2 marca 2004

Chichot Żelaznego Ottona – Jak komuniści znacjonalizowali Bismarcka

To Otto von Bismarck stworzył podstawy obowiązującego do dziś powszechnego systemu emerytalnego. Zaczął w 1883 r. od wprowadzenia ustawy o ubezpieczeniach chorobowych.

W Niemczech działało wówczas około 6 tys. kas chorych, które przejęły program asekuracji wprowadzony na mocy ustawy zobowiązującej każdego pracodawcę do cotygodniowej wpłaty składki ubezpieczeniowej do właściwej kasy w gminie. Niewywiązywanie się w terminie z tego obowiązku karano grzywnami policyjnymi. W końcu lat 90. XIX wieku, niezależnie od gmin prowadzących asekuracje, istniało już ponad 22 tys. kas chorych – cechowych, gwareckich, fabrycznych, budowlanych, związanych z poszczególnymi gałęziami przemysłu oraz wolnych kas wsparcia finansowego. Stawka ubezpieczenia chorobowego stanowiła 3-4 proc. płacy – dwie trzecie potrącano z zarobku, jedną trzecią dodawał pracodawca.

Bismarck klasyczny
Bismarck zadecydował, że minimum odszkodowania gwarantowało bezpłatną opiekę lekarską, leki, bandaże i okulary. Po trzecim dniu choroby ubezpieczony otrzymywał co najmniej połowę przeciętnego dziennego zarobku (maksymalnie pełne dzienne wynagrodzenie). Już w pierwszych miesiącach po wprowadzeniu reformy zmniejszyły się wydatki gmin na zasiłki dla biednych.
Do przyznawania rent i odszkodowań powołano prywatne stowarzyszenia zawodowe. Gdyby któreś z nich stało się niewypłacalne, jego zobowiązania i prawa gotowe było przejąć państwo, ale nie zdarzyło się to ani razu do wybuchu wojny w 1914 r. Asekuracją objęto 20 mln osób. Poszkodowany w wypadku po trzynastu tygodniach otrzymywał rentę, niekiedy nawet równą pensji. Po śmierci pracownika wdowie przysługiwała piąta część renty, a dzieciom po 15 proc.
Kolejna Bismarckowska ustawa – o ubezpieczeniu od starości i niezdolności do pracy – miała charakter przymusowy. Wysokość renty (można było uzyskać tylko jedno świadczenie – albo od starości, albo od niezdolności do pracy) zależała od wysokości zarobków i składek. Koszty ponosili po połowie ubezpieczony i pracodawca, a państwo dokładało do każdej renty 50 marek.
Z dobrodziejstw ustaw ubezpieczeniowych Bismarcka korzystali Polacy na Śląsku, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Warmii i Mazurach. To oni pierwsi przystąpili do prac nad zasadami ubezpieczeń społecznych w Rzeczypospolitej, kiedy Polska odzyskała niepodległość.

Bismarck po polsku
Na terenach trzech byłych zaborów obowiązywało dziesięć różnych systemów ubezpieczeń. Na przykład na Górnym Śląsku ustawodawstwo z czasów Bismarcka zapewniało górnikom korzystanie z dwóch ubezpieczeń emerytalnych – ogólnego i specjalnego górniczego, podczas gdy górnicy z Zagłębia Dąbrowskiego nie otrzymywali żadnych zabezpieczeń emerytalnych. Podobne dysproporcje dotyczyły pracowników rolnych. Chłopi z byłego zaboru pruskiego korzystali z ubezpieczenia chorobowego i emerytalnego, w byłym zaborze austriackim nieliczni mieli prawo do ubezpieczenia chorobowego, a w byłym zaborze rosyjskim o ubezpieczeniach tylko słyszano.
Kilkanaście lat trwały w II Rzeczypospolitej prace nad ujednoliceniem systemu ubezpieczeń. Ustawa scaleniowa weszła w życie dopiero 1 stycznia 1934 r. Wprowadziła cztery rodzaje ubezpieczeń: chorobowe i macierzyńskie, wypadkowe przy pracy i z chorób zawodowych, emerytalne robotników oraz emerytalne pracowników umysłowych. Działalność kas chorych przejęły ubezpieczalnie społeczne, nad którymi sprawował kontrolę Związek Zakładów Ubezpieczeń. W ten sposób stworzono państwowy monopol ubezpieczeniowy. Zasadność wprowadzenia takiego systemu tłumaczono zabezpieczeniem przed wyzyskiem, złą wolą lub nieudolnością prywatnych stowarzyszeń ubezpieczeniowych.

Obowiązek dofinansowywania instytucji ubezpieczeniowych przejęło państwo, wprowadzając jednolitą stawkę dla wszystkich firm i fabryk działających w RP, wynoszącą 12 proc. płacy podstawowej ubezpieczonego. W strukturze dochodów ubezpieczeniowych dotacje państwowe stanowiły 3 proc., składki 77 proc., dochody z posiadanego majątku 10 proc. i tyleż inne dochody. W 1937 r. dopłaty państwa wyniosły 18 mln zł, przy ogólnych dochodach 566 mln zł.
System ubezpieczeń nie objął całego społeczeństwa. W końcu 1938 r. na wypadek choroby ubezpieczonych było 6,4 mln osób, od wypadków 10,4 mln osób, składki emerytalne opłacało 5,8 mln robotników i 800 tys. pracowników umysłowych. W prasie i Sejmie co jakiś czas protestowano przeciwko nadmiernej ingerencji państwa w dysponowanie nadwyżkami ubezpieczeniowymi, które rząd traktował jako źródło kredytu publicznego i wykorzystywał na finansowanie inwestycji państwowych i samorządowych lub niedoborów. W końcu 1938 r. wartość majątku ZUS szacowano na pół miliarda złotych. Mimo interwencjonizmu państwowego każda ubezpieczalnia była samodzielna finansowo. Od 1933 r. istniał Państwowy Zakład Emerytalny powołany przez Stefana Starzyńskiego, ówczesnego wiceministra skarbu. Kierował nim Wiktor Kościński, który zamierzał stworzyć niezależny, niepowiązany z budżetem fundusz emerytalny. Nie zdążył.

Bismarck komunistyczny
Po 1945 r. dekrety o reformie rolnej i upaństwowieniu przedsiębiorstw bezpowrotnie pozbawiły ubezpieczalnie majątku w nieruchomościach. Utrzymał się tylko przedwojenny stan prawny. Wysiłkiem przedwojennych pracowników już w 1945 r. odrodzono instytucję lekarza domowego, zatrudniając do końca tegoż roku 1530 lekarzy i 650 specjalistów, którzy udzielili ponad milion porad i wizyt. Otwarto 41 aptek, 18 składnic leków i 269 punktów rozdawnictwa lekarstw. Na początku 1946 r. ubezpieczeniem chorobowym objęto ponad 1,5 mln osób, wypadkowym 1,5 mln osób, emerytalnym 1,1 mln robotników i 280 tys. pracowników umysłowych.
W styczniu i grudniu 1945 r. władze komunistyczne znowelizowały przedwojenne ustawy asekuracyjne: ubezpieczenia stały się powszechne, składki płacił wyłącznie pracodawca, zasiłek połogowy zwiększono z 50 proc. do 100 proc., zniesiono górną granicę zarobku, zasiłki chorobowe wypłacano od pierwszego dnia zwolnienia, a nie od czwartego, jak przed wojną. Nadal ściągano składki na wypadek bezrobocia, oficjalnie wyśmiewanego przez władze i ideologów marksistowsko-leninowskich. Mimo uwłaszczenia przez państwo trwałego majątku zakładów ubezpieczeniowych składki wystarczały na pokrycie wydatków.

Bismarck znacjonalizowany

Ostateczny wyrok na ubezpieczeniach wykonano w 1951 r. Ujednolicono składki, zlikwidowano Państwowy Zakład Emerytalny prowadzony przez Wiktora Kościńskiego od 1933 r., a składki przekazano do ZUS, całkowicie już podporządkowanego budżetowi państwa. Wszystkie ocalałe po uwłaszczeniach nieruchomości przejęły rady narodowe, zlikwidowano lokaty funduszów i umorzono zobowiązania skarbu państwa z tego tytułu. Przy okazji zlikwidowano dodatkowe ubezpieczenia pensyjne dla górników. Tak zniszczono bazę materialną ubezpieczeń społecznych. W budżecie utworzono nowy dział: „Ubezpieczenia społeczne”, zasilany ze składek i wpłat zagranicznych instytucji ubezpieczeniowych.
Od 1958 r. rząd PRL wykorzystywał ubezpieczenia jako środek represji. Gomułka wprowadził limitowanie wydatków na zasiłki chorobowe. ZUS wypłacał zakładom pracy kredyty do określonych granic. Jeżeli zakład je przekroczył, dokonywał wypłat z zakładowego funduszu płacy. Obywateli okradano w niewyobrażalnej skali, budżet państwa oszczędzał, a cenzura pilnowała, by społeczeństwo się o tym nie dowiedziało. Rząd obracał co roku olbrzymimi funduszami ze składek ubezpieczeniowych bez żadnej społecznej kontroli.
Nikt jeszcze nie obliczył, ile władze komunistyczne ukradły polskiemu społeczeństwu. Z oficjalnych dokumentów wynika, że do połowy 1989 r. budżet państwa zarabiał na składkach ubezpieczeniowych. Role odwróciły się w 1990 r., kiedy rząd Mazowieckiego na dotacje do rent i emerytur przeznaczył dodatkowo 2,323 bln zł, a później musiał jeszcze dołożyć 291 mld zł (na emerytury i renty przeznaczono w 1989 r. 7,865 bln zł, na zasiłki i inne świadczenia 2,780 bln zł). Trzynaście lat temu, będąc publicystą „Gazety i Nowoczesności”, usiłowałem wyjaśnić z urzędnikami i doradcami ministra pracy Jacka Kuronia, dlaczego rząd musiał aż tyle dopłacić. Nie wiedzieli, odesłali mnie do ZUS. Tam skromna urzędniczka wyjaśniła, że jest to pożyczka, którą w 1987 r. rząd premiera Messnera zaciągnął w ZUS na pokrycie deficytu budżetowego. Premier Mazowiecki bez protestu i rozgłosu spłacił dług swego komunistycznego poprzednika.
W PRL składka ubezpieczenia społecznego opłacana przez pracodawców wzrosła do 43 proc. uposażenia pracowników. W III Rzeczypospolitej zwiększyła się jeszcze prawie o 7 proc. Nie zreformowano ZUS, nie zwrócono uwłaszczonych przez komunistyczne władze nieruchomości. Resort zdrowia jest na granicy upadłości, lekarze i personel medyczny na granicy wegetacji. Za kilka lat może zabraknąć pieniędzy na renty i emerytury. Słyszycie ten szyderczy śmiech z zaświatów? To śmieje się z nas Otto von Bismarck, twórca uczciwego systemu ubezpieczeń społecznych.

Maciej Kledzik

Przedruk – za zgodą Redakcji – z „Wprost” nr 50, z 14 grudnia 2003 r.

Archiwum