15 marca 2006

Ministerstwo twardych danych

Z wiceministrem zdrowia Jarosławem PINKASEM rozmawia Justyna Wojteczek

Prof. Religa i pan nie macie zaplecza politycznego, podobnie zresztą jak większość waszych poprzedników. To było też zawsze wyraźną słabością kolejnych ekip. Historia ministrowania Mariusza Łapińskiego, który takie zaplecze miał, pokazuje, jak jest ono ważne. Czy nie obawia się pan, że nie uda się przeprowadzić reform, jeżeli nie ma tej siły w parlamencie, rządzie?

Myślę, że oprócz siły politycznej potrzebna jest siła przekonywania i oddziaływania. Prawdziwa osobowość. Od lat w resorcie nie było tak silnej osobowości, jednoznacznie utożsamianej z sukcesem, jaką jest profesor Religa. On kończy to, co zaczyna. Być może wyjątkiem potwierdzającym regułę był start pana profesora w wyborach prezydenckich. Zadania resortu profesor ocenia realnie. Jak patrzy się na sposób, w jaki rozmawia z politykami, z mediami, przedstawicielami świata medycznego, to widać, że buduje mosty, a nie okopy. Ten resort to nie jest zamknięta twierdza. Konkretne dokonania przeważają nad konotacjami politycznymi. I przypominam, że to pan prezydent poprosił pana profesora o to, by został ministrem zdrowia. (…)

Możliwe, że na wiosnę dojdzie do protestów lekarskich…

Lekarze mają to do siebie, że przyjmują konkretne argumenty. Jeżeli nagle mielibyśmy dosypać do systemu 6-7 mld zł, to prawdopodobnie Polska by tego nie wytrzymała. Jeżeli natomiast zaplanujemy odpowiednią ilość środków, która da w określonej perspektywie poprawę, i Polska nie padnie, to wszyscy to zaakceptują. Mamy do czynienia ze środowiskiem wykształconym.

Ale to środowisko widzi, że górnicy protestują
i dostają pieniądze, a lekarze – nie mogą? Widzą, że poszła gigantyczna pomoc państwa dla PKP, górnictwa, hutnictwa, a dla ochrony zdrowia przeznaczono 2,2 mld zł, i to na dodatek jako pożyczkę!

To jest kwestia polityczna. Tutaj należałoby rozmawiać
z premierem, ministrem finansów, doradcami premiera ds. zdrowia. To jest poza mną. Ja mogę powiedzieć jedno: nie ma marnotrawstwa środków w dziedzinach, którymi zajmuję się w resorcie zdrowia. To był główny powód utyskiwania – ilekolwiek pieniędzy ochrona zdrowia by dostała, wszystko zmarnuje. Takie podejście jest straszne, bo nigdy nie było oparte na wiedzy, ale na tym, co się komuś wydaje. A my w ministerstwie działamy na takiej zasadzie: nic się nam nie wydaje. Albo mamy pewność,
bo mamy twarde dane, albo nie opowiadamy o tym,
co nam się wydaje. W tej chwili jest to ministerstwo
twardych danych. (…) Ü

Fragmenty rozmowy
zamieszczonej w „Medical Tribune” nr 1/2006,
25 stycznia 2006 r.
Tytuł pochodzi od redakcji „Pulsu”

Archiwum