19 października 2005

Apetyt twardego dysku

Czy zdrowie jest wartością nieobojętną dla elit politycznych? Na pewno jest tematem trudnym – najlepiej je omijać, a jeszcze lepiej – żeby „zjadł je komputer”.

Dzięki wnikliwym dziennikarzom jednej ze stacji radiowych 28 września br. okazało się, że w materiałach dotyczących projektu przyszłego kształtu państwa, przekazanych tuż po wyborach parlamentarnych przez PiS potencjalnemu koalicjantowi – PO, zabrakło rozdziału omawiającego problematykę ochrony zdrowia. Po doniesieniach mediów na ten temat, komentarz wyraźnie zakłopotanego Kazimierza Marcinkiewicza, desygnowanego na premiera rządu, brzmiał: Widocznie zjadł to komputer!

Niepohamowana swawola komputerów, chociaż bardzo wygodna, nie może być jednak zawsze wytłumaczeniem dla dziwnego podejścia do zdrowia. Tuż pod koniec kadencji minister zdrowia, po wielu miesiącach prac i konsultacji, wykonał zobowiązanie wynikające z ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, i wydał rozporządzenie w sprawie kryteriów medycznych, jakimi powinni kierować się świadczeniodawcy, umieszczając świadczeniobiorców na listach oczekujących na udzielenie świadczenia opieki zdrowotnej. I teraz już wiadomo, że: na liście oczekujących należy umieścić pacjenta (poza stanami nagłymi) na podstawie kryteriów medycznych opartych na aktualnej wiedzy medycznej, stanu zdrowia, rokowania co do dalszego przebiegu choroby itp.

We wrześniowym „Pulsie” Aleksander Kotlicki w artykule „Wyważanie otwartych drzwi” pisał m.in., że przepis nadający ministrowi zdrowia prawo i nakładający na niego obowiązek ustanawiania w tej sprawie kryteriów medycznych jest niedorzeczny – chociażby dlatego, że i ustawa o zawodzie lekarza, i ustawa o ZOZ-ach mówią już o leczeniu zgodnie ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, a rozporządzenie o zasadach techniki prawodawczej mówi: ustawa nie może powtarzać przepisów zamieszczonych w innych ustawach. Ale to tylko względy legislacyjne – gdzieś także powinien jednak pojawić się wreszcie zdrowy rozsądek legislatorów, bo w przeciwnym razie pozostaje liczyć wyłącznie na… apetyt twardego dysku!

Ewa Gwiazdowicz

Archiwum