3 grudnia 2004

W kontekście strategii zdrowia UE

W lipcu br. na stronie internetowej Unii Europejskiej umieszczono opracowanie Davida Byrne’a, komisarza europejskiego ds. zdrowia i obrony konsumentów, wyrażające refleksje nad nową europejską strategią zdrowia. Skłania ono do refleksji dotyczących naszego kraju.

Davida Byrne zachęca rządy narodowe, zainteresowane środowiska, organizacje międzynarodowe, fachowych pracowników ochrony zdrowia oraz samych obywateli do udziału w budowie nowej strategii. Opracowanie liczy 12 stron. Zasadniczą część materiału stanowią propozycje autora przedstawione w formie ogólnych zarysów koncepcji i działań mających fundamentalne znaczenie dla osiągnięcia głównego celu, a mianowicie „wspierania zdrowia wszystkich”.

Sytuacja globalna
Początek XXI wieku można przyjąć za cezurę przemian w dziedzinie opieki zdrowotnej na świecie. Zróżnicowanie sytuacji między krajami Północy i Południa dawno przekroczyło apogeum i zdąża w kierunku przeciwstawnych nieskończoności. Uświęcone autorytetem organizacji międzynarodowych populistyczne hasła typu: „wyrównywanie szans” albo „zdrowie dla wszystkich” są tanim, okolicznościowym, groteskowym makijażem. Sytuacja zdrowotna krajów Południa nie pozostaje bez związku z polityką bogatych krajów Północy, ale zagadnienie to wykracza poza ramy tego opracowania. Tym bardziej paradoksalny jest fakt, że w większości krajów Północy, w tym w krajach UE, systemy opieki zdrowotnej uważane są, w różnym stopniu, za niewydolne, a zakres i dostępność świadczeń medycznych odbierane jako niesatysfakcjonujące. Przyczyną tego jest między innymi nadmierna konsumpcja nowoczesnych, kosztownych procedur diagnostycznych i terapeutycznych oraz stały wzrost kosztów pracy. Dotychczasowe przykłady uczą, że dokonywanie „przeszczepu” danego systemu na obcy grunt kończy się zazwyczaj jego odrzuceniem. Niezwykle cenne jest natomiast analizowanie cudzych doświadczeń i uwzględnianie ich w budowie własnego systemu.

Polskie realia
W obowiązującym w Polsce przez 50 lat systemie budżetowym istniało m.in. prawo lekarza do decydowania o ilości i rodzaju procedur, jakie należy zastosować w procesie diagnostyczno-terapeutycznym u danego pacjenta.
O dostępie pacjenta do świadczenia decydowały wiedza i etyka zawodowa lekarza. Ideowym hasłem, ogólnie akceptowanym w walce lekarzy o dodatkowe środki rzeczowe (np. leki z importu), było: „ludzkie zdrowie nie ma ceny”. W sytuacjach awaryjnych budżet państwa zasilał daną interwencję dodatkowymi środkami pochodzącymi z rezerwy budżetowej. Dzisiaj określa się to pejoratywnie, jako interwencjonizm państwa. Medycyna dysponowała dość skromnym oprzyrządowaniem technicznym, stosowała zdecydowanie mniejszy niż dziś zasób leków, wśród których dominowały leki proste, najczęściej produkcji krajowej, były bowiem zdecydowanie tańsze. „Uboższa” medycyna opierała się w większym niż dziś stopniu na udziale lekarza w procesie diagnostyczno-terapeutycznym
i mimo większej „siermiężności” była bardziej zhumanizowana.
Historyczny zwrot polityczno-ekonomiczny postawił przed nami trudne zadanie urynkowienia opieki zdrowotnej. Czynnikiem wymuszającym przyspieszenie tego procesu było brutalne wtargnięcie do gry potężnych, zewnętrznych podmiotów gospodarczych, dostarczających dóbr konsumpcyjnych do sektora zdrowia, dysponujących potężnym kapitałem, nowoczesnymi technologiami oraz profesjonalnym oprzyrządowaniem marketingowym.
Sytuacja ta wymusiła na gremiach decydenckich przyjęcie nowego systemu, którego fundamentalnym założeniem stała się pełna dezintegracja, a nawet atomizacja procesów opieki medycznej na nieskończoną, dotychczas nieokreśloną „koszykiem” liczbę procedur. Sugerowano, że pozwoli to na precyzyjną wycenę każdej procedury, co spowoduje ukształtowanie się rynku usług medycznych, a pieniądz, który pójdzie za pacjentem, uruchomi mechanizmy konkurencji; ta z kolei wymusi na świadczeniodawcach stałe podnoszenie jakości usług. O ile ten kierunek transformacji może mieć rację bytu i sprawdza się w nielicznych krajach o dochodzie narodowym wielokrotnie wyższym niż w Polsce, o tyle w naszych warunkach ekonomicznych jest nie do przyjęcia. Dowiodły tego próby podejmowane z kasami chorych, z Narodowym Funduszem Zdrowia, a ostatnio bezskuteczne zmagania z łamigłówką Trybunału Konstytucyjnego, stawiającego wymogi niespełniane nawet przez liczne kraje „starej” UE. Ułomnością obowiązujących od 5 lat systemów jest to, że pieniądz „idzie” nie za pacjentem, ale za procedurą, że wybór i liczba świadczonych procedur pozostaje pod silnym wpływem uwarunkowań ekonomicznych, pod których presją zmuszony jest pracować personel lekarski, że mechanizm konkurencji zastąpiono kontraktowym przydziałem procedur poprzedzonym konkursem ofert itp.
Nakazem chwili jest podjęcie prac nad projektem „strategii dla zdrowia” – uwzględniającym realia i prognozy epidemiologiczne, kompleksowe, aktualne ale i perspektywiczne uwarunkowania ekonomiczne, oraz założenia strategii europejskiej, naszkicowane
w cytowanym dokumencie. Ü Cdn

Krzysztof DZIUBIŃSKI

Archiwum