20 października 2014

Wspomnienia

Andrzej Zaorski
1923-2014

Andrzej Zaorski, nasz drogi kolega, serdeczny przyjaciel odszedł 2 czerwca 2014 r.
Żegna Go mała garstka koleżanek i kolegów z okupacyjnej Szkoły Sanitarnej, pozostała z 1900 słuchaczy. Szkołę tę założył ojciec Andrzeja, Jan Zaorski, w 1941 r. Od tajnej Rady Wydziału Lekarskiego otrzymał polecenie zorganizowania nauki dla młodzieży posiadającej świadectwo maturalne, pragnącej studiować medycynę.
Andrzej urodził się w Warszawie 22 marca 1923 r. Wychowywał się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Jego dziadek był lekarzem. Ojciec Jan urodził się w Krakowie 8 marca 1887 r., Wydział Lekarski skończył na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie w 1914 r. Służył w Legionach w I Brygadzie, blisko komendanta Józefa Piłsudskiego. Podczas wojny z bolszewikami w 1920 r. z armią gen. Edwarda Rydza-Śmigłego dotarł pociągiem sanitarnym do Kijowa. Matka Andrzeja, z Jaczewskich, także była córką lekarza. Starsza siostra Barbara również została lekarzem.
Mieszkali w Warszawie, przy ul. Wareckiej. Andrzej uczęszczał do Gimnazjum im. Jana Zamojskiego przy ul. Smolnej 30. Od października 1939 r. zaczął działać w harcerskich Hufcach Polskich. Był komendantem hufca żoliborskiego, aż do aresztowania w grudniu 1943 r.
Wybuch II wojny światowej uniemożliwił mu uczęszczanie do gimnazjum. Polakom wolno było zdobywać wykształcenie tylko w zakresie czterech klas szkoły powszechnej. Andrzej dużą maturę zdał na kompletach w 1941 r.
Jego ojciec, dzięki temu, że przed wojną był właścicielem i dyrektorem szkoły masażu przy ul. Smolnej 30, otrzymał od władz niemieckich zezwolenie na otwarcie prywatnej szkoły sanitarnej. 10 marca 1941 r. przy prawej furcie wejściowej na teren Uniwersytetu Warszawskiego została powieszona tablica w językach niemieckim i polskim: Private Fachschule für Sanitares Hilfpersonal in Warschau – Prywatna Szkoła Zawodowa dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego dr. Jana Zaorskiego w Warszawie. Budynek szkoły został odgrodzony drutem kolczastym od terenu UW, zajętego przez Niemców. W szkole wykładali przedwojenni profesorowie i docenci uniwersyteccy.
W latach 40. ojciec Andrzeja zorganizował punkt krwiodawstwa na terenie szpitala przy ul. Kopernika 43, w którym pracował. Krew przetaczano biorcy bezpośrednio od dawcy za pomocą strzykawki Jubee. Legitymacja krwiodawcy chroniła przed wywiezieniem na roboty do Rzeszy. Andrzej często oddawał krew. Legitymacja opatrzona „gapą” kilkakrotnie ocaliła go podczas ulicznej łapanki.
15 lutego 1943 r. dyrekcja Szkoły Sanitarnej otrzymała polecenie natychmiastowego opuszczenia zajmowanego budynku i pozostawienia wszystkich pomocy naukowych. Andrzej z kolegami ratowali mikroskopy, pod płaszczami wynosili preparaty i wykresy. Roznosili je do prywatnych mieszkań i do cudem zdobytego przez ojca Andrzeja pomieszczenia na ostatnim piętrze Szkoły im. Wojciecha Górskiego przy ul. Hortensji. Andrzej przekonał wozaków stacjonujących pod pomnikiem Mikołaja Kopernika do przewiezienia prawdziwego skarbu, jakim był węgiel, koniecznego do ogrzania sali wykładowej i pomieszczeń, gdzie odbywały się ćwiczenia. Udało się wywieźć z terenu uniwersytetu przeszło dwie tony cennego opału. W nowym pomieszczeniu, szybko przystosowanym do wykładów i ćwiczeń, młodzież uczyła się nadal.
4 października 1943 r. docent Jan Zaorski z synem Andrzejem zostali aresztowani. Zatrzymano ich w Komendzie Policji Niemieckiej przy Krakowskim Przedmieściu 1. Jana oskarżono o złamanie umowy z władzami niemieckimi dotyczącej zakresu nauki w Szkole Sanitarnej, czyli utrzymywanie zbyt wysokiego poziomu nauki i przeprowadzanie trudnych egzaminów. Po kilku dniach Niemcy przewieźli ich w al. Szucha, gdzie zaliczyli tzw. tramwaj – wielogodzinne oczekiwanie na przesłuchanie w zbiorowej celi, w której więźniowie musieli siedzieć nieruchomo na drewnianych ławkach ustawionych w dwóch rzędach wzdłuż ścian. Następnie przeszło dwa miesiące byli więzieni na Pawiaku. Matka Andrzeja usilnie starała się o uwolnienie męża i syna. Pomagała jej w tym doskonała znajomość języka niemieckiego. 2 grudnia 1943 r. obaj zostali zwolnieni. Andrzej kontynuował studia. Od stycznia 1943 r. był zatrudniony na etacie sanitariusza w szpitalu przy ul. Kopernika 43. Z obawy przed ponownym aresztowaniem nocował właśnie tam. Ojciec Andrzeja nadal kierował Szkołą Sanitarną. Działała do wybuchu Powstania Warszawskiego.
Podczas Powstania docent Jan Zaorski zarządzał szpitalem mieszczącym się w podziemiach gmachu PKO przy ul. Świętokrzyskiej. W domu Wedla przy Szpitalnej matka przygotowywała posiłki dla powstańców. Andrzej otrzymał przydział do zgrupowania Chrobry II Narodowych Sił Zbrojnych (w konspiracji działał od 1941 r.). W domu stojącym przy Alejach Jerozolimskich opatrywał rannych i przeprowadzał małe operacje. Po upadku Powstania uniknął wywózki do Niemiec, bo w Piastowie uciekł z transportu. Niemcy strzelali do niego, na szczęście niecelnie. Przedostał się do Milanówka, do ewakuowanego z Warszawy szpitala, i tam zaczął pracę na oddziale chirurgicznym. Po wkroczeniu Armii Czerwonej otrzymał rozkaz udania się w okolice Krakowa w celu prowadzenia tam tajnej działalności. Wraz z sanitariuszkami ze zgrupowania Chrobry II znalazł się w Oświęcimiu. W obozie opatrywał rannych jeńców.
Po powrocie do Warszawy kontynuował naukę. Część wykładów odbywała się w Akademii Weterynaryjnej przy ul. Grochowskiej. Andrzej rozpoczął pracę w Kole Medyków przy ul. Oczki jako sekretarz i kierownik sekcji personalnej. Organizował m.in. stołówkę dla studentów. 16 listopada 1945 r. został zatrzymany na ulicy i przewieziony do więzienia przy ul. Rakowieckiej. Był jednym z 13 studentów, członków NSZ, posądzonych w słynnym procesie o szkodliwą działalność przeciw Polsce Ludowej i Związkowi Radzieckiemu. Skazano Go na trzy lata więzienia. Został przeniesiony do Wronek, gdzie warunki były bardzo ciężkie. Na mocy amnestii wyszedł na wolność w czerwcu 1947 r. Pojechał do rodziny, do Konstancina. Został zatrudniony w szpitalu, ale nie otrzymał etatu z powodu utraty praw obywatelskich na dwa lata. Pracował w szpitalu w Żyrardowie, po roku przeniósł się do Mińska Mazowieckiego. Po odzyskaniu praw obywatelskich wrócił do Warszawy i zaczął pracować na oddziale chirurgicznym szpitala na Pradze. W 1951 r. zdobył dyplom lekarski.
W 1961 r. otrzymał od Światowej Organizacji Zdrowia propozycję wyjazdu do Konga Belgijskiego. W bardzo prymitywnych warunkach prowadził tam dwustuosobowy szpital dla miejscowej ludności. Po dwóch latach powrócił do Warszawy i zaczął pracę na Oddziale Chirurgicznym Szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Oczki, u prof. Jana Nielubowicza.
W latach 1973-1986 pełnił funkcję dyrektora Centralnego Szpitala Klinicznego przy ul. Banacha. Był wspaniałym organizatorem pracy, pod Jego kierunkiem szpital prosperował perfekcyjnie.
Przez wiele lat miał stały kontakt ze słuchaczami okupacyjnej Szkoły Sanitarnej. Został prezesem Koła Słuchaczy Szkoły Sanitarnej docenta Jana Zaorskiego oraz Lekarzy i Medyków Powstania Warszawskiego przy Towarzystwie Lekarskim Warszawskim. Prowadził comiesięczne zebrania, organizował zjazdy i obchody. Razem z prezesem Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego wręczał odznaczenia zasłużonym koleżankom i kolegom. Mam przed oczami Jego postać krążącą wokół, gdy starał się, by uroczystości przebiegały sprawnie. Sam został uhonorowany wieloma orderami i odznaczeniami, m.in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem 35-lecia Obrony Cywilnej na Terenie Stołecznego Miasta Warszawy, Srebrnym Medalem za Zasługi dla Pożarnictwa, Złotą Odznaką Honorową za Zasługi dla Warszawy, Odznaką za Wzorową Pracę w Służbie Zdrowia i wieloma odznaczeniami resortowymi.
Przez wiele lat był członkiem Sekcji Historycznej działającej przy Polskim Towarzystwie Lekarskim, prowadzonej niestrudzenie przez dr. Jana Bohdana Glińskiego. Współpracował z wydawnictwem „Pamiętniki Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”, istniejącym od 1837 r. Drukował w nim wspomnienia o swoim ojcu, profesorach i kolegach.
W 1991 r., na 50-lecie założenia okupacyjnej Szkoły Sanitarnej, zorganizował zjazd słuchaczy, na który przyjechali także rozsiani po świecie koledzy. Zjazd odbył się bardzo uroczyście na Zamku Królewskim w Warszawie.
W przeddzień przy wejściu na teren Szpitala Klinicznego przy ul. Banacha została odsłonięta tablica pamiątkowa: „Pamięci nauczycieli tajnego nauczania medycyny w latach okupacji hitlerowskiej Szkoły doc. Jana Zaorskiego i Uniwersytetu Warszawskiego”. Tablicę ufundowano w 100. rocznicę urodzin doc. Jana Zaorskiego – 8 maja 1987 r.
Przez wiele lat utrzymywał ścisły kontakt z druhami z hufca harcerskiego. Często odwiedzał Gimnazjum im. Jana Zamojskiego przy ul. Smolnej. Był honorowym prezesem stowarzyszenia wychowanków. Brał czynny udział we wszystkich uroczystościach szkoły, wygłaszał prelekcje dla uczącej się w niej młodzieży. Zawsze witany był z wielkim entuzjazmem i serdecznością.
Odwiedzał mnie wielokrotnie z koleżanką Janką Bauer-Gellert, by wspominać trudne czasy młodości. 14 stycznia 2014 r. brał udział w ostatniej Wigilii Zaorszczaków. Było na niej zaledwie 12 osób.
11 lutego 2014 r. przyjechał na comiesięczne zebranie do Domu Lekarza przy ul. Raszyńskiej 54. Na zebranie przyszły trzy osoby i On. Tyle zostało z kilkudziesięcioosobowej grupy.
Pod koniec lutego jako pacjent trafił na Oddział Chirurgii Naczyniowej Szpitala przy ul. Banacha. Kilkakrotnie rozmawiałam z Nim przez telefon. Obiecywał, że jak wyjdzie ze szpitala, zorganizuje spóźnione „jajeczko”. 19 kwietnia podczas ostatniej rozmowy ograniczył się tylko do słów „nie mogę mówić”. Gdy po wielomiesięcznym pobycie w szpitalu rozstał się z życiem, miał skończonych 91 lat. Odczułam wielką pustkę i smutek. Żegnaj, Drogi Przyjacielu, my, Zaorszczacy, wciąż pamiętamy o Tobie.

Irena Ćwiertnia-Sitowska

Józef Stempień
1931-2014

26 marca 2014 r. odszedł od nas na wieczny dyżur dr n. med. Józef Stempień.
Mistrz, mentor, przewodnik. Znakomity nauczyciel, niekwestionowany twórca siedleckiej szkoły wieloprofilowej interny, gdzie poza nefrologią, dializoterapią, kardiologią wysoki poziom miała również gastrologia i pulmonologia. Niestrudzony organizator siedleckiej służby zdrowia, którą postawił na właściwe tory, zawsze pełen pomysłów, które starannie, pragmatycznie realizował krok po kroku. Uczył prawdziwej nowoczesnej medycyny, uczył życia, karcił, nagradzał, doradzał i bronił. Był dumny nie tylko ze swoich, ale przede wszystkim z naszych osiągnięć, cieszył się nimi.
Zawsze wiele wymagał od siebie i od innych. W równej mierze dotyczyło to punktualności i dydaktyki (słynne referaty czwartkowe, kolokwia, konferencje naukowe w ramach Polskiego Towarzystwa Lekarskiego). Nigdy nie odpuszczał, ale miał dla nas nagrodę – spotkania integracyjne podczas nieoficjalnej części konferencji, które niejednokrotnie trwały aż do rana. Czekaliśmy na nie, bo sprawiały, że czuliśmy się jedną, wielką internistyczną rodziną. On to sprawił, nasz Mistrz!
Swoimi rolami i zaszczytami wypełniłby niejedno życie. 54 lata w zawodzie: internista, kardiolog, doktor nauk medycznych. Przez 26 lat był ordynatorem, najpierw w ZOZ, potem w wojewódzkiej siedleckiej internie. Dr Stempień był pionierem dializoterapii, twórcą pierwszej powiatowej stacji dializ, pierwszym lekarzem wojewódzkim i konsultantem wojewódzkim ds. interny. Pełnił też funkcję przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Organizował coroczne konferencje pod nazwą „Siedlecki dzień nefrologiczny” i konferencje kardiologiczne (wspólnie z Instytutem Kardiologii w Warszawie). Był uznanym autorytetem medycznym, świetnym lekarzem, nauczycielem i Mistrzem, który wykształcił 99 specjalistów, w tym 13 z II stopniem specjalizacji, i 9 ordynatorów.
Wielokrotnie nagradzany Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotą Odznaką „Za zasługi dla województwa warszawskiego”, Medalem „Za zasługi dla Muzeum Diecezjalnego i życia kulturalnego regionu”, Medalem im. Jerzego Moskwy nadanym przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie, i aż dwiema Aleksandriami, nagrodami prezydenta Siedlec: pierwszą w 1999 r., kolejną – Super Aleksandrią – dziesięć lat później, dla uczczenia jubileuszu 50-lecia pracy zawodowej. Dwukrotnie wpisany do Złotej Księgi Miasta i Powiatu Siedlce.
A jakim był człowiekiem? Jakim Go zapamiętamy? Ja zapamiętam Go jako niezwykle mi życzliwego, wspaniałego Przyjaciela, bardzo wymagającego, silnego, który nigdy się nie poddawał, nie znosił słabości, perfekcyjnego, pełnego uwag, pomysłów i rad, sumiennego, dumnego, zawsze z podniesioną głową.
Taki był w pracy, ale w domu, o którym często opowiadał, siedząc w „lekarskim” na kanapie – kochający mąż dla żony Haneczki, bo tak się do niej zwracał, i supertata dla córki Beaty, do której nie mówił inaczej jak Kuka, i dla syna Tomka.
Był z nich dumny. Rodzina była dla Niego najważniejsza! Mówił o niej z miłością, nawet oczy Mu się wtedy zmieniały. Potem spełnił się również jako dziadek Michała, Ady oraz Mai i wreszcie pradziadek Kuby i Jasia.
Pan Ordynator Józef Stempień miał dwie rodziny. Pierwszą – swoją prywatną, którą bardzo kochał, i która dawała Mu niezwykłe wsparcie w każdej sytuacji zawodowej i życiowej, była Jego portem. I drugą – wielką internistyczną. Dla obydwu był prawdziwą głową rodziny i kapitanem.
Dziękujemy Ci za to Mistrzu, spróbujemy Cię nie zawieść.
Żegnamy Cię z głębokim żalem. Przyszedł czas na wieczny odpoczynek, który racz Mu dać Panie. 26 marca 2014 r. ogarnęła nas pustka, którą trudno będzie wypełnić.

Dorota Gałczyńska-Zych
dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum