18 grudnia 2017

Pół wieku w służbie pacjentom

Z delegatury radomskiej

Henryka Jeżak to żyjąca legenda radomskiej służby zdrowia – od niemal 50 lat pracuje w przychodni na Zamłyniu. Jej motto? Trzeba kochać pacjenta i szczerze z nim rozmawiać.

W jej rodzinie nie było tradycji lekarskich, na studia medyczne postanowiła zdawać dopiero po usilnych namowach wuja, choć nawet przystępując do egzaminu we wrocławskiej Akademii Medycznej, nie miała pewności, czy to dobra decyzja. Dopiero staż na oddziale chorób wewnętrznych radomskiego szpitala utwierdził Henrykę Jeżak w przekonaniu, że wybrała właściwą drogę.
Trafiłam pod skrzydła fantastycznych fachowców, przede wszystkim ówczesnego ordynatora Aleksandra Sułdackiego, świetnego i szanowanego lekarza, który potrafił znaleźć czas dla każdego asystenta. Nie tylko był cierpliwy, ale również miał wspaniałą cechę – nigdy nie zwracał lekarzowi uwagi w obecności osób trzecich. Dla kogoś, kto dopiero zaczyna karierę
i przy byle okazji trzęsą mu się ręce, to bardzo ważne.

Takie podejście przełożonych sprawiło, że postanowiła związać swoją przyszłość z interną i na II oddziale wewnętrznym radomskiej lecznicy spędziła blisko 30 lat. Równocześnie dyżurowała w Pogotowiu Ratunkowym. – To były piękne, choć trudne czasy. Było ciężko nie tylko ze względu na zarobki, ale też z powodu niskiego poziomu wiedzy medycznej. Mogliśmy tylko pomarzyć o dostępnej dzisiaj diagnostyce. Wtedy najważniejsza, oprócz badania, była intuicja – opowiada. – Choć akurat to jest istotne w każdych czasach.

Niewyobrażalny postęp

Henryka Jeżak jest świadkiem prawdziwej rewolucji w medycynie, jaka dokonała się na przełomie XX i XXI w. I ze smutkiem wspomina pacjentów, których schorzeń nie udało się właściwie zdiagnozować. Wciąż przed oczami ma pewną młodą kobietę, która trafiła do szpitala, gdy bohaterka tego artykułu zastępowała przebywającego na urlopie ordynatora. – Gasła w oczach. Robiliśmy jej wszystkie dostępne wówczas badania i za nic nie mogliśmy znaleźć przyczyny problemu. Ta dziewczyna spędzała mi sen z powiek, nocami jeździłam taksówką do szpitala, by sprawdzić, w jakim jest stanie. Mimo naszych starań zmarła. Dopiero bardzo szczegółowa sekcja zwłok wykazała, że pierwotna zmiana nowotworowa umiejscowiła się na oskrzelu i stąd atakowała cały organizm. Dzisiejsze badania komputerowe wykryłyby to bez trudu, wtedy byliśmy jednak bezradni – wspomina Henryka Jeżak. Jako młoda lekarka zaangażowała się również w walkę
z cukrzycą. Przez blisko 20 lat pracowała w raczkującej poradni diabetologicznej, mieszczącej się w piwnicy przy ul. Lekarskiej. – Postęp w leczeniu tej choroby jest niewyobrażalny. Kiedyś pacjenci musieli stosować wywołującą powikłania insulinę zwierzęcą i samodzielnie wygotowywać strzykawki. Dziś mają peny, glukometry i pomoc w specjalistycznych poradniach. Teraz cukrzykom mówię, że to oni są dla siebie lekarzami i tylko od nich zależy, czy unikną niebezpiecznych konsekwencji choroby – przekonuje Henryka
Jeżak, uznawana za jedną z prekursorek leczenia cukrzycy w regionie radomskim. Do dziś współpracuje z lokalnymi oddziałami Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków, m.in.
w Drzewicy.

Pacjent jest najważniejszy

Henryka Jeżak przyjmowała pacjentów, gdy placówka na Zamłyniu mieściła się w baraku przy ul. Okulickiego, a także po przeprowadzce lecznicy do bloku stojącego przy tej samej ulicy. Obecnie pracuje w Niepublicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej „Zamłynie”, który mieści się w nowoczesnej siedzibie przy ul. Klonowica. – Mam wspaniałych szefów
i współpracowników. Nigdy nie odczułam, że jestem stara i niepotrzebna. Kocham pracę z ludźmi, a kontakt z pacjentami trzyma mnie przy życiu
– z uśmiechem mówi Henryka Jeżak. Przyznaje jednak, że przez pół wieku trochę zmieniło się podejście osób pojawiających się w jej gabinecie. – Młodzi pacjenci coraz częściej traktują lekarza jak biuro pisania podań. Diagnozują się na podstawie wiedzy z Internetu, a ode mnie oczekują tylko wypisania zwolnienia lub skierowania na badania. Choć ze starszymi pacjentami też bywają problemy, bo oni z kolei niejednokrotnie liczą na cud, uważając, że wynikające z wieku dolegliwości da się zatrzymać, a nawet cofnąć. Mimo to twierdzi, że bardzo lubi kontakt z pacjentami. Nie przeszkadza jej nawet fakt, iż wielu przychodzi tylko po to, by się wygadać. – Ja jestem tą, która słucha i próbuje pomóc. Mam też jedną zasadę: zawsze staram się mówić pacjentowi prawdę, nawet najtrudniejszą. Próbuję tylko przedstawiać ją w taki sposób, żeby zmobilizować go do leczenia – tłumaczy. – I chyba wciąż mam niezły kontakt z pacjentami, skoro podczas mojej nieobecności w przychodni, na przykład z powodu choroby, przynoszą mi do domu słoiki z zupą i pytają, kiedy wrócę – śmieje się Henryka Jeżak. 

Rafał Natorski

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum