6 lipca 2003

To nieprawda, że nie ma pieniędzy, czyli wszystkie nasze łóżka są psychiatryczne

Przez kilka lat, już po zmianie sytemu (w latach 1992-2002) prowadziłem mikrozakład opieki zdrowotnej. W tym czasie otrzymywałem dziesiątki różnych formularzy do wypełnienia. Przysyłano je z Mazowieckiego Centrum Zdrowia Publicznego, z Centrum Organizacji i Ekonomiki Ochrony Zdrowia, z Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia Ministerstwa Zdrowia, z GUS-u, z Mazowieckiego Centrum Zdrowia Publicznego, z Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy itd. Żadnej z tych ankiet (poza ostatnią – o czym dalej) nie wypełniłem i nie odesłałem do nadawcy.

Jeśli różne firmy mogą wysyłać takie ankiety do dziesiątków tysięcy firm w Polsce, to nikt mnie nigdy nie przekona i nikomu nie uwierzę, że w systemie opieki zdrowotnej jest za mało pieniędzy. Ile kosztuje wydrukowanie i rozesłanie formularzy MZ-88, MZ-89, MZ-11, MZ-12 oraz wielu innych? Ile kosztuje zatrudnienie tylu osób w tylu instytucjach? Sprawozdawczość jest bardzo potrzebna, nie neguję tego, ale dlaczego jemy tę żabę – choć niesmaczna i droga? Zresztą nie tylko służba zdrowia zasypywana jest kilogramami fatalnie opracowanych druków w naszym jedynym, bogatym, ukochanym i umiłowanym kraju.
Odpowiadałem, że pracuję pilnie i nawet mam jakieś przychody, ale z przykrością stwierdzam, że mimo najlepszych chęci nie mogę odpowiedzieć na żaden z formularzy, gdyż nie przewidują one realizowanego przez moją firmę zakresu aktywności zawodowej. Pisałem też, że należy zmienić formularze, gdyż czasy monopolu wielkich ZOZ-ów minęły już dość dawno. Nikt się ze mną nie kontaktował. Po paru miesiącach otrzymywałem kolejną, jeszcze bardziej bezsensowną ankietę.
Niekiedy grożono mi jakimiś karami za „niewywiązanie się z obowiązku przekazania w wyznaczonym terminie sprawozdania…” – ale nie byłem w stanie odpowiedzieć, ilu zatrudniam specjalistów chirurgii szczękowej, medycyny społecznej, ortodoncji, periodontologii, toksykologii, foniatrii itd. (w rubrykach podawano kilkadziesiąt specjalności). Zdawałem sobie sprawę, że jeśli podam zatrudnianie nefrologa (koleżanka wykonująca w mojej firmie na umowę-zlecenie badania do prawa jazdy akurat była nefrologiem) – to dopiero narobię zamieszania w statystykach polskiego systemu opieki zdrowotnej!
Przecież w komputerach moja firma figurowała jako de facto jednoosobowy mikrozakład opieki zdrowotnej. Czy nie można było wysłać do mnie prostego formularza z zapytaniem o zakres działalności, a dopiero potem bombardować pytaniami o szczegóły? Ile kosztowało wysłanie do wszystkich placówek opieki zdrowotnej, napisanych dla wielkich przychodni i szpitali wielostronicowych formularzy z licznymi rubrykami, zawierającymi wykaz wszystkich możliwych i niemożliwych specjalności? Ile czasu spędziłbym (gdybym odpowiadał na te pytania), wpisując w jedną rubrykę liczbę „1”, a w dalsze setki rubryk „0”?
Najbardziej kuriozalna była ankieta przysłana przez GUS – „sprawozdanie dla spółek z udziałem kapitału zagranicznego”. Dziwię się, że ktoś za to nie odpowiedział karnie. Ankietę dostałem w dwóch egzemplarzach. Liczy 4 kartki formatu A4 (4 strony instruktażu, 4 strony rubryk). Pierwsza rubryka zawiera pytanie: „Czy spółka posiada udziały kapitału zagranicznego w 2000 r.? (proszę otoczyć kółkiem właściwą odpowiedź)”. A potem: „Jeśli tak, proszę wypełnić następne punkty formularza” i „Jeśli nie, proszę zwrócić sprawozdanie po wypełnieniu pkt 1”.
Otrzymałem też do wypełnienia tabelę „Wykaz komórek organizacyjnych zakładu” (7 rubryk z podaniem liczby łóżek), z odnośnikami typu „Dotyczy tylko komórek organizacyjnych szpitali, w tym uzdrowiskowych (oddziałów szpitalnych całodobowych i innych komórek organizacyjnych, w których znajdują się łóżka szpitalne).” Żądano ode mnie podania liczby użytkowanych akceleratorów liniowych, gammakamer, litotrypterów, maszyn do hemodializy, urządzeń magnetycznego rezonansu jądrowego, tomografów komputerowych i innych tej klasy urządzeń – choć wiadomo było, że samowtór (wraz z koleżanką pracującą na umowę-zlecenie) świadczymy usługi w postaci wizyt domowych, badań kierowców i szkoleń pierwszej pomocy. Używaliśmy słuchawek, aparatów do mierzenia ciśnienia, tablic barwnych, tablic do badania wzroku, młotków neurologicznych, latarek, glukometru, długopisów – i tyle. Aha, miałem jeszcze fantom do nauki reanimacji, ale o to akurat nikt nigdy nie pytał.
Żądano ode mnie sprawozdań o liczbie zatrudnionych pielęgniarek i położnych, o średnim rocznym wynagrodzeniu brutto wszystkich grup zawodowych (6 rodzajów), a także o planowanym zapotrzebowaniu na personel w zakładach opieki długoterminowej oraz w odniesieniu do strategii zakładu na lata 2002-2003. Nie tylko nie odpowiadałem, ale zdecydowanie odechciało mi się rozwijać zakład w którąkolwiek stronę (niebagatelnymi czynnikami ważącymi na takiej decyzji były także obciążenia ZUS-owskie i podatkowe).
W ubiegłym roku bardzo wielu właścicieli małych zakładów opieki zdrowotnej zrezygnowało z działalności. Nie dziwię się. Ja też wyrejestrowałem swój NZOZ, pisząc we wniosku to, co zawsze, czyli że „nie mogę złożyć sprawozdania o mojej działalności do chwili wyrejestrowania, gdyż załączone formularze nie przewidują takiego charakteru i zakresu działań” i że „jednocześnie wnoszę o racjonalizację systemu sprawozdawczości przez dostosowanie go do realiów małych NZOZ-ów – pozwoliłoby to na zdecydowaną oszczędność czasu pracy i papieru”. Załączyłem pozdrowienia i życzenia owocnych analiz. Odpowiedzi nie otrzymałem. Formularze (mimo wyrejestrowania) przychodziły dalej.
Nie podałem, jaka jest działalność różnych form opieki dziennej, w tym nocnej (! – druk MZ-12). Nie odpowiedziałem na pytania, ilu zatrudniam pracowników ds. promocji zdrowia, ile urodziło się u mnie noworodków, które miały kontakt „skóra do skóry” w sali porodowej, i czy prowadzę szkołę rodzenia, ani jaka jest liczba pracowników, którzy rzucili palenie w ciągu ostatniego roku. Nie zdradziłem, czy mam poradnię leczenia szumów usznych (kod resortowy 1615), ani 140 innych, wymienionych w formularzu poradni. Trzymałem się dzielnie – do czasu.
Pewnego dnia usiadłem za biurkiem w swoim pokoju (siedziba spółki i NZOZ-u była zadeklarowana pod moim adresem domowym) i zacząłem przeglądać korespondencję. Otrzymałem kolejną ankietę! Żądano między innymi, bym podał liczbę łóżek psychiatrycznych. Spojrzałem za siebie, na moje własne łóżko. Wpisałem do rubryki „1” – i odesłałem formularz. Statystyka zwyciężyła.

Konrad PSZCZOŁOWSKI

Archiwum