4 lutego 2005

Magia lekarskiego słowa

2 lutego br. mija piąta rocznica śmierci Profesora Jana Nielubowicza, patrona Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Słowo lekarskie ma trzech adresatów: chorego, kolegę i ucznia lekarza.

Słowa i zdania podręcznika, książki, rozprawy, wykładu powinny być ułożone w pewien określony, bardzo wyraźny od początku plan. Gdy uczyłem moich docentów i starszych asystentów wykładania studentom, prosiłem ich zawsze o ułożenie przedtem planu tego, co zamierzali powiedzieć na wykładzie. Proponowałem, aby każdy wykład miał jedną z 3 form: aby był ułożony „w drabinkę”, „w jodełkę” lub „w szlaczek”. Wykład „w drabinkę” wymienia po kolei fakty, zjawiska, bez szczególnego uzasadnienia ich zależności. Ta forma nadaje się np. do wykładu z anatomii patologicznej, w którym profesor przedstawia po kolei różne postaci morfologiczne, np. raka. Wykład „w jodełkę” przedstawia logiczny ciąg zjawisk, które jedne wypływają z drugich lub jedne są następstwem drugich. Na przykład mówiąc o niewydolności krążenia zależnej od wady serca, przedstawiam najpierw różne typy uszkodzenia zastawek serca, potem wynikające z tego zaburzenia hemodynamiczne oraz następstwa tego widoczne w dużych i małych naczyniach różnego typu. Wynikają z tego sinica, obrzęk, puchlina brzuszna itd. W takim wykładzie staram się, aby słuchający rozumiał wzajemną zależność zjawisk, które wypływają i są zależne jedne od drugich. Wykład „w szlaczek” winien być tak ułożony, aby każda jego część kończyła się takim samym lub podobnym wnioskiem. Na przykład przedstawiając zaburzenia krążenia obwodowego na końcu każdego obrazu klinicznego, np. niedokrwienia serca, kończyn, mózgu, należy wykazać, że wszystkie te zjawiska są zależne od zamknięcia lub zwężenia tętnicy doprowadzającej i w każdej sytuacji powstające objawy są zależne od niedokrwienia, tworząc typ „chromania mózgowego”, sercowego, kończyn itp. Wszystko zaś w istocie spowodowane jest najczęściej miażdżycą tętnic.
Szczególnie ważne i odpowiedzialne są wykłady dla studentów. Wymagają one bardzo starannego ułożenia słów i zdań, zgodnie z jasnym, dającym się bez trudu odtworzyć porządkiem faktów, obrazów lub zbieżności. Według mego doświadczenia nawet pilnie słuchający student zapamiętuje z wykładu 2-3 rzeczy. Jeżeli wykład jest nieuporządkowanym opowiadaniem, student pamięta najczęściej pojedyncze, anegdotyczne zdania lub określenia. Jeżeli informacje podaje się w postaci planu, to zapamiętuje się go znacznie lepiej i potem kiedyś w życiu każdy uzupełnia sobie brakujące, zapomniane szczegóły. Z upływem czasu i rosnącym własnym doświadczeniem zaczynają one pasować do tego planu, który się dobrze pamięta z wykładu nauczyciela.
Konieczność poprawnego mówienia po polsku nie wymaga komentarzy. Złe zdania, złe słowa, budząc uwagę słuchacza, odwracają jego pamięć i wyobraźnię od głównej treści i tez wykładu. Język polski jest bardzo bogaty w słowa. Pozbawiony przenośni, omówień, niepotrzebnych komentarzy, nadaje się do nauczania nie gorzej od angielskiego.
Na samym końcu jeszcze kilka słów o słowie pisanym, szczególnie o podręcznikach uniwersyteckich. Nasze podręczniki pisane dla studentów są złe. Autorzy tych podręczników piszą je najczęściej obłożeni innymi książkami, napisanymi nieraz w językach obcych, szczególnie po angielsku. Pisząc własny tekst, tłumaczą mniej lub bardziej dokładnie tekst angielski. Różnica języków i różny sposób myślenia sprawiają, że nieraz to, co się napisze, staje się bardzo trudne do zrozumienia, przyswojenia sobie przez studenta. Byłem przez wiele lat nauczycielem akademickim i wielokrotnie rozmawiałem o podręcznikach uniwersyteckich ze studentami. Skarżyli się oni, że polskie książki do nauki są pisane niespójnie, niezrozumiale i złym językiem. Przynosili mi jako rektorowi różne teksty prosząc, abym przeczytał tu i tam jakiś rozdział lub ustęp. Potem musiałem im „swoimi słowami” powiedzieć krótko, o co w nich chodzi. Starałem się im udowodnić, że nie mają racji, że każda nowa nauka wymaga najpierw zapoznania się z nią, że niesłusznie wszystko krytykują. Niemniej jednak czasami, muszę się do tego przyznać, nie umiałem spełnić prośby studentów, aby wyjaśnić krótko i jasno treść myśli autora, źle tłumaczonej z języka angielskiego. Najlepszą książkę dla studentów pisze ten, kto najpierw zamknie wszystkie znane i nieznane podręczniki i sam napisze, co o danym przedmiocie jest mu w danej chwili wiadome i jak to rozumie współczesna wiedza. Trzeba napisać tak, aby student wiedział, co jest najważniejsze. Autor niech napisze „mniej, niż wie”, potem dopiero niech otworzy wszystkie możliwe książki i źródła, dopisując do tego, co sam napisał, tylko to, o czym rzeczywiście zapomniał.

Siła lekarskiego słowa jest wielka. Daje możność leczenia i nauczania. Słowo jest potrzebne lekarzowi do wykonywania zawodu, tak jak każde inne jego narzędzie. Słowo lekarskie, które wywodzi się z prawdziwej wiedzy i chęci pomożenia choremu, ma rzeczywistą skuteczną siłę. Pozbawione tych cech słowo lekarza staje się magią.

Przez całe moje życie lekarskie patrząc na mistrzów właściwego posługiwania się słowem, do których należał prof. Walenty Hartwig, chciałem bardzo, aby i moje słowo nie było magią. Ü

Jan NIELUBOWICZ

Warszawa, 25 października 1990 roku

Przedruk z „Polskiego Tygodnika Lekarskiego”, 1991, t. XLVI, nr 37-39. Część VI (ost.). Części I-V zamieściliśmy w „Pulsie” nr 6, 11, 12/2003 oraz 1 i 2/2004.

Archiwum