skupiają się tylko na jednej dyscyplinie. Moja wnuczka mieszka w Stanach Zjednoczonych, gra w tenisa. Zaproponowałem synowi, żeby zapisał ją jeszcze np. na basen. Poszła. Po dwóch tygodniach wygrywała już zawody. Trening uzupełniający jest naprawdę ważny i może bardzo pomóc w budowaniu formy. Poza tym to odskocznia od rutyny, wyzbycie się monotonii. W dodatku pracują inne partie mięśni.

Cieszę się, że trafiłem na zapasy. To wspaniały sport. Wzmacniają psycho-fizycznie, pozwalają nabrać pewności siebie. Do tego pracuje cały aparat ruchowy (bardzo symetrycznie), wyrabia się koordynacja ruchowa i przestrzenna, pracujemy też nad równowagą, siłą rąk i nóg. W krajach wysokorozwiniętych zapasy są w programach szkół.

Kiedyś miałem okazję poznać Kirka Douglasa, promował swój film w Portugalii, a ja uczestniczyłem w konferencji MKOl. Zaczepiłem go, powiedziałem, że jestem z Polski. Zainteresował się. Zapytał, skąd znam angielski. Wyjaśniłem, że byłem kilka razy w Stanach Zjednoczonych, powiedziałem również, że to dla mnie szczęśliwy kraj, gdyż zdobyłem tam tytuł mistrza świata w zapasach. Był podekscytowany, bo też trenował zapasy, był nawet w olimpijskiej reprezentacji, miał jechać na igrzyska, ale w tym samym czasie podpisał kontrakt z wytwórnią filmową.

 

W wywiadach podkreśla pan, że zapasy to piękny sport.

Zapasy są piękne ze względu na akcje techniczne. W kanonach techniki zapaśniczej niektóre chwyty nazywane są od nazwiska zawodnika, który je wykonywał (wręcz perfekcyjnie). Ja wykonywałem rzut przez biodro, bardzo skutecznie, i Amerykanie mianowali ten chwyt „biodrem Suprona”. Niezręcznie mi mówić o sobie, ale tak było. Uznawano mnie za technicznego zawodnika. Śmieję się, że przez sport wyprzedziłem swoją edukację. Jeszcze nie skończyłem technikum, a już byłem najlepszym technikiem w Europie (gdzie tytuł wręczył mi ówczesny książę, a późniejszy król Szwecji – Gustaw). Jeszcze nie skończyłem uczelni, a już okrzyknięto mnie profesorem zapasów – po zwycięstwie w mistrzostwach świata, podczas których wygrałem wszystkie walki przed czasem, nie tracąc przy tym ani jednego punktu.

 

Jaka jest druga strona medalu? Częste kontuzje?

Sport ma więcej pozytywów niż negatywów, jeśli chodzi o zdrowie. Zawsze powtarzam – dla czynów trzeba poświęceń, a straty są przewidziane statystycznie. My, sportowcy, pracujemy na wysokich obrotach, mamy tzw. serce sportowca – mięsień sercowy jest o wiele większy niż u przeciętnego człowieka. Kontuzja zazwyczaj wynika z błędu, niefortunnej akcji. Zapasy wbrew pozorom są najbezpieczniejszą dyscypliną sportów walki, u nas nie ma uderzeń, nie ma duszeń, łamań, czyli dźwigni. Zdarzają się zderzenia głowami, czasem zwichnie się rękę czy bark, ale to wszystko. Tak w sporcie bywa.

Motor mam zdrowy, jedynie podzespoły czasem zawodzą – a to kolana bolą, a to łokcie. Zmęczenie materiału. Ale najistotniejsze jest to, żeby nie przestawać ćwiczyć, bo serce sportowca w dalszym ciągu potrzebuje dobrego pompowania krwi. Ruch jest zbawienny, a jeśli dodamy do tego uśmiech, to mamy receptę na zdrowie i długie życie.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum