12 grudnia 2022

Jest dobrze, jest dobrze

„Systematycznie zmierzamy w kierunku 7 proc. PKB na zdrowie. Tempo w ostatnich dwóch latach było szybsze niż zakładane. Do planów dołożyliśmy dodatkowe ponad 43 mld zł w wykonaniu. Zdrowie to priorytet rządu Zjednoczonej Prawicy” – ogłosił pod koniec listopada na Twitterze minister zdrowia Adam Niedzielski. Kłamstwo ma krótkie nogi. Nigdzie nie zmierzamy. Drepczemy w miejscu.

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

5 grudnia w Senacie rozpoczną się prace nad uchwaloną przez Sejm w drugiej połowie listopada nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Ten zwodniczy tytuł wszyscy, którym na sercu leży los polskiej ochrony zdrowia, powinni zastąpić sformułowaniem: ustawa o 5 proc. PKB na ochronę zdrowia. Bo dokładnie taki będzie jej efekt – przeniesienie całości wydatków na świadczenia zdrowotne do Narodowego Funduszu Zdrowia, przynajmniej w perspektywie najbliższych dwóch, trzech lat, zabetonuje poziom publicznych nakładów na odsetku około 5 proc. PKB. W 2023 r. będzie to, z dużym prawdopodobieństwem, poniżej 5 proc.

Scenariusz jest dość przewidywalny. Choć marszałek Senatu Tomasz Grodzki mówił o zawetowaniu ustawy, wszystko wskazuje, że izba wyższa ograniczy się do wprowadzenia do niej poprawek. – Ustawa zawiera rozwiązania oczekiwane przez środowisko lekarskie – tłumaczyła Beata Małecka-Libera, przewodnicząca Senackiej Komisji Zdrowia. Poprawki, które ma uchwalić Senat, to wyrzucenie całego bloku przepisów dotyczących finansów: zarówno przeniesienia wydatków z budżetu ministra zdrowia do NFZ, jak i zdjęcia z budżetu państwa obowiązku odprowadzania składek zdrowotnych (m.in. za pracowników służb mundurowych) oraz możliwości przesunięcia pieniędzy z funduszu zapasowego NFZ do Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 (Ministerstwo Finansów chce, by środki te można było przeznaczyć m.in. na pokrycie wydatków związanych ze zdrowiem).

Ustawa wróci więc do Sejmu. Czy odrzucenie poprawek Senatu jest przesądzone? Warto pamiętać, że uchwalenie ustawy nie odbyło się bez przeszkód. Opozycji udało się odrzucić projekt rządowy w pierwszym czytaniu, co wprawiło posłów PiS i stronę rządową w osłupienie. Jednak triumf nie tyle opozycji, ile zdrowego rozsądku i przyzwoitości, trwał niespełna dobę. Już nazajutrz, gdy Sejm rozpatrywał sprawozdanie komisji, było wiadomo, że Prawo i Sprawiedliwość nie odda sprawy walkowerem. W kluczowym głosowaniu opozycji zabrakło dosłownie kilku głosów, by podtrzymać stanowisko Komisji Zdrowia. Kilka osób było nieobecnych (m.in. Wojciech Maksymowicz, Polska 2050), zanotowano kilka dziwnych decyzji (razem z PiS zagłosował m.in. Andrzej Sośnierz, jeden z największych krytyków projektu, który w kolejnych głosowaniach już naciskał przycisk z opozycją). Sukces był blisko, gdyż tym razem wyjątkową jednomyślnością w głosowaniu przeciw stanowisku rządu mogła się pochwalić Konfederacja (która zresztą jako jedyny klub wykazała się nie tylko dyscypliną w głosowaniu, ale i wzorową frekwencją). Ostatecznie Sejm uchwalił ustawę z przewagą kilkunastu głosów, ale widać było, że część posłów już „odpuściła” głosowanie.

Prawo i Sprawiedliwość wcale jednak nie jest pewne powtórzenia wyniku w grudniowym podejściu. Dlatego w klubie trwa mobilizacja. I próby kaptowania posłów opozycji, przynajmniej tej piwotalnej, która czasami głosuje z rządem, a czasami przeciw niemu. Odpowiedzialni za sukces w głosowaniu posłowie PiS liczą głosy niczym Frank Underwood w „House of Cards”, zadowalając się niekiedy deklaracjami o nieobecności. Do odrzucenia poprawek Senatu wystarczy wszak zwykła większość, a tę PiS cały czas ma lub – w przypadku braku stuprocentowej mobilizacji opozycji – łatwo może mieć. Jednak resort zdrowia pracuje nad rozwiązaniem alternatywnym, gdyby ustawa nie weszła w życie 1 stycznia 2023 r. Ma ku temu ważny powód. Choć nowelizacji przepisów przesuwających wydatki do NFZ jeszcze nie ma, z budżetu zniknęły adekwatne pozycje, scenariusz przerwania ciągłości finansowania świadczeń zdrowotnych nie jest więc, przynajmniej teoretycznie, wykluczony.

To zresztą jeden z legislacyjnych „kwiatków”, za które ktoś powinien odpowiedzieć, nie tylko politycznie. Warto przypomnieć, że w ostatnich siedmiu latach, gdy podczas uchwalania nowych rozwiązań (np. ustawy o Funduszu Medycznym lub – wcześniej – przepisów wprowadzających program bezpłatnych leków dla seniorów) opozycja pytała o źródła finansowania, wskazując brak odpowiednich zapisów w budżecie, posłowie PiS (zwłaszcza przewodniczący Komisji Zdrowia Tomasz Latos) pouczali kolegów o prawidłach procesu legislacyjnego: najpierw muszą powstać merytoryczne przepisy, by na ich podstawie dokonywane były zmiany w ustawie budżetowej. W sumie, logiczne. Tylko że tym razem proces legislacyjny tuż przed końcem roku i w sytuacji, gdy nie chodzi o kilkaset milionów złotych ani nawet dwa czy cztery miliardy, ale miliardów kilkanaście – wywinął spektakularnego orła.

W dniu, w którym Senacka Komisja Zdrowia zajmie się nie tylko kontrowersyjnymi, ale szkodliwymi, zapisami ustawy, Komisja Europejska i OECD mają zaprezentować kolejny raport o stanie systemów ochrony zdrowia w państwach UE. Jak co roku, dowiemy się z niego, jak wypadamy na tle innych, również jeśli chodzi o poziom wydatków na ochronę zdrowia. Jak co roku, runie mit o systematycznym zmierzaniu w kierunku 7 proc. PKB, a już na pewno o tym, że jesteśmy na odcinku między 6 a 7 proc. PKB. Raport potwierdzi to, co pokazuje zresztą Główny Urząd Statystyczny w Narodowym Rachunku Zdrowia: wydatki liczone według międzynarodowej metody, odnoszącej je do tego samego roku, oscylują wokół 5 proc. PKB (z tendencją do nieprzekraczania tej granicy).

I cóż z tego, że szef resortu zdrowia powtarza partyjny przekaz dotyczący dwukrotnego wzrostu nakładów w okresie 2015–2023? W ciągu ośmiu lat, w ujęciu nominalnym, mają się one zwiększyć z 77,2 mld zł do blisko 160 mld. Mają, bo ta ostatnia kwota to plany na 2022 r. Fakt, że „po drodze” są dwa lata z wysoką, oscylującą wokół 15 proc. roczną inflacją (lata 2022–2023), a jeszcze wcześniej, w 2021 r., również inflacja nie należała do niskich, jakoś Adamowi Niedzielskiemu „umknął”. Podobnie jak ten, że na przestrzeni tych siedmiu lat (ósmy rok na razie jest niewiadomą) dynamika kosztów przewyższała dynamikę przychodów. Zwłaszcza w ostatnim roku znacząco pogorszyło to sytuację finansową placówek ochrony zdrowia, co mierzone jest również w poziomie ich zadłużenia, w tym zobowiązań wymagalnych.

Poruszanie się w obrębie wielkich liczb to zresztą pułapka. Warto systematycznie sprawdzać, jak dane z tabel i partyjnych prezentacji przekładają się na rzeczywistość. Oto przykłady z ostatnich dni. Jeden od strony pracowniczej: rezydenci pracujący w szpitalu X. informują, że „ograniczył” on regulowanie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne ze względu na trudną sytuację finansową. Drugi od strony doświadczenia pacjentów: 13-letnia dziewczyna ze zdiagnozowaną depresją i kilkoma innymi problemami psychicznymi, po próbie samobójczej, otrzymuje od psychiatry (usługi komercyjne; czas oczekiwania na wizytę w ramach NFZ 6–9 miesięcy, Warszawa) skierowanie na dzienny oddział psychiatryczny. Z adnotacją „pilne”. W rejestracji rodzice słyszą, że czas oczekiwania wynosi (listopad 2022)… rok. – Gdyby nie wdrożone kilka lat temu reformy psychiatrii dorosłych oraz dzieci i młodzieży, bylibyśmy dziś w sytuacji absolutnie kryzysowej – mówi tymczasem minister zdrowia.

©Copyright by OIL w Warszawie. Wszelkie prawa do przedruku są zastrzeżone.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum