13 listopada 2018

Pośród wichrów przyszłości

Refleksje

Paweł Kowal

Taśmy z podsłuchów, wybory samorządowe i kłopoty z sądami przegrywają na starcie z tym, co zaczyna się dziać za naszą wschodnią granicą. Nie ma dzisiaj ważniejszego wydarzenia w naszej części Europy niż tomos, czyli dekret zwierzchnika Kościołów prawosławnych na świecie Bartłomieja I, w którym patriarcha Konstantynopola oficjalnie powołuje niezależny od Moskwy Kościół prawosławny na Ukrainie. Oznacza to, że Patriarchat Kijowski (powstały po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1992 r.) i Prawosławny Kościół Autokefaliczny będą uznawane w ramach międzynarodowych struktur prawosławnych. Dekret prawie na pewno zostanie wydany w ciągu kilku miesięcy, a już teraz Cerkiew prawosławna podległa Konstantynopolowi zdjęła wszelkie klątwy z przywódców ukraińskiego prawosławia.

Są takie momenty, kiedy historia dzieje się na naszych oczach. Także wtedy, gdy nie zdajemy sobie sprawy z wagi wydarzeń. Przez lata historycy i politycy będą się zastanawiali, jak udało się przekonać Batłomieja I, by postawił się Moskwie, szczególnie że kilka lat temu nie było mowy, żeby honorowy lider prawosławia zdecydował się na taki krok. Za Bartłomiejem I nie stoi żadna wielka siła, korzysta z przyzwolenia państwa tureckiego na istnienie Patriarchatu Konstantynopola nad Bosforem, daleko mu do wpływów papieża.

Co znaczy decyzja Konstantynopola o zaprzestaniu izolowania dwóch, dotąd nieuznawanych Kościołów prawosławnych na Ukrainie? Po pierwsze Konstantynopol podważył mit założycielski Rusi – Moskwa przestaje już być Trzecim Rzymem. Po drugie – jeśli parafie RCP, czyli rosyjskiej Cerkwi na Ukrainie (Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego), zaczną przechodzić do Cerkwi ukraińskiej, Cerkiew rosyjska straci tak wiele parafii, a tym samym wiernych i dochodów, że przestanie być największym Kościołem prawosławnym na świecie. Po trzecie – ponieważ od tego momentu Moskwa i Konstantynopol już nie uznają się za kanoniczne cerkwie, a RCP obłoży karami kościelnymi prawosławnych modlących się w kościołach przynależnych Konstantynopolowi, podział pójdzie dalej – przez Kościoły prawosławne we wszystkich państwach. Pęknięcie dotrze wszędzie. Do każdej Cerkwi lokalnej, także autonomicznej, od polskiej i greckiej po japońską i afrykańską. Moskwa będzie się domagała od hierarchów jasnej deklaracji, kogo uznają za symboliczną głowę prawosławia: Bartłomieja I czy Cyryla I, nawet jeśli lokalni przywódcy Cerkwi będą się starali unikać odpowiedzi na to pytanie. Po czwarte – w wielu miejscach na Ukrainie, ale także na świecie, może dochodzić do konfliktów o budynki cerkiewne. Po piąte – rosyjscy prawosławni będą mieli zakaz wyjazdu do historycznych prawosławnych świątyń i klasztorów w Grecji oraz innych ważnych prawosławnych miejsc kultu na świecie. Po szóste – w spór coraz bardziej włączać się będzie państwo rosyjskie, znanymi wszystkim swoistymi metodami szantażu, przekupstwa lub prowokacji. Pozycja Cerkwi jest bowiem kluczowa dla mitu założycielskiego imperium Romanowów i dzisiejszego imperium Putina. To tylko bezpośrednie skutki wydarzeń w Konstantynopolu. Można by je wymieniać długo. Tym, których ta tematyka dotąd nie interesowała, ale ciekawi ich świat, polityka i życie społeczne, można poradzić tylko jedno: śledźcie dokładnie, co się dzieje w prawosławiu. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum