12 czerwca 2004

Od redaktora naczelnego

Wobec braku stabilizacji politycznej, w pogoni za sensacją – choćby krótkotrwałą – kolejne miesiące upływają pod znakiem bardziej lub mniej sensownych – sondaży. Media epatują doniesieniami: kto kogo, w danym tygodniu lub dniu tygodnia, wyprzedził w pogoni za społeczną akceptacją.

Pod koniec maja br. ukazał się sondaż „Gazety Wyborczej”, z którego wynika, że połowa Polaków uznała, iż Edward Gierek, I sekretarz KC PZPR w latach 70., zrobił najwięcej dla Polski po II wojnie światowej. I oby te rewelacje dały do myślenia naszym elitom politycznym… Ale właściwie skąd wziąć te elity?

Najmodniejsze doniesienia dotyczą kandydatów na premiera rządu RP. Wobec uznania premiera Marka Belki za faworyta w trzeciej edycji większość rewelacji otwiera pole do popisu satyrykom i felietonistom. I to jedyny pozytywny aspekt tej – przyprawiającej o zawrót głowy – sytuacji. Normalność mogłaby z czasem stać się przyczyną nudy i marazmu. Ale nam to nie grozi!

Sejm – skoro ma wybierać – będzie zapewne szukał posła, a w składzie „sejmowgo” rządu będą też posłowie. A więc, gdyby chcieć wyłonić taki rząd złożony z k-elementów (posłów – ministrów), wybrany spośród wszystkich 460 posłów – czyli n-elementów, to – stosując wariację (rachunek należący do kombinatoryki matematycznej) – k-elementową z n-elementów (na szczęście „bez powtórzeń”) otrzymamy n!/(n-k)! możliwych rozwiązań. Ograniczając n-elementową grupę branych pod uwagę posłów zasiadających bliżej lewej strony sali sejmowej do 200, a rozstrzygany skład rządu ograniczając tylko do 10 członków, ilość rozwiązań nie da się policzyć nawet „inżynierskim”
(wyposażonym w funkcję ! „silnia”) kalkulatorem.

Tymczasem trwają poszukiwania kandydata na kolejnego ministra zdrowia, a może – to łapanka?

Ewa Gwiazdowicz

Archiwum