3 listopada 2003

Od Redaktora Naczelnego

W jednym z ostatnich numerów „Pulsu Medycyny” Magda Sowińska prowokacyjnie stwierdza „Powoli tracę orientację, o co chodzi lekarzom. Straszą czy mówią serio? Kto z kim co uzgadniał, skoro nagle słychać masowy sprzeciw?(…) Jeśli ktoś chce negocjować, zamiast narzekać, niech siada do stołu”.

Problem w tym, że lekarze nie narzekają, tylko po prostu nie mają pola manewru i nikt z nimi niczego nie uzgadnia sensownie i poważnie. Żadnego wymiernego efektu nie przyniosły także wielomiesięczne obrady medycznego okrągłego stołu (oprócz zamieszczenia końcowego dokumentu na stronach internetowych Ministerstwa Zdrowia). Rodzi się podejrzenie, iż ta niewątpliwie pożądana i sensowna inicjatywa rozmyła się i potraktowana została po prostu jako wentyl dla społecznych emocji.

Warunki kontraktów, chociaż możliwe do przewidzenia, zaskoczyły wszystkich, i były na tyle późno udostępnione, że pozostało tylko … nie przystąpić do konkursu. Fundusz pozostaje tajemniczą siłą mimo zadeklarowanej przez nowego wiceprezesa Andrzeja Majewskiego woli pełnej współpracy (?). Zmienianie warunków umów, nawet na korzyść świadczeniodawców, wprowadzane w trakcie trwania konkursu – na trzy tygodnie przed upływem terminu składania ofert – być może świadczy o dobrej woli, ale na pewno nie jest rozwiązaniem kompleksowym i dającym poczucie stabilizacji.

Pacjentom, lekarzom, ZOZ-om, szpitalom, klinikom potrzeba przede wszystkim stabilizacji i jasnych reguł. Senator Marek Balicki mówi o czymś, co wydaje się wirtualną, jak na razie, rzeczywistością – o konieczności wprowadzenia zasady uzgadniania zasad!

Swego czasu Tomasz Jastrun na łamach „Przeglądu” postawił swoistą diagnozę kondycji naszego społeczeństwa: Jesteśmy jak nadzy w pokrzywach. (…) W naszej tradycji jest niechlujstwo. Niechlujstwo umysłowe, w pracy, w szerokim wymiarze tego słowa. (…) Jesteśmy mistrzami improwizacji i dezorganizacji.

Służba zdrowia lub, jak kto woli, „ochrona zdrowia” od dawna, z woli decydentów, grzęźnie w improwizacji i dezorganizacji.
I lekarzom, po prostu chodzi o to, byśmy nie byli jak nadzy w pokrzywach.

Ewa Gwiazdowicz

Archiwum