13 września 2006

Czy podzielą się władzą?

W szpitalach zapowiada się gorąca jesień. I to wcale nie dlatego, że przyjdzie realizować obietnice związane z podwyżkami. Ogłoszony w sierpniu przez Ministerstwo Zdrowia zamiar likwidacji stanowisk ordynatorskich rozpali emocje, bo sprawa nie od dziś wydaje się mocno kontrowersyjna.
Będą tacy, którzy wywołany temat nazwą zastępczym.
Bo czy publiczna ochrona zdrowia nie ma dziś poważniejszych problemów na głowie, niż zmiana modelu funkcjonowania szpitalnych oddziałów? Inni odpowiedzą: jeśli nie teraz, to kiedy? Ileż to lat trwa dyskusja nad przyszłością systemu ordynatorskiego, przebiegiem konkursów na te stanowiska i przyznanymi kompetencjami. Do tej pory bez żadnych konkluzji. Szeregi zwolenników i przeciwników są – jak liczę na oko – do siebie zbliżone. Różni je jednak zakres posiadanych wpływów, co na ostateczną decyzję ministra może wywrzeć niebagatelną presję.
Odebranie władzy ordynatorom oznacza oczywiście rozstanie z przywilejami, jakie to środowisko miało. Ale to również koniec z odpowiedzialnością, jaką ordynator ponosił za pracę swojego oddziału. Pytanie, czy odpowiedzialność ta – powiedzmy na 50-łóżkowym oddziale – nie była do tej pory iluzoryczna?
Czy nie kończyła się na ustawianiu „pod swoich” grafiku pracy zespołu młodszych lekarzy albo czy nie polegała na sterowaniu kolejką przyjęć? To właśnie te patologie kłują w oczy opinię publiczną i najwyraźniej ministra Religę, który nigdy nie ukrywał awersji do systemu ordynatorskiego. Podział władzy absolutnej między konsultantów-specjalistów ma być odtrutką, zaczerpniętą ze szpitali amerykańskich i brytyjskich.
Aby jednak pomysł się przyjął i nie wywołał zamieszania, pozbawienie ordynatorów stanowisk powinno odbyć się w sposób cywilizowany. Bo boję się sytuacji, kiedy na oddziale zamiast jednego będzie pięciu szefów, konkurujących o swoje „konsultanckie łóżka” czy dostęp do sali operacyjnej. To grozi anarchią, która przy polskim temperamencie i skłonności do waśni zawodowych niedobrze wróży zarówno młodszym lekarzom, jak i pacjentom. Pozostanie też opłakiwać tych ordynatorów, którzy są wspaniałymi nauczycielami zawodu i zasługują na tytuł „mistrza”. Czy odnajdą się w nowym systemie, a nie poczują zdegradowani?
Przy tego rodzaju zmianach istotne są nie tylko suche paragrafy, ale też sposób, w jaki rozmawia się z ludźmi. Chciałbym wierzyć, że minister wyciągnął wnioski z wielu lekcji, jakie dało mu życie, i przed odwołaniem ordynatorów przedstawi im zalety nowego systemu, pokaże nowe horyzonty (przypuszczam, że oponenci sami nie potrafią ich dostrzec). W przeciwnym razie utkniemy na wiele lat w bałaganie i wszyscy
na tym stracą. Ü

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum