27 października 2014

Dzieci powstańców pamiętają

Dr Joanna Badowska-Folta jest córką powstańców warszawskich. Jednak w jej rodzinnym domu – inaczej niż u dr. Jana Faryny („Oczami dzieci powstańców”, „Puls” nr 8-9/2014) – rzadko wspominano okupacyjne przeżycia. Ojciec zmarł bardzo wcześnie, zabierając swoją historię do grobu. Mama i jej rodzeństwo nieczęsto powracali pamięcią do lat wojny.

Ojciec Zbigniew Badowski nikomu z rodziny nigdy w czasie okupacji nie wspomniał, że należy do AK, a potem, już po wojnie, że brał udział w Powstaniu Warszawskim.
Wszystkie znane opowieści o ojcu pochodzą od osób trzecich. Rodzina dowiedziała się o jego okupacyjnych i powstańczych dziejach dopiero w latach 80. XX w. Do siostry ojca zgłosił się kolega z Powstania i opowiedział o nich. Pośmiertnie przyznano dr. Badowskiemu wszystkie powstańcze odznaczenia. Jako młody chłopak był harcerzem. Przed wojną (po wojnie też) mieszkał na Pradze, przy ul. Inżynierskiej, i należał do VI Obwodu Warszawskiego Okręgu AK. Nosił pseudonim „Poraj”, w Powstaniu pełnił funkcję medyka. Tyle tylko wiadomo o jego wojennych dziejach.
Po wojnie studiował medycynę, którą ukończył w 1950 r. Został asystentem prof. Adama Grucy w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya. Był niezwykle zdolnym lekarzem, dobrym diagnostą. Znało go i lubiło środowisko lekarskie, cenili pacjenci. Jeszcze wiele lat później, gdy jego córka zdawała egzaminy, był dobrze wspominany. Niestety, zmarł już w 1954 r.
Był operowany z powodu nagłej, szybko postępującej choroby nowotworowej: dwukrotnie w Polsce, a potem w Sztokholmie, zmarł na zator płucny po operacji.

Córka zastanawia się, dlaczego ojciec tak skrzętnie ukrywał swoje okupacyjne dzieje. Mówi: – To nie był czas, w którym można było się chwalić przynależnością do AK. Nie doczekał odnowy w 1956 r., może wtedy by się ujawnił. Ale myślę, że nie był to jedyny powód jego milczenia. Być może w czasie Powstania przeżył tak potężną traumę, widział rzeczy tak straszne, że chciał ten czas wyrzucić z pamięci, nie wracać do niego. Wyparł ze świadomości, aby móc dalej normalnie żyć. Na osobną opowieść zasługuje siostra mojego ojca Barbara Badowska-Radziejewska, też już dziś nieżyjąca doktor stomatologii. Pracowała w studenckiej przychodni PALMA, niczego się nie dorobiła, a mimo to coś jeszcze oddała społeczeństwu – swoje ciało oddała Akademii Medycznej. To niezwykle rzadki przypadek, a dla rodziny zaskoczenie i powód do smutku, gdyż nie mogliśmy jej pochować i w ten sposób godnie pożegnać.
Inne były losy matki dr Badowskiej – Barbary Fijewskiej, choć też brała udział w Powstaniu Warszawskim wraz z czworgiem swojego rodzeństwa. Ona również nie lubiła wspominać czasu wojny, nie snuła opowieści kombatantki, dzieliła się tylko strzępami wspomnień, np. o szyciu mundurów jeszcze pod koniec Powstania, aby godnie wyglądać w czasie wymarszu po kapitulacji.
Rodzina Fijewskich mieszkała przed wojną na Powiślu. Ojciec był tapeciarzem, matka zajmowała się jedenaściorgiem dzieci. Uzdolniona tanecznie Barbara chodziła do Prywatnej Szkoły Tańca Scenicznego Tacjanny Wysockiej. Mogła tam się uczyć m.in. dzięki pomocy materialnej Hanki Ordonówny. Podczas okupacji pracowała w Fabryce Kabli w Ożarowie i była słuchaczką tajnego Studia Teatralnego Iwo Galla. W konspiracji nosiła pseudonimy „Puk” i „Basia”, miała stopień plutonowego.
W Powstaniu walczyła na Powiślu i w Śródmieściu Północ, w Grupie Bojowej „Krybar” AK, w III Zgrupowaniu „Konrad”, 2. kompania, 116. pluton. W tym samym zgrupowaniu była też jej siostra Maria, ps. „Mary”. Niewiele wiadomo o ich szlaku bojowym, ale na Powiślu walki były niezwykle ciężkie.
W Powstaniu brali udział również bracia sióstr Fijewskich: Zbigniew i Tadeusz.
Tadeusz Fijewski to znakomity aktor, twórca wielu wspaniałych ról teatralnych i filmowych. Jego losy wojenne były bardzo dramatyczne. Złapany w ulicznej łapance, trafił do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, skąd wykupiła go matka przyjaciela. Po odzyskaniu wolności związał się z podziemnym teatrem wojskowym pod auspicjami Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, w którym występowało wielu znanych aktorów. Dali kilkadziesiąt tajnych spektakli.
W Powstaniu należał do „brygady teatralnej” Leona Schillera, Oddział VI BiP. Z Powiśla przez górny Czerniaków trafił do Śródmieścia. Występował w powstańczych placówkach, szpitalach i schronach, gdzie grał, deklamował i śpiewał. Po kapitulacji poszedł do niewoli. Z oflagu II Gross Born trafił do Lubeki, a stamtąd wrócił do Polski. Przez wiele lat grał w teatrach, filmie, Teatrze Telewizji, Polskim Radiu, tworząc niezapomniane postacie, m.in. w: „Kapeluszu pana Anatola”, „Chłopach”, „Lalce” i radiowych „Matysiakach”. Zmarł w 1978 r.
Jeszcze jeden bliski krewny dr Badowskiej zapisał się w powstańczych annałach. Kapral podchorąży Andrzej Tadeusz Bargiełowski, ps. „Łysek”, „Stańczyk”, należący do pułku „Baszta”, w Powstaniu nie zdołał dotrzeć do macierzystej jednostki i walczył w 2. kompanii III Batalionu Pancernego „Golski” w Śródmieściu Południowym. W czasie walk wykonał 111 zdjęć na małoobrazkowych negatywach firmy Agfa-Aeropan oraz Minosa. Fotografie powstały w pierwszej dekadzie sierpnia, w rejonie ulic Marszałkowska, Polna, 6 Sierpnia, Lwowska, Koszykowa i Piękna. Sportretował na nich kolegów z „Golskiego” i udokumentował budowę barykad przez ludność cywilną. Negatywy ocalały dzięki ojcu powstańca, który je zdołał przechować.
Po Powstaniu Barbara, podobnie jak brat Tadeusz, trafiła do niewoli. Znalazła się w stalagu w Bergen-Belsen, potem w Lingen. Tam spotkała Leona Schillera, który założył Teatr Ludowy im. Bogusławskiego. Pomagała w przygotowywaniu choreografii spektakli. Jeździli po Europie, występując dla polskich żołnierzy ze spektaklem „Krakowiacy i górale”. Wrócili do Polski w 1945 r. Barbara pracowała w teatrze Schillera, potem w Toruniu, w Łodzi, w Teatrze Polskim i Narodowym w Warszawie. Zajmowała się choreografią i reżyserią teatralną. Ogromnym powodzeniem cieszył się „Kram z piosenkami” w jej reżyserii, wystawiany w wielu miastach Polski.
Nie lubiła „kombatanctwa”, ale zawsze 1 sierpnia spotykała się z kolegami i koleżankami ze swojego zgrupowania. Spotykali się przy kościele na Solcu, gdzie dość wcześnie wmurowano tablicę upamiętniającą powstańcze walki. Ich przyjaźnie, wzajemne zaufanie przetrwały wszystkie lata i wszystkie zakręty historii.

Rodzice dr Joanny, Zbigniew i Barbara, poznali się w 1953 r., dość przypadkowo. Prof. Gruca leczył kolano jednej z sióstr Fijewskich. Do szpitala przychodziła z Barbarą. Kiedyś profesora zastąpił młody asystent (przy okazji – postawił prawidłową diagnozę), którego oczarowała uroda ślicznej siostry pacjentki. Jedno z następnych, przypadkowych spotkań, tym razem w kawiarni, skończyło się poznaniem. Uczucie musiało być silne w obojgu, skoro po trzech miesiącach odbył się ślub. Niestety, małżeństwo trwało krótko, nagła choroba zabrała Zbigniewa w kilka miesięcy po urodzeniu się córki – Joanny.
Młoda Joanna początkowo chciała studiować psychologię. Ale pod wpływem sugestii matki, która mówiła: „Ty wiesz, jakby tatuś się cieszył, gdybyś została lekarzem”, wybrała medycynę. I nie żałuje. Wiele lat (1979-1996) pracowała w rejonowej służbie zdrowia w śródmieściu Warszawy.
W latach 90. „krótką ścieżką” ukończyła specjalizację z medycyny rodzinnej i teraz jest lekarzem rodzinnym na Ursynowie. Żałuje, że tak mało wie o powstańczych losach rodziny. Sądzi, że bliscy po prostu chcieli zapomnieć o tych strasznych przeżyciach, nie przekazali traumatycznych wspomnień dzieciom.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum