13 listopada 2018

Krótka historia wstydu

Służąc zdrowiu

Hanna Odziemska

lekarz specjalista chorób wewnętrznych POZ, absolwentka Wydziału Zarządzania UW

Upalne, letnie popołudnie, moja ulubiona kawiarnia, mój ulubiony napój – niegazowana woda z lodem, cytryną i miętą. To krystalizuje umysł, wyostrza percepcję. Wchodzi mój rozmówca.

– Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie.

Grzegorz zajmuje fotel naprzeciwko mnie. Wiek średni, miła aparycja. Lekarz z ponaddwudziestoletnią praktyką.

– Dlaczego zgłosiłeś się do tego konkursu? – pytam. Spotkanie nie jest towarzyską pogawędką. To wywiad z lekarzem, który wziął udział w konkursie na dyrektora wojewódzkiego szpitala specjalistycznego. Jak zawsze, „wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe i niezamierzone”.

– Liczyłem na to, że nie wygram – śmieje się mój rozmówca.
– I nie przeliczyłem się. Po prostu nie mogłem odmówić kolegom lekarzom, którzy pracują w tym szpitalu. Mieli konflikt ze starym dyrektorem, znanym z korupcji i lekceważenia pracowników. Prosili mnie, żebym wystartował w konkursie.
Postawili na mnie, zaufali mi. Nie mogłem tego zignorować.

– A gdybyś jednak wygrał? Co byś wtedy zrobił? Wycofałbyś się?

– Wtedy musiałbym podjąć wyzwanie. Byłbym małą rybką, która z akwarium trafiła prosto do oceanu. Ale rybki ze swej natury nie toną, więc myślę, że poradziłbym sobie.

– Złożyłeś ofertę konkursową i co dalej?

– To nie było takie proste. Ogłoszenie o konkursie nie zostało wyeksponowane ani na stronie szpitala, ani jego organu założycielskiego. Gdyby nie lekarze ze szpitala, nigdy bym się o nim nie dowiedział. Dwa dni przed upływem terminu dostałem wiadomość od kolegi, żebym składał dokumenty. Znajomi prawnicy kilkakrotnie sprawdzili, czy jest wszystko, co trzeba. Ofertę złożyłem za pięć dwunasta. Po tygodniu – telefon od przewodniczącego komisji konkursowej: – Nie został pan zakwalifikowany do drugiego etapu konkursu. Dlaczego? Ponoć nie wykazałem wymaganego stażu pracy na stanowiskach kierowniczych. Moim zdaniem wykazałem ten staż, ale zdaniem przewodniczącego zabrakło np. świadectwa pracy. Tymczasem w ogłoszeniu o konkursie nie było żadnego uszczegółowienia, jakie dokumenty trzeba złożyć, wybór należał więc do kandydata. W opinii znajomych prawników moja oferta była kompletna i spełniałem postawione warunki.

– Domyślam się, że nie pozostawiłeś tego bez wyjaśnienia?

– Jeszcze tego samego dnia napisałem e-mail do przewodniczącego komisji, że nie zgadzam się z tą decyzją i proszę o wskazanie, czy jest tryb odwoławczy. Odpowiedź przyszła szybko, na drugi dzień. Przewodniczący załączył uzasadnienie wyłączenia mnie z dalszego przebiegu konkursu. Dowiedziałem się, że nie tylko nie udokumentowałem stażu, ale też nie podpisałem CV. O tym
drugim nie było mowy przez telefon. Uruchomiłem znajomych prawników, lekarzy, urzędników z kilku ministerstw. Zasypali mnie ustawami, rozporządzeniami i kodeksami, z których wynikało, że brak podpisanego CV jest brakiem formalnym, do uzupełnienia którego komisja konkursowa powinna była mnie wezwać, a wykorzystanie go do wykluczenia mnie to co najmniej nadmierny formalizm.

– Czy wskazano ci tryb odwoławczy?

– Nie. Przewodniczący komisji w osobnym piśmie oświadczył, że prawo nie przewiduje możliwości odwołania się od tej decyzji. Tymczasem, zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego, albo jest przewidziany konkretny tryb odwoławczy, albo tryb jest dowolny. Obywatel zawsze ma prawo odwołać się od decyzji, z którą się nie zgadza.

– Co było dalej?

– Mój „sztab wyborczy” radził mi napisać skargę. Nie lubię skarg. Jestem lekarzem, zarządzam placówką medyczną, skargi to moja codzienność. Skarga wynika najczęściej z przeniesienia żalu pacjenta, który czuje się pokrzywdzony, na lekarza, bo on ma twarz i nazwisko. Tymczasem sytuacja zazwyczaj jest efektem systemu, a z nim nie da się walczyć, bo jest nieuchwytny, niespersonalizowany.

– Jak nie skarga, to co?

– Napisałem kolejne pismo do przewodniczącego komisji, z prośbą o ponowne rozpatrzenie mojej oferty. Wysłałem je do wiadomości Ministerstwa Zdrowia. Odpowiedź
z ministerstwa otrzymałem szybko, przewodniczący komisji konkursowej tym razem nie spieszył się. Pismo z MZ wskazywało, że zgodnie z rozporządzeniem z 2012 r. w sprawie sposobu przeprowadzania konkursu na niektóre stanowiska kierownicze w podmiocie leczniczym mogę złożyć wniosek o unieważnienie konkursu. Tymczasem wciąż nie dostałem odpowiedzi od przewodniczącego i wieści o wynikach konkursu. Na stronie szpitala wciąż figurował stary dyrektor, na stronie organu założycielskiego w aktualnościach nic nie znalazłem. Dopiero lokalny portal internetowy obwieścił wybór nowego dyrektora. Okazało się, że został zatwierdzony tydzień wcześniej.

– I kto został dyrektorem?

– Inżynier elektronik, z doświadczeniem w zarządzaniu spółką Skarbu Państwa zajmującą się transportem.

– Czy to dobry wybór?

– Nie wiem, ja mu życzę jak najlepiej – mówi mój rozmówca z lekkim uśmiechem. – Na pewno ma kompetencje menedżerskie, tyle że opieka zdrowotna to szczególna dziedzina zarządzania – wrażliwa. Tu nie wystarczy liczyć pieniądze, bo chodzi o ludzkie życie, a to jest wartość, dla której trzeba nieustannie rewidować twarde prawa rynku. Trzeba dobrze znać potrzeby i problemy polskiej opieki zdrowotnej, żeby skutecznie prowadzić szpital jako przedsiębiorstwo i nie zatracić celu, któremu służy. A celem jest zawsze człowiek: pacjent, ale i lekarz, który ma go leczyć.

– Złożyłeś wniosek o unieważnienie konkursu?

– Tak, złożyłem. W ostatniej chwili, tak jak ofertę. Wypunktowałem fakty i wyraziłem wątpliwość co do transparentności konkursu oraz przyczyn wyeliminowania mnie z części merytorycznej. Może nie byłem aż tak słabym kandydatem, ale przeciwnie – zbyt mocnym? Bez rzucania podejrzeń, tylko fakty i wątpliwości. Do wiadomości Ministerstwa Zdrowia
i rzecznika praw obywatelskich. W tym czasie przyszła spóźniona odpowiedź od przewodniczącego komisji, że podtrzymuje decyzję w mojej sprawie. A dziś rano dostałem odpowiedź na wniosek o unieważnienie. Odmowa – trzy strony A4, widać ciężką robotę prawników. Tak jak się spodziewałem. Konkurs jest ważny, moi koledzy mają nowego dyrektora.

– Będziesz jeszcze walczył?

– Nie – Grzegorz dopija swoją wodę z lodem, cytryną i miętą. – Zrobiłem wszystko, co mogłem. Koledzy ze szpitala są niezadowoleni z wyniku. Uważają, że konkurs nie był przeprowadzony rzetelnie i zakonserwuje stary układ, przez który ich praca stała się nie do zniesienia. Nowy dyrektor nie ma wiedzy medycznej, więc będzie potrzebował doradców, którzy znają branżę medyczną i lokalną społeczność, a przede wszystkim znają szpital. Stara, niepopularna ekipa zarządzająca z pewnością jest gotowa doradzać nowemu dyrektorowi, oczywiście raczej nie gratis. Moi przyjaciele lekarze nie wierzą w zmianę na lepsze. Niektórzy myślą o emigracji. Jeden z nich powiedział mi:
Wstydzę się za mój szpital.

– A ty, co czujesz po tym wszystkim?

– Ulgę, że nie wygrałem – znowu lekki uśmiech. – A tak poważnie: chciałbym dożyć czasów, kiedy wszyscy polscy lekarze zamiast wstydzić się za swoje szpitale będą z nich dumni.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum