22 października 2014

Umowa a zaufanie

Paweł Kowal

Ukraińcy nie tylko do Rosji mogą mieć pretensje za Krym. Powinni protestować też przed ambasadą USA lub Wielkiej Brytanii. Kolejny raz okazało się, że podpis, nawet Billa Clintona, nic nie znaczy. Memorandum Budapeszteńskie z 1994 r. nie było umową międzynarodową w pełnym rozumieniu tego słowa. Różnica między memorandum a taką umową jest, powiedzmy, jak różnica między umową przedwstępną a ostatecznym aktem notarialnym przy sprzedaży mieszkania. Niemniej jednak, a chodziło o broń atomową, wszyscy porozumienie z Budapesztu potraktowali poważnie. Ukraina zrezygnowała z głowic jądrowych w zamian za gwarancje nienaruszalności swoich granic, suwerenność w polityce. Ale nie tylko. Zagwarantowano także reprezentującemu młode państwo prezydentowi Kuczmie, że żaden sygnatariusz nie użyje broni przeciw Ukrainie. Kropka. Ukraińcy mają prawo myśleć tak: gdybyśmy dzisiaj posiadali chociaż jedną głowicę jądrową, „nawet zardzewiałą”, do której guzik byłby w czarnej skrzynce prezydenta kraju, nikt by na terytorium Ukrainy nie wtargnął, choćby było na głównym placu Kijowa i dziesięć „Euromajdanów”. A inne kraje, które wyrzekły się broni jądrowej na podobnej zasadzie, np. Kazachstan, wiedzą już, że gwarancje państw, które zwyciężyły w II wojnie światowej i były poważnymi mocarstwami, nic teraz nie znaczą. Natomiast kraje, które po cichu mają broń jądrową lub pragną jej jak niczego innego, a jest takich kilka na świecie, już wiedzą, że warto zamiast umów z wielkimi tego świata mieć choćby jedną bombę atomową na stanie. Demolka zaufania w sprawie bezpieczeństwa wywołana samowolą Putina jest większa, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Ponieważ dotyczy najgroźniejszej broni, jaka jest na Ziemi – dotyczy wszystkich.
Tabu (w największym skrócie) to sprawa, o której prawie wszyscy wiedzą, ale się o niej nie mówi. Polega na tym, że tych, co wiedzą jest wielu, a i tak zmowa milczenia trwa, czasami latami. Agresja Rosji na Ukrainę ma swoje tabu. Ludzie boją się własnych słów, na zasadzie: nie powiemy, to sprawy nie ma. Dopiero jeden z zachodnich analityków naruszył atomowe tabu. Nikt nie chce wyjść na panikarza, ale przecież nie wiemy, czy Putin nie jest gotów w jakichś warunkach użyć punktowo tej broni. Możemy przypuszczać, że takie ryzyko wzrosło. Tak jak 99 lat temu pod Ypres armia niemiecka użyła chloru i wystraszyła aliantów, tak teraz Putin może zdecydować się na uderzenie atomem nie po to, by wywołać globalny konflikt, ale by wystraszyć sojuszników Ukrainy. A nam pozostaje pomyśleć, czy to nie sami stratedzy Kremla zaczynają straszyć, by atom jeszcze raz w historii zadziałał tylko w ludzkiej wyobraźni. I odstraszył od wspierania Kijowa.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum