28 października 2024

Pomidorowa w kapsułce

To medycyna za dużo naobiecywała, czy specom od marketingu udało się wywołać wrażenie, że można szybko i skutecznie usunąć każdy objaw choroby, schudnąć i jeszcze odmłodnieć?

tekst PAWEŁ WALEWSKI

Codzienne stosowanie suplementów i witamin nie wydłuża życia. Może nawet je skrócić. W połowie 2024 r. ukazała się na ten temat duża praca w „Jama Network”, podsumowująca wnioski z badań dr Erikki Loftfield i jej współpracowników z National Cancer Institute w Maryland, ale nie zauważyłem, aby wpłynęło to na zmniejszenie liczby reklam takich specyfików w telewizji i kolorowej prasie albo by pojawiły się przy nich dodatkowe ostrzeżenia. Według raportu „Rynek suplementów diety w Polsce 2023” nawet trzy czwarte dorosłych Polaków zadeklarowało zakup w ubiegłym roku przynajmniej jednego tego typu produktu. W porównaniu z danymi z 2019 r. nastąpił 3,5-krotny wzrost ich sprzedaży, a w 2022 r. wartość polskiego rynku suplementów diety wyniosła 7,7 mld zł.

tekst Paweł Walewski, publicysta

Popyt napędzają wyłącznie reklamy. – Równocześnie urosła prężnie działająca gałąź branży, dla której równie ważna jak sprzedaż jest edukacja konsumentów w zakresie holistycznego podejścia do zdrowia i czytania etykiet – z uznaniem należałoby odnotować wypowiedź pewnej właścicielki sklepu ze zdrową żywnością i współwłaścicielki jednej z marek sprzedawanych na polskim rynku (mamy w tej branży aż 30 tys. podmiotów). Jest ona jednak zbyt dużą optymistką. Nie sądzę też, by w tę edukację byli szczególnie zaangażowani wytwórcy suplementów. A lekarze? Też niekoniecznie, bo podczas konsultacji, zalecając „swoje” leki, nawet nie pytają pacjentów, co oni przyjmują na własną rękę. Choć powinno się to robić, gdyż interakcje najróżniejszych specyfików roślinnych mają przecież wpływ na metabolizm leków i zmieniają ich wchłanianie.

Opublikowana 26 czerwca w „Jama Network” praca była podsumowaniem trzech dużych amerykańskich badań, obejmujących blisko 400 tys. osób dorosłych, bez poważnych chorób przewlekłych. Autorzy chcieli sprawdzić, czy przyjmowanie multiwitaminy – jak często sugerują reklamy, w których obiecuje się wolną od jakichkolwiek chorób długowieczność – faktycznie przyczynia się do obniżenia ryzyka zgonu w ciągu następnych dwóch dekad (tyle trwała obserwacja we wszystkich trzech kohortach, rozpoczęta w latach 90. XX w.). Okazało się, że takiego związku nie ma, a wręcz przeciwnie – ryzyko śmierci było o 4 proc. wyższe wśród stosujących codzienną suplementację niż w grupie, która z niej nie korzystała w pierwszych latach obserwacji.

Nie były to pierwsze takie wnioski. Już dziewięć lat temu naukowcy z University of Colorado Cancer Center wykazali, że jeśli nawet naturalne źródła beta-karotenu mogą chronić przed rozwojem nowotworów, to suplementy beta-karotenu zwiększają ryzyko raka płuc, co sugeruje, że w warzywach i owocach musi być o wiele więcej istotnych składników i mikroelementów, których pozbawione są tabletki. Z kolei żelazo, dodawane do wielu multiwitamin, aby poprawiać parametry krwi i leczyć anemię, po przedawkowaniu zwiększa niebezpieczeństwo chorób układu krążenia, cukrzycy oraz demencji (co wiadomo z badań opublikowanych w 2017 r. w internetowym wydaniu czasopisma „Case Reports in Hematology”). A zatem lata mijają, rozmaite instytucje naukowe przyznają milionowe granty na badania naukowe, a biznes suplementacyjny nadal kwitnie, niewzruszony niepomyślnymi dla siebie ustaleniami uczonych.

W ostatnim czasie i tak zaostrzono prawo w celu poskromienia marketingowych zapędów przedsiębiorstw, które lubiły przekonywać w reklamach, że ich produkty leczą. Aby udowodnić ich wartość leczniczą, zatrudniały nawet za niemałą gażę lekarzy, którzy ochoczo wspierali ten szkodliwy przekaz. 10 lat temu występujący w takich reklamach dr Jacek Caba wyjaśnił mi swój udział w lansowaniu lizaków NaturSept (ważne rozróżnienie: produkt ten nie należał do kategorii suplementów diety, lecz tzw. wyrobów medycznych, a w takich reklamach mogli w 2014 r. brać udział lekarze). Medycyny już wtedy nie praktykował. Był za to kompozytorem, wokalistą, blogerem, autorem książki „Doktor Śmierć” i, jak przyznał z dumą, należał do agencji aktorskiej, z której dostał angaż właśnie do reklamy lizaków. Dla jej sponsora liczył się bowiem fakt, że jest z wykształcenia laryngologiem, co w kontekście produktu rzekomo leczącego podrażnienia gardła miało istotne znaczenie. – Musiałem udokumentować swoją specjalizację, bo twórcom zależało na tym, aby w filmie wystąpił zawodowy lekarz, a nie odgrywający tę rolę aktor – zdradził mi kulisy castingu. Firma produkująca NaturSept zrobiła więc wszystko, by uwiarygodnić skuteczność swojego produktu, choć nie przeszkadzało jej to, że nabijała widzów w butelkę, bo dr Caba poza ekranem nie leczył dzieci w żadnym gabinecie. – Przecież to jest show-biznes, a nie porady zdrowotne – mówił o swoim występie. – Ja tu żadnego nadużycia nie widzę, bo odkąd WHO nazywa zdrowiem nie tylko brak choroby, lecz także stan fizycznego, umysłowego i społecznego dobrostanu, leczeniem jest też przepis na smaczną zupę, po której będzie miał pan dobre samopoczucie.

Pomidorowa w roli suplementu diety? Właściwie, dlaczego nie? Skoro roztarte pomidory zmniejszają ryzyko zachorowania na raka prostaty, gdyż organizm najłatwiej wchłania likopen z przecierów, właśnie takie produkty powinny być zalecane w zdrowosterczowym jadłospisie, a nie suplementy w tabletkach.

Zgodnie z definicją, suplement diety to preparat, który ma uzupełniać niedobór składnika nieobecnego (lub znajdującego się w niewystarczającej ilości) w pożywieniu. I oczywiście jest sporo sytuacji, w których to uzupełnianie ma sens, bo niektórym przynosi korzyść (niezbędna jest wszak suplementacja kwasu foliowego u kobiet w ciąży albo przyjmowanie zestawów witamin spowalniających u osób starszych postęp zwyrodnienia plamki żółtej lub w profilaktyce osteoporozy). Nie mam wątpliwości, że tego rodzaju specyfiki nie są trucizną (choć sprowadzane przez Internet z pokątnych źródeł już nieraz okazały się niebezpieczne), ale przecenianie ich właściwości i znaczenia nie wychodzi nikomu na zdrowie.

W sytuacji dość dziurawego nadzoru inspekcji sanitarnej wytwórcy najrozmaitszych mikstur, sprzedający je pod postacią tabletek, drażetek, syropów na prawdziwe i urojone schorzenia (mających robić wrażenie, że są prawdziwymi lekami), prześcigają się w pomysłach na najbardziej sugestywne metody terapii. Tamą dla nich powinni być lekarze, ale i oni zawodzą, skoro słyszę od aptekarza taką oto relację ze spotkań, jakie przebiegają w jego aptece, z przedstawicielami firm chcących sprzedać nowe suplementy: – Próbują roztoczyć przede mną świetlaną przyszłość, obiecują: „Będzie reklama w TV i kobiecych gazetach, lekarze będą zalecać, bo do nich też chodzimy”! I to działa, pacjenci dopytują się o reklamowane na okrągło produkty, ale ja naprawdę nie mam potrzeby posiadania 15. wersji tego samego suplementu.

W wyniku agresywnego marketingu i naginania prawa mamy dziś na mętnym rynku paraleków i suplementów diety niebywały bałagan, a w głowach mętlik. Bo jeśli zgodnie z unijną nomenklaturą ta szczególna kategoria ni to farmaceutyków, ni to żywności, do której należą skoncentrowane źródła witamin, składników mineralnych lub innych substancji, ma wykazywać nie tylko efekt odżywczy, ale też „inny fizjologiczny”, to konia z rzędem temu, kto wie, co autor miał na myśli, wprowadzając takie sformułowanie. Efekt fizjologiczny może mieć wszystko! Dr Jacek Caba miał rację: pomidorowa również.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum