28 czerwca 2005

Lekarze pracują za długo

Z wiceprzewodniczącym ZK OZZL Ryszardem KIJAKIEM rozmawia Józef Kielar

Ile godzin polski lekarz spędza w szpitalu czy w przychodni i jak to się ma do unijnej dyrektywy przewidującej m.in., że tygodniowy czas pracy będzie wynosił maksymalnie 48 godzin?

– W jednym ze znanych mi szpitali powiatowych lekarka dyżurowała na okrągło codziennie miesiąc w miesiąc, gdyż była tam jedynym anestezjologiem. Wreszcie wyjechała do USA. Jej następczyni miała mniej szczęścia, bo po kilku latach takiego trybu życia po prostu zmarła. W białostockim pogotowiu jeden z lekarzy pracuje 500 godzin miesięcznie (cały miesiąc ma 720 godz.). Zgodnie z ustawą o zakładach opieki zdrowotnej, lekarz, oprócz 160 godz. pracy w czasie normalnej ordynacji zakładu, może być zmuszony do pełnienia 8 dyżurów w miesiącu, co wynosi średnio ok. 144 godz. Razem to 304 godz., czyli 76 godz. tygodniowo. Do dyrektywy unijnej ma się to więc nijak.
Jakie mogą być skutki wprowadzenia unijnych przepisów dotyczących czasu pracy dla szpitali, lekarzy,
a przede wszystkim dla pacjentów?

– Zakłady opieki zdrowotnej musiałyby przyjąć do pracy dodatkowo 15 tys. lekarzy (a skąd ich wziąć, skoro coraz więcej wyjeżdża na Zachód?) i wydać rocznie ponadplanowo 750 mln zł (przy utrzymaniu dotychczasowej, żenującej wysokości zarobków!). Lekarze, nie mogąc dyżurować, otrzymywaliby gołą pensję, która netto wynosi średnio ok. 1300 zł miesięcznie. Zyskaliby pacjenci, bo 48-godzinny limit czasu pracy lekarzy zapewniłby im nieporównanie lepszą jakość świadczeń i większe bezpieczeństwo. Obecnie zajmują się nimi półprzytomni z przepracowania doktorzy, którzy – aby związać koniec z końcem – albo zaczynają popełniać błędy medyczne, albo robią przekręty finansowe. (…)
Czy polski rząd zrobił wystarczająco dużo, żeby wybrnąć z tej skomplikowanej sytuacji?

– Polski rząd robi w Brukseli wszystko, aby rozmiękczyć projekt zmian dyrektywy, bo wówczas dalej będzie mógł zmuszać lekarzy do półdarmowej pracy po kilkaset godzin miesięcznie. Dla naszego rządu jest to bardzo wygodne, podobnie jak dla brytyjskiego, który w tej sprawie jest sojusznikiem polskich władz. Natomiast nasz rząd nie zrobił nic, aby spowodować odczuwalne zwiększenie wynagrodzeń lekarzy, i nie zrobił nic, aby przeciwdziałać ich emigracji zarobkowej. (…) Ü

Fragmenty wywiadu, który ukazał się w „Gazecie Prawnej – Praca” nr 101, z 25-26 maja 2005 r.
Przedruk za zgodą Redakcji.

Archiwum