15 października 2003

Z Ziemi Świętej – pokolenie intifad Część II

(Pierwszą część zamieściliśmy w „Pulsie” nr 9/2003)

Wielu młodych Palestyńczyków nie zgadza się z samobójczą formą zabijania. Przez skórę czują, że coś jest nie tak, że chyba nie do końca Allachowi o to chodzi. Islam broni się przed globalizacją za pomocą fundamentalizmu, ale w gruncie rzeczy fundamentaliści arabscy wykorzystali swoją religię do celów ideologii, cofając się w sferze religijności do okresu składania bóstwu ofiar z ludzi w zamian za zwycięstwo w walce. Iran w wojnie z Irakiem posyłał na pola minowe dzieci, żeby rozbrajały miny, nadeptując na nie i wylatując razem z nimi w powietrze. Jako męczennicy dostawały one na drogę klucz do raju, taki plastykowy, robiony hurtowo na wtryskarce, żeby rządu za dużo nie kosztowało młode mięso armatnie. I z tym kluczem w rączce lub na szyi dzieci rozbrajały pola minowe. Równie trudno jest Europejczykowi zrozumieć zamachowca islamskiego, wysadzającego się w powietrze razem z autobusem, w którym połowę pasażerów stanowią dzieci żydowskie jadące rano do szkoły, jak to miało miejsce parę miesięcy temu w Jerozolimie.
Kiedyś islam zjednoczył wszystkich Arabów, opierając się na humanitarnych zasadach, tworzył kulturę arabską, wykreował wielkich uczonych. Ale nie było w nim aż po XX wiek żadnych przesłanek skłaniających do namawiania do samobójstwa w imię Allacha. Było, owszem, przekonanie, że gdy się walczy i ginie w walce, to idzie się do nieba. Taki, dajmy na to, Saladyn uchodził za honorowego rycerza nawet w oczach pokonanych przez niego krzyżowców. Stać go na przykład było na wypuszczenie z honorami obrońców Keraku. Co się stało z tamtym islamem – wzdycha młodzież palestyńska. Większość młodych chciałaby po prostu żyć normalnie. A ataki samobójcze powodują ciągle nowe represje, brak pracy, możliwości nauki i uniemożliwiają dialog pokojowy.
Jerozolimska młodzież żydowska jest natomiast jak najbardziej zeuropeizowana. Ubiory, styl życia, przekonania mają zdecydowanie europejskie. Kiedy o poranku widzi się idących do szkoły, ma się czasem wrażenie, że to ulica na Grochowie. Ci młodzi szczególnie uwielbiają podróże. Wielu licealistów bywało nie tylko w Europie, ale i w Indiach, i w Afryce. Z otwartymi buziami słuchają opowieści o zimie w Polsce i o śniegu, który leży nie dwa dni w roku, ale przynajmniej dwa miesiące, o wielkiej rzece przepływającej przez miasto, bobrach, żubrach i wiewiórkach, o pływaniu kajakiem, o wysokich górach – wszystkim tym, czego nie ma w Izraelu. Szkoda, że szkolne wycieczki do Polski są związane głównie z miejscami pamięci o Szoah i nie pozwalają poznać bliżej młodych Polaków. Młodzież żydowska jest nowoczesna, daleka od rozpamiętywania Holokaustu, ciekawa świata i ludzi, chociaż kocha swój kraj i nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Ale chciałaby go widzieć zdecydowanie bardziej europejskim niż orientalnym. Większa jej część nie identyfikuje się też z fundamentalistycznym judaizmem i zżyma na partię ortodoksów żydowskich. Kiedy kilka miesięcy temu, z okazji święta narodowego przyjechały do Izraela znane zagraniczne zespoły rockowe, partia ta złożyła w Knesecie wniosek (oczywiście bezskutecznie) o zakaz ich występów jako bezbożnych. Jeden z komentatorów radiowych skwitował to wydarzenie lapidarnym: „Wiemy, że domagają się tego zakazu, bo pierwszymi, którzy pójdą na ten koncert, będą ich dzieci”.
Młodzi Żydzi mają jednak, oprócz typowych dla swego wieku, problemy inne, niż ma europejska młodzież. Chłopaki i dziewczyny po szkole średniej służą w wojsku. Mało kto się wykręca, bo jak ktoś ma w papierach, że odsłużył swoje, łatwiej mu znaleźć pracę. Służba wojskowa kobiet jest tu czymś normalnym, jest o rok krótsza niż mężczyzn, trwa dwa lata. Maturzystki izraelskie podchodzą do tego obowiązku bez żadnych emocji, traktując go jak normalną kolej rzeczy. Podobno nie wynikł on tylko z równouprawnienia płci, wywodzącego się w Izraelu z okresu syjonizmu i pierwszych kibuców, ale i z utrzymującego się wśród Arabów do dziś przekonania, że jeśli muzułmański żołnierz czy wojownik zostanie zabity przez kobietę, nie idzie do raju. Zginął w sposób niegodny. To trudny teologicznie do zgryzienia orzech. Jak komuś wytłumaczyć, że choć będzie walczył równie bohatersko jak inni, a może nawet bardziej, po prostu może mieć pecha i zginąć z ręki kobiety?
W armii zdarzają się również chrześcijanie prawosławni, przeważnie rekrutujący się spośród emigracji żydowskiej z krajów rosyjskojęzycznych. Oni pełnią zwykle służbę w soboty (szabat), kiedy wyznawcy judaizmu mają wolne. Wojsko patroluje miasto lub kontroluje przechodniów na pograniczach dzielnic arabsko-żydowskich czy w węzłowych punktach komunikacyjnych. Oczywiście do wojska idą ludzie nie zawsze znający języki obce. Kiedy podczas kontroli na ulicy jakiś żołnierz bezradnie kręci europejskim paszportem, próbując się przymierzyć do tego, z której strony się czyta te dziwne litery, trzeba się uzbroić w cierpliwość. Dobrze chociaż, że jest zdjęcie, to ułatwia sprawę.
Wojsko izraelskie ma sporo więcej luzu w porównaniu z polskim. Więcej jest przepustek, a mniej obowiązków regulaminowych. Przyzwyczajonych do dyscypliny w polskim wojsku może zaskoczyć na przykład widok żołnierza z dredami… Zdarza się widzieć sympatycznie wyglądający patrol mieszany, w którym żołnierka sprawia wrażenie zdecydowanie bardziej zainteresowanej żołnierzem niż całym pozostałym otoczeniem. Czasem widuje się oddział wojska idący ulicą i gdyby nie karabiny i mundury, można by się pomylić i wziąć ich za wycieczkę maturzystów – ot, chłopcy i dziewczęta idą sobie ulicą, swobodnie rozmawiając. Ta swoboda to przywilej młodości, która łatwo pozwala uciec od myśli, że może w każdej chwili nadejść moment, gdy trzeba będzie strzelić do drugiego człowieka albo samemu zginąć.
Takie jest to pokolenie młodych Izraelczyków, napiętnowane czasem, w którym przyszło mu żyć, przyzwyczajone do twardych reguł społeczeństwa wojennego, traktujące je jako coś normalnego, a w głębi ducha desperacko pragnące normalnego życia.

Fragment jednego z wypracowań na temat: „Kiedy będzie pokój…”
Nie będzie wojny. Nie będzie wojska. Nie będzie żołnierzy i żołnierskiego slangu. Będą tylko dobre wiadomości w radiu i nie będzie tajemnic państwowych. Nie będzie granic, barier, check-pointów, więc będzie dużo więcej pięknych miejsc do zwiedzania. Będzie więcej pieniędzy na świecie i dlatego będzie więcej szkół, uniwersytetów, szpitali i więcej parków, i ogrodów publicznych. Będzie więcej czasu na podróżowanie, śpiew i miłość. Nie będzie nieszczęśliwych ludzi i będzie dużo radosnych dzieci. Będzie dużo radości (…).

ks. Sławomir Abramowski

Archiwum