1 grudnia 2007

Muzy i my – Trudy tworzenia

Czytałam wywiady z naszymi pisarzami: Januszem Głowackim, Jerzym Pilchem i Katarzyną Grocholą. Zadawano im pytanie, ile czasu poświęcają na napisanie książki i czy towarzyszą im trudy tworzenia. Odpowiedzi tych trzech osób były podobne – samo życie nasuwa im temat; powstaje plan, charakterystyka postaci – siadają przed komputerem, stuk, stuk w klawisze i akcja sama się rozwija. Korekta i w parę miesięcy dzieło gotowe do druku.
Przypomniałam sobie te słowa w trakcie lektury eseju mojego ulubionego autora Jana Parandowskiego o Gustawie Flaubercie i męczarniach, jakie przeżywał ten francuski pisarz przy dobieraniu słów, metafor – poświęcał nieraz wiele godzin, by napisać stroniczkę. W jego domu w Croisset (obecnie muzeum) widziałam rękopis „Madame Bovary”: wielokrotnie przekreślany, przepisywany, zmieniany.
Gustaw Flaubert – od dziecka zmagający się z epilepsją (wobec której jego ojciec, lekarz, był bezradny), nadmiernie wrażliwy i nad wiek dojrzały – już jako trzynastolatek zaczął pisać przeróżne historyjki, które potem czytał kolegom. Często makabryczne, pełne morderstw, trupów i duchów. Może widok z okna mieszkania na szpitalne prosektorium był inspiracją tych opowiadań?
Po ukończeniu szkoły Flaubert wybrał się z przyjacielem w trwającą przeszło rok podróż do Egiptu, Indii i innych krajów Azji. W czasie tej wyprawy powstał zamysł napisania powieści, dla której autor miał już gotowy tytuł i imię bohaterki – Emma. Po powrocie do Francji zaczął się jego trud pisania, trwający 5 lat. Oto, co pisze Jan Parandowski: „Przykuty do papieru, ze spłonioną twarzą, z nabrzmiałymi żyłami, nękany strachem, z gardłem wyschniętym od pragnienia, by się dokopać do jakiegoś źdźbła czy ziarna, które czuł wewnętrznym instynktem. (…) Znalezienie właściwego słowa – triumf wielki i radosny, harmonia zdania, rytm prozy piękny i rytmiczny jak wiersz”.
Znamy historię druku powieści: oskarżenie autora i wydawnictwa „Revue de Paris” o występek przeciw obyczajowości (choć to dla współczesnych było dziwne w kraju tradycyjnej swobody literackiej, jakim była Francja), następnie unieważnienie oskarżenia. Wszystko to, oczywiście, przysporzyło autorowi reklamy. Nakład powieści „Madame Bovary”, przeznaczony na 5 lat, rozszedł się w 2 miesiące.

Zrobił sobie Flaubert roczną przerwę – jednak nie na leniuchowanie, ale na pogłębianie ogólnej wiedzy z archeologii, filozofii, matematyki, medycyny, historii oraz nauki o różnych religiach. Nawiązał też korespondencję ze specjalistami w tych dziedzinach. Tak w wielkim trudzie powstawał nowy utwór – „Salambo”. Nad opowieścią o pięknej Fenicjance o imieniu Pyrrha autor pracował kolejnych 5 lat.

Minęło 127 lat od śmierci Flauberta, ale jego książki wciąż są czytane na całym świecie i wszędzie budzą zachwyt pięknem słowa i głębią myśli. Ilu dzisiejszych polskich pisarzy będzie się cieszyć taką popularnością za 100 lat?

Anna BIEŻAŃSKA

Archiwum