14 listopada 2016

Badanie wirtualne, a zagrożenie realne

Krystyna Knypl

W niekończących się dyskusjach nad poprawą naszego systemu ochrony zdrowia często mówi się o telemedycynie jako cudownym leku na wszystkie bolączki. Miło wyobrazić sobie, że nie wychodząc z domu, znajdziemy rozwiązanie wielu naszych problemów zdrowotnych. Ponieważ od pewnego czasu nie musimy stawać w kolejce, żeby dokonać przelewu pieniędzy, może podobnie, siedząc w domowym zaciszu, uzyskamy przelew zdrowia na nadszarpnięte złym stylem życia konto zdrowotne? Rozwiązaniami telemedycznymi są bardzo zainteresowani nie tylko pacjenci, ale także producenci wielu urządzeń i systemów.

Współczesny człowiek ma do dyspozycji aż 160 tys. różnych aplikacji zdrowotnych przeznaczonych na urządzenia elektroniczne. Można by powiedzieć, że to dziwne, iż przy takim zalewie produktów podobno ratujących zdrowie ktoś jeszcze jest chory, a lekarze mają co robić. Jednak same urządzenia elektroniczne nie czynią człowieka zdrowym. Potrzebny jest lekarz… A on od wieków zwykł był badać pacjenta osobiście, zanim coś zaordynuje.

Media dowiadują się wcześniej

Półtora roku temu podczas konferencji prasowej producenci gadżetu medycznego uporczywie powtarzali, że dzięki ich wyrobowi pacjenci będą mieli postawioną diagnozę przez Internet, więc unikną stania w kolejkach oraz wyczekiwania na termin wizyty. Słuchałam tego mocno poirytowana i gdy tylko zakończono prezentację, zabrałam głos. Przypomniałam, że od wieków postawienie diagnozy przez lekarza jest związane z osobistym zbadaniem pacjenta, a ustawa o zawodzie lekarza mówi o tym jednoznacznie. Pomysłowi biznesmeni popatrzyli na mnie ze współczuciem jak na staromodną i niezorientowaną jednostkę, po czym oznajmili, że przygotowywane są zmiany we wspomnianej ustawie wprowadzające badanie na odległość. Nie mogłam temu dać wiary! To się nigdy nie zdarzy – oświadczyłam kolegom dziennikarzom niemającym dyplomu lekarskiego. Na kolejną konferencję prasową (w październiku 2016) o cudownych gadżetach medycznych przyszłam wzbogacona lekturą najnowszej wersji ustawy o zawodzie lekarza (obowiązującej od końca 2015 r.), która przewiduje nie tylko badanie pacjenta bezpośrednie, ale także przez systemy telemedyczne („Art. 42. Orzekanie o stanie zdrowia, wystawianie recepty lub zlecenia: 1. Lekarz orzeka o stanie zdrowia określonej osoby po uprzednim, osobistym jej zbadaniu lub zbadaniu jej za pośrednictwem systemów teleinformatycznych lub systemów łączności”.). Dopisanie kilku słów do treści artykułu precyzującego zasady wykonywania zawodu odbyło się bez szerszej publicznej dyskusji z lekarzami. Jedynie kilka reklamowych informacji w mediach pozwalało domyślać się, że przyszła medycyna nowa, a niech się stara schowa. Na innej konferencji dowiedziałam się, że wkracza na rynek kolejny gadżet, który po przyłożeniu do określonej części ciała wykryje w niej nieprawidłowości. Co więcej, specjalny program komputerowy opisze wynik badania i postawi diagnozę. – Jaka jest rola lekarza? – pytam pomysłodawców nowego biznesu. – Lekarz się tylko podpisze pod wynikiem – padła odpowiedź. – Dlaczego konstruktorzy urządzenia nie chcą się podpisywać pod wynikiem? – Bo ktoś musi wziąć za wynik odpowiedzialność – szczerze stwierdzono. Badanie zatem może nie być przeprowadzone osobiście przez lekarza, ale już odpowiedzialność pozostaje niezmiennie osobista! Zawsze nienaruszalnym kanonem wykonywania zawodu lekarza była konieczność osobistego zbadania pacjenta. Zakres i metody mogły być różne, zależne od specjalności, miejsca badania i stanu chorego. Wyrażenie opinii bez osobistego zbadania pacjenta uważano za karygodne. Co się stało, że od końca 2015 r. jest to postępowanie zgodne z prawem? Czy dysponujemy naukowymi dowodami, że wydanie opinii lekarskiej na podstawie telemedycznego kontaktu z pacjentem jest bezpieczne? Nie sądzę!

Kiedy telemedycyna jest pomocna?

Korzystanie z możliwości informatyki nie ogranicza się do tworzenia prostych aplikacji. Telemedycyna jest interesującym uzupełnieniem metodologii uprawiania naszego zawodu. Znakomicie sprawdza się w badaniach obrazowych lub konsultacjach na odległość. Wzajemna wymiana doświadczeń na portalach dla lekarzy to także cenna odmiana telemedycyny. Monitorowanie wyników leczenia, gdy diagnoza została wcześniej ustalona w realnych warunkach, kontrola postępów rehabilitacji, monitorowanie EKG są przykładami sytuacji, w których telemedycyna ma już zastosowanie, a będzie miała coraz szersze. Telekonsultacje są cenne w odniesieniu do przypadków i sytuacji, w których nie ma ścisłych wytycznych postępowania. W ankiecie przeprowadzonej przez Sermo, największy międzynarodowy portal dla lekarzy, na pytanie o uczestniczenie w telekonsultacjach blisko 70 proc. lekarzy odpowiedziało negatywnie. W bazie naukowych artykułów medycznych PubMed po wpisaniu hasła „telemedicine” otrzymuje się informację o ponad 22 tys. publikacji, ale ich lektura w wielu wypadkach rozczarowuje. W tytule jednego z włoskich doniesień napisano: „Telediagnostyka: rzeczywistość czy marzenia?”. Skoro jest taka wątpliwość, to nie powinno się na podstawie marzeń jednych ludzi tworzyć prawa obowiązującego wszystkich. Ciekawe jest opracowanie, w którym do telemedycyny zaliczono możliwość składania skarg na amerykański system ubezpieczeń Medicaid. Częstość składania skarg była bardzo zmienna w poszczególnych stanach (od 0 do 59 skarg na 10 tys. mieszkańców). Zgłaszali je głównie pacjenci starsi, w wieku od 45 do 64 lat. Częstym rozpoznaniem wśród skarżących były zaburzenia dwubiegunowe afektywne oraz ADHD (https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/27691381).

Niezmienne zasady

Współczesny świat wymyślił pojęcie e-zdrowia, e-diagnozy, ale choroba ciągle pozostaje realna. Tak samo realne pozostają skutki posługiwania się niebezpiecznymi gadżetami dla pacjentów, ale też realna pozostaje odpowiedzialność lekarza. Nie możemy o tym zapominać. Wirtualność zalewa coraz większe obszary naszego realnego świata, a granice między tymi dwiema przestrzeniami nie są ostro zarysowane. I, jak to granice, bywają niepostrzeżenie naruszane przez osoby, których intencje są niebezpieczne. Nikt na tej śliskiej drodze na skróty niczego dobrego nie zyska, może poza producentami dziwnych gadżetów. Fakt, że przepisy ustawy o zawodzie lekarza, powstałe pod wpływem lobbystycznych nacisków, dozwalają wystawienie recepty lub wyrażenie opinii o stanie zdrowia bez zbadania pacjenta, nie oznacza, iż lekarz musi tak postępować. Jest kilka rzeczy, które każdy z nas musi zrobić osobiście i żadne przepisy tego nie zmienią. Musimy osobiście przyjść na ten coraz dziwniejszy świat i osobiście go opuścić. Nikt nas w tym nie zastąpi. Jesteśmy przyzwyczajeni do wirtualnych pieniędzy, ale realnie musimy je zarobić. Musimy osobiście zbadać pacjenta przed wyrażeniem opinii o stanie jego zdrowia. Tworzone doraźnie niebezpieczne przepisy prawne, powstające pod naciskiem nie do końca świadomych swego działania grup lobbystów, zagrażają w równej mierze pacjentom i lekarzom. Pacjent narażony jest na błędną diagnozę, nietrafione leczenie, groźne interakcje leków, niebezpieczne powikłania. Lekarzowi grozi odpowiedzialność prawna, surowe wyroki, odpowiedzialność finansowa. Nie jesteśmy w stanie pilnować wszystkich należących do nas dóbr materialnych i niematerialnych przed zakusami innych ludzi. Są jednak obszary, które musimy chronić szczególnie. Jednym z naszych dóbr niematerialnych narażonych na ciągłą dewastację są zasady i standardy wykonywania zawodu lekarza. ■

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum