4 maja 2006

Protest mazowieckiej służby zdrowia

W dniu 7 kwietnia br. odbył się protest lekarzy w mazowieckich zakładach opieki zdrowotnej. Większość szpitali pracowała w trybie dyżurowym. Izby przyjęć i szpitalne oddziały ratunkowe przyjmowały pacjentów zgłaszających się osobiście i przywożonych przez karetki pogotowia ratunkowego. Wszyscy chorzy wymagający natychmiastowej pomocy byli przyjmowani przez dyżurujących lekarzy. Ordynatorzy oddziałów i kierownicy przychodni stawili się tego dnia do pracy.
Pacjenci byli wcześniej informowani o planowanym proteście. Proponowano im przeniesienie wizyt u lekarzy specjalistów na inny termin. W niektórych dzielnicach Warszawy wyznaczono dyżurujące przychodnie, które głównie przyjmowały pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej. Protest przebiegał spokojnie. Pacjenci, w ogromnej większości, rozumieli i popierali protest lekarzy.
Komentarze prasowe i telewizyjne, które ukazały się w dniu protestu, obiektywnie pokazywały stan szpitali i warunki pracy personelu, ale odnotowywały szereg krytycznych wypowiedzi pacjentów. Przede wszystkim dotyczyło to zarobków lekarzy. Usiłowano przedstawić społeczeństwu bogatego lekarza, który jeździ dobrym samochodem, ma własny dom i domaga się wyższej pensji.
Dążenie lekarzy, by podnieść swój status materialny, jest okupione pracą ponad siły. Wierzę, że nikt z piszących słowa pełne wyrzutów, nie chciałby stać przy stole operacyjnym lub przyjmować pacjentów w izbie przyjęć przez 35 godzin bez przerwy. Ci, którzy zarabiają więcej, aby uzyskać taki poziom zarobków, dyżurują 7-8 razy w miesiącu, a czasami i częściej. Lekarzom, którzy czytają ten tekst, nieobca jest praca w kilku przychodniach po 11-12 godzin dziennie przez wiele lat. Sądzę, że żaden z dziennikarzy nie chciałby się znaleźć w rękach chirurga, który operuje od 20 godzin lub przyjmuje 50. pacjenta. Wytrzymałość człowieka, a my, lekarze, też jesteśmy tylko ludźmi, jest ograniczona. Trudno domagać się od przepracowanego lekarza pełnej koncentracji i kompetencji, łatwiej wówczas o pomyłki i pobieżne potraktowanie problemu.
W przeszłości protesty personelu medycznego nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. „Wystrajkowana” przez pielęgniarki „ustawa 203” do dzisiaj jest kulą u nogi wielu szpitali. Próby ratowania sytuacji ustawą o pomocy publicznej i restrukturyzacji zakładów opieki zdrowotnej to także rozwiązanie połowiczne. Zaciągniętą na mocy tej ustawy pożyczkę trzeba spłacić. Mimo obietnic umorzenia części zobowiązania jest to duże obciążenie.
Istnieją realne obawy, że obecnie także pod groźbą strajków i protestów zostaną przyjęte rozwiązania ustawowe, które tylko doraźnie spełnią żądania protestujących. Nie ma koncepcji zmian systemowych, które trwale ustaliłyby wyższy i realny poziom finansowania ochrony zdrowia. Politycy interesują się problemami służby zdrowia dopiero wtedy, kiedy pojawiają się protesty.
Przykro by było, gdyby ten protest skończył się fiaskiem. Jesteśmy upodleni pracą ponad siły, marnym wynagrodzeniem i ciągłym czekaniem na lepsze czasy dla polskiej służby zdrowia. Niektórzy mówią, że lepiej już było. Ü

GP

Archiwum